Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Komentarze

Karo$hitsuji

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    M
    Orihime-chan 9.06.2013 13:03
    Dla wielu osób może to być niezrozumiałe. Cóż ja zrozumiałam co autorka miała na myśli- więc nie będę aż taka surowa ponieważ w końcu doujin miał służyć autorce jako zabawa, nabranie doświadczenia etc. Oprawa wizualna pozostawia sobie co prawda wiele do życzenia ale muszę przyznać, że chibi Grella było naprawdę słodziutkie :3
    Odpowiedz
  • g 5.02.2013 21:31:28 - komentarz usunięto
  • Avatar
    R
    Gnosis. 2.02.2013 17:30
    wciąż traktowanych niezwykle poważnie (co wywołuje dość groteskowy efekt) wątków yaoi/shounen­‑ai, opierających się na czystym PWP (akronim od „Plot? What Plot?” dający się przetłumaczyć jako „Fabuła? Jaka fabuła?”, ewentualnie „Mniejsza o fabułę, niech oni już idą do łóżka, hop siup!”)


    To zdanie mnie rozwaliło do tego stopnia, że wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem i dostałam głupawki. W tej recenzji jest więcej takich smaczków, bardzo zabawnie napisana, taka z ,,jajem''. Oby więcej takich tekstów na tanuku!
    Odpowiedz
  • Avatar
    M
    odpowiedzi: 1
    Vanitachi 3.09.2011 21:08
    Messi
    Dziękuję za wnikliwą recenzję, która dostarczyła mi materiału do przemyśleń. Postaram się odnieść do zamieszczonych tu uwag na tyle obiektywnie, na ile pozwala pozycja autorki.

    Doujinshi „Karo$hitsuji. Le Chat Noir” miał być, wedle mojego zamysłu, skierowany do osób, które cenią „Kuroshitsuji”, a jednocześnie potrafią odnieść się do tej (miejscami bardzo zabawnej) serii z życzliwym dystansem. „Karo$hitsuji” jest dedykowane przede wszystkim tym czytelnikom, którzy lubią bohaterów „drugiego planu” – Undertakera, Williama, Grella, Lau i Ranmao. W przeciwieństwie do oryginału – tym razem Sebastian i Ciel nie grają pierwszych skrzypiec. „Karo$hitsuji” jest także zabawą z konwencją doujinshi jako takiego – w końcowych partiach okazuje się, że rysowanie szemranych komiksów jest kolejnym planem Grella na ratowanie budżetu. Odniesienia do francuskiego kabaretu (Le Chat Noir), malarstwa czy krytyki politycznej (Korea Północna, marksizm w interpretacji Grella) miały podkreślać umowność tego, co się dzieje.

    To prawda, że „Karo$hitsuji” nie jest przeznaczone dla osób, które czytają mangę Yany Toboso w pierwszej kolejności z uwagi na piękną kreskę. Mój komiks nie zaspokoi ich potrzeb estetycznych. Zależało mi na tym, by identyfikacja bohaterów nie sprawiała czytelnikom problemu, natomiast nie zamierzałam naśladować kreski oryginału. Taki zabieg wydaje mi się uzasadniony wówczas, gdy autor doujinu chce zasygnalizować bliski związek swojej historii z realiami tytułu, na którym się opiera. W „Karo$hitsuji” ten związek jest bardzo luźny. Oczywiście nie chciałam tworzyć – jak to zgrabnie zostało ujęte – „krzywego” doujinshi. Rysowałam najlepiej jak umiałam. Jeśli wyszło krzywo – to znaczy, że nie umiałam. I że muszę się nauczyć.

    Fabuła z założenia jest tak prosta, by dało się ten doujin zrozumieć bez dialogów. W ten sposób funkcjonował on w Internecie. Dodanie dialogów było swojego rodzaju bonusem dla osób, które znały tytuł z serwisu deviantart, ale zdecydowały się zakupić tomik. Negatywną konsekwencją tego zabiegu okazało się wrażenie natłoku. Teraz, z perspektywy czasu, widzę, że
    rastrów jest faktycznie za dużo. Tu zgadzam się stuprocentowo z opinią wyrażoną w recenzji.

    Z kwestii technicznych: ładne wydanie nie jest moją zasługą, natomiast jestem odpowiedzialna za wybór czcionki, którą uważam za raczej neutralną, a do historii humorystycznych w sam raz. Dlatego nie podpisuję się pod stwierdzeniem, że „każda
    inna byłaby lepsza”. Zbyt wystylizowane litery powiększałyby bałagan.

    Cenię sobie tak zwaną radość rysowania i możliwość spędzenia czasu z bohaterami, których lubię (a „niedosyt” Williama, Undertakera i Lau trochę mi doskwierał w oryginale). To prawda, że czas spędzony nad tym doujinshi był dla mnie dobrą zabawą. I swojego rodzaju odpoczynkiem po zakończeniu dłuższej, bardziej wymagającej historii – choć data wydania na to nie wskazuje, „Karo$hitsuji” powstało kilka miesięcy po pierwszym tomie „Acaryi”. Ale „radość rysowania” musi się przekładać na „radość czytania”. Odpowiadając na watpliwości wyrażone na początku recenzji: za bardzo szanuję czytelników, wydawców i drzewa idące na papier, aby proponować do druku coś, przy czym nie stawiałam sobie żadnej poprzeczki.

    Mam nadzieję, że wśród czytelników „Karo$hitsuji” znaleźli się i tacy, których mój komiks bardziej rozbawił niż zniechęcił.Rozumiem, że autorka recenzji zdecydowanie nie należy do tej grupy. Obiecuję natomiast, że czas, który poświęciła czytaniu „Karo$hitsuji” i pisaniu recenzji, nie będzie stracony.Jak mawia Leo Messi: „Im więcej kopniaków dostaję, tym bardziej zmotywowany się czuję”.

    Pozdrawiam,
    Vanitachi
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime