Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 6/10 kreska: 7/10
fabuła: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 14
Średnia: 6,64
σ=1,44

Wylosuj ponownieTop 10

Yoru Cafe

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 2008
Liczba tomów: 3
Tytuły alternatywne:
  • ヨルカフェ。
Gatunki: Komedia, Romans

Nietypowy spadek i młoda wdowa, pogrążona w rozpaczy po śmierci dużo starszego męża. Czy spotkanie z trzema cudownymi mężczyznami złagodzi jej ból?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: moshi_moshi

Recenzja / Opis

Hina Takato to młoda wdowa, której mąż zapisał w spadku małą kawiarnię wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza, czyli trzema przystojnymi pracownikami. Ponieważ mimo dużej różnicy wieku, małżeństwo Hiny było bardzo udane, kobieta przysięga sobie, że już nigdy się nie zakocha. Ale czy spotkanie z młodymi „częściami” spadku nie wymusi na bohaterce zmiany planów? Na pewno, zwłaszcza gdy jeden z panów okaże się idolem Hiny z czasów licealnych, a na horyzoncie pojawi się szarmancki prawnik, pracujący dla jej zmarłego męża.

Mimo interesującego początku i haremu przystojniaków, Yoru Cafe zalicza się do słabszych mang Maki Enjouji. Lekki i przyjemny komiks, podobnie jak pozostałe prace mangaczki, jest jednym z rzadkich przedstawicieli josei, ale niestety nie zmienia to faktu, że kuleje tu zarówno fabuła, jak i postacie. Już sam pomysł wyjściowy okazał się dość ryzykowny, bo chyba nikt nie uwierzy, że dwudziestotrzyletnia kobieta, która do tej pory żyła w związku ze starszym panem, oprze się urokowi młodego mężczyzny. Co prawda Hina stara się traktować Sawatariego, Nanjou i Yukimurę jak członków rodziny, ale im bardziej się stara, tym bardziej jej nie wychodzi. Chociaż panów jest trzech (a właściwie czterech, licząc prawnika Toudou), praktycznie od początku wiadomo, że jedynym poważnym kandydatem do serca Hiny jest Sawatari, była wschodząca gwiazda tenisa. Nasza para zapiera się rękami i nogami, byle tylko nie skończyć w łóżku, ale autorka zaplanowała dla nich inną przyszłość. Nanjou i Yukimura są bacznymi obserwatorami, którzy z boku oceniają sytuację i czasem podejmują konieczne dla dobra bohaterów decyzje (oczywiście przy okazji, a może przede wszystkim, pełnią także rolę cukierków dla oka).

Napisałam w poprzednim akapicie, że fabuła kuleje – początek sugeruje uroczą komedię pomyłek, gdzie przypadkowe spotkanie Hiny z pracownikami jest kamyczkiem powodującym lawinę. Niestety z czasem czytelnik dowiaduje się, że zarówno dobór personelu, jak i spadek to przemyślane działania męża Hiny, który pragnął dla niej wszystkiego, co najlepsze. Tak, sytuacja z daleka śmierdzi wszechmocną wolą autorki, bo zdrowy rozsądek podpowiada, że ś.p. pan Takano nie mógł mieć żadnej pewności, że jego plan się uda, a i za dużo tu zbiegów okoliczności. Serio – Hina zaraz po śmierci męża spotyka swój obiekt westchnień z czasów liceum, panowie akceptują ją w okamgnieniu i od razu zaczynają traktować jak członka rodziny, nagle jak spod ziemi wyrasta zainteresowany nią prawnik… Coś za dużo tego dobrego! Do tego dochodzi fakt, że Nanjou, Sawatari i Yukimura nie są przypadkowymi pracownikami kawiarni, gdyż każdy z nich zawdzięcza co nieco panu Takano, a i ich sytuacja osobista jest zaskakująco podobna. W tle majaczą traumy i małe dramaty z przeszłości, co ma na celu pokazanie, jakim aniołem był ukochany Hiny i ile wspólnego mają bohaterowie. Pani Enjouji tym razem zdecydowanie zaszalała z lukrem, zapominając o jakimś bardziej wyrazistym akcencie, przez co całość wyszła zbyt mdła i nijaka.

Twórczość tej mangaczki od zawsze odbierałam jako coś wręcz naładowanego pierwiastkiem filmowym. Można panią Enjouji lubić bądź nie, ale trzeba przyznać, że jej komiksy to świetny materiał na scenariusz serialu. O ile Hapi Mari czy Private Prince można by z powodzeniem sprzedać jako amerykańską operę mydlaną lub japońską „dramę”, tak Yoru Cafe kwalifikuje się raczej na południowoamerykańską telenowelę. Hina jest słodka, uczynna i dobra – to okaz niewinności (przynajmniej kiedy jest trzeźwa) i przykład dziewczęcia chowanego pod kloszem. Panowie reprezentują zaś typ rycerza w lśniącej zbroi, może poza Toudou, który okazjonalnie pełni rolę „czarnego charakteru”. Owszem, tym razem nie ma zazdrosnej rywalki czy gburowatego macho, ale są za to traumy, dobre chęci, którymi wybrukowane jest piekło oraz totalny brak porozumienia. Bywa łzawo i podniośle, głównie dlatego, że w obsadzie nie ma ani jednego bohatera z charakterem, który ustawiłby całe towarzystwo do pionu. Siłą komiksów pani Enjouji zawsze byli bohaterowie! Niekoniecznie przebojowe, za to sympatyczne i poukładane kobiety, kiepsko radzące sobie z mężczyznami, ale mające własne marzenia i cele, do których dążą, by gdzieś po drodze spotkać tego jedynego. Takoż panowie zawsze ujmowali mnie pewnością siebie, poczuciem humoru i nieco bezczelnym usposobieniem. Tego zabrakło w Yoru Cafe – niby są Nanjou i Yukimura, którzy część tych cech posiadają, ale szybko stają się oni tłem dla głównej pary – rozciapcianej i nieciekawej.

Mangę ratuje nieco humor – ciepły i lekki, którego źródłem są słabości bohaterów. Warto jednak wspomnieć, że kiedy żarty zniżają się do poziomu „bieliźnianego”, całość niebezpiecznie zaczyna przypominać klasyczne shoujo. Bo przepraszam bardzo, ale dorosła kobieta, która ma już pewne doświadczenia za sobą, wstydząca się przytulić faceta, tudzież tenże facet rumieniący się na widok kobiecych majtek, trochę nie pasują mi w komiksie skierowanym do dojrzałych czytelniczek. Poza tym autorka z wyczuciem dawkuje momenty humorystyczne i poważne – przynajmniej przez pierwsze dwa tomy. W trzecim proporcje niestety zostają zachwiane na korzyść wydarzeń poważnych oraz dramatów z przeszłości, przez co resztki realizmu odchodzą w siną dal, a subtelny nastrój pryska niczym bańka mydlana. Na scenę wkraczają kicz i tandeta wśród okrzyków rozpaczających bohaterów i ich dramatycznych gestów. Następuje kumulacja nieszczęśliwych wypadków, niedopowiedzeń i strasznych prawd, nagle wypełzających z ciemnych kątów. Szkoda zmarnowanego potencjału i kilku naprawdę dobrych i zabawnych scen, a także Yukimury i Nanjou, będących najjaśniejszymi punktami obsady.

Dużą zaletą mangi jest z pewnością kreska – ładna, dopracowana i przyjemna w odbiorze. Czytelnicy, którzy znają inne dzieła pani Enjouji, wiedzą, czego się spodziewać – modelowi bishouneni o charakterystycznych owalnych twarzach i wyrazistych oczach z mocno zaznaczonymi rzęsami, mający fryzury podzielone na mnóstwo mniejszych pasm z niesfornymi kosmykami opadającymi na oczy. Muszę przyznać, że mruczni są i chętnie zobaczyłabym ich w anime, zwłaszcza że w Yoru Cafe autorka zdecydowała się umieścić cały harem – do wyboru, do koloru. Hina to typowa przedstawicielka japońskiego komiksu – wielkooka, o pełnej buzi i bardzo szczupłej sylwetce. Gdyby ktoś powiedział, że ma szesnaście lat, też bym uwierzyła, ponieważ jej wygląd nie sugeruje konkretnego wieku (acz to samo tyczy się panów). Za jedyną wskazówkę można uznać sposób ubierania się. Artystka woli polegać na rastrach, całkowicie wypełniając nimi otoczone prostym konturem pola. Poszczególne panele zajmują przede wszystkim postaci, podczas gdy tło pojawia się okazjonalnie i często potraktowane jest szkicowo. Warto jednak wspomnieć, że gdy pani Enjouji się zaweźmie, potrafi narysować całkiem zgrabny krajobraz, więc nie można jej zarzucić braku umiejętności, a jedynie lenistwo.

Przyznaję bez bicia, że do lektury mangi zachęciły mnie przystojne twarze bohaterów i chociaż warstwa fabularna oraz charaktery postaci pozostawiają wiele do życzenia, nie żałuję czasu poświęconego na czytanie. Yoru Cafe to Maki Enjouji w najczystszej postaci – jest sympatycznie, puchato, słodko, ale autorka nie zapomniała o odrobinie pikanterii, z pełną premedytacją pakując bohaterów do łóżka. Aby komiks wypadł dojrzalej, dorzuciła również trochę problemów i wydumanych dramatów. Mimo to nie jest to dzieło w pełni satysfakcjonujące (i absolutnie nie chodzi mi o jakieś głębsze doznania), głównie dlatego, że zabrakło mocniejszego akcentu w postaci kogoś z silną osobowością, kto przyciągnąłby uwagę czytelnika. Sawatari jest uroczy, ale brak mu charyzmy Wilfreda z Private Prince czy złośliwej natury Hokuto z Hapi Mari. Takoż Hina nie wzbudza żadnych emocji i do końca pozostaje obojętna czytelnikowi, pozostając przykładem biernej i rozmamłanej kobiety, która zawsze płynie z prądem i nawet postawiona pod ścianą nie potrafi powiedzieć, co naprawdę myśli. Czy warto przeczytać Yoru Cafe? Mimo wszystko tak, pod warunkiem, że jesteście fanami twórczości mangaczki i zapoznaliście się z jej lepszymi dokonaniami, a ciągle Wam mało. Szału nie ma, ale i świat się nie zawali, jeżeli sięgniecie po te trzy tomy.

moshi_moshi, 27 listopada 2012

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Shogakukan
Autor: Maki Enjouji