Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 6/10 kreska: 6/10
fabuła: 5/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 3
Średnia: 4,33
σ=0,47

Wylosuj ponownieTop 10

Gin ni Naru

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 2006
Liczba tomów: 1
Tytuły alternatywne:
  • 銀になる
Gatunki: Romans, Sportowe
Widownia: Shoujo; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm, Trójkąt romantyczny

Łyżwiarstwo figurowe z wątkiem romantycznym w tle, czyli kilka obiecujących przystawek bez dania głównego.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Uczęszczająca do liceum Eri Ogawa wiedzie dość bezbarwne i nudne życie. Każdy kolejny dzień wygląda niemal tak samo i nie zanosi się na to, by coś miało się zmienić. A może jednak? Pewnego razu uwagę Eri zwraca młody mężczyzna, którego postanawia śledzić. Trafia za nim do klubu łyżwiarskiego i z miejsca zostaje do niego przyjęta… Ale w sumie, czemu nie? W końcu jest to jakieś urozmaicenie, a osoba, która ją tu „sprowadziła”, Kyouichi Kobayashi, okazuje się trenerem. Jak na teoretycznie początkującą łyżwiarkę, dziewczyna radzi sobie nadzwyczaj dobrze. Czy to na pewno pierwsze spotkanie Eri z tym sportem? I co wyniknie z jej rywalizacji z utalentowaną Kasugą?

Co się zapowiada? Spokojnie rozwijający się romans w sportowym środowisku? Tak, na początku tak to wygląda i daje niejakie nadzieje na może niekoniecznie oryginalną, ale dostatecznie ciekawą i solidnie napisaną historię. Autorka przedstawia czytelnikowi kolejne wątki, które już na pierwszy rzut oka mają potencjał: sportowe ambicje Eri i jej dzieciństwo, przeszłość Kyouichiego, ich pączkujący związek (początkowo jednostronne uczucie), potencjalny rywal czy wreszcie historia Kasugi. Wszystkie one połączone w jedno stanowiły całkiem wdzięczny punkt wyjściowy dla przynajmniej średniej jakości opowieści (jeśli poprowadzonej z rozwagą i ograniczeniem dramatycznych motywów, które wyraźnie czaiły się za rogiem). Tymczasem podstawową wadą mangi jest długość – trudno bowiem oczekiwać satysfakcjonującego rozwiązania wszystkich problemów w czterech rozdziałach, prawda? Prawda. Zaprezentowane wątki zostają jedynie zarysowane – jedne bardziej, drugie mniej wyraźnie, ale żaden z nich nie doczekał się chociażby połowicznego zakończenia (opowieść urywa się nagle bez jakiegokolwiek uprzedzenia i stosownej konkluzji, zanim cokolwiek ciekawszego zaczęło się dziać). Owszem, niektóre z nich miałyby szansę przeistoczyć się w rasową telenowelę, ale też niekoniecznie. Już chyba lepiej wypadłaby nieco uboższa, ale konsekwentnie skupiająca się przynajmniej na jednym wątku historia niż bogaty w składniki fundament, który ostatecznie nigdy nie posłużył jako element budulcowy czegoś większego.

Mam nieodparte wrażenie (może mylne, ale tego się raczej nigdy nie dowiemy…), że postaci to również niewykorzystany potencjał. Już na pierwszy rzut oka, nawet bez szczególnie rozbudowanych osobowości, wydają się sympatyczni.Wydaje się też, że to, co widzimy, to jeszcze nie wszystko, i że mają szansę się rozwinąć w całkiem ciekawe charaktery. Eri z pewnością ma talent, jest pogodna, otwarta, strasznie uparta, ale i wytrwała. Obiekt jej uczuć (może niekoniecznie jeszcze głębokich czy dojrzałych, ale na pewno szczerych), Kyouchi, to zamknięty w sobie, w jakiś sposób doświadczony przez życie młody mężczyzna, który nadal jednak ma w sobie pasję do łyżwiarstwa; pod płaszczykiem chłodu kryje się zraniony i nie do końca pewny siebie człowiek. Pojawia się również wyjątkowo utalentowany Satake, który jest nieco arogancki, zaborczy względem Eri i niesamowicie zazdrosny o Kyouichiego, ale trudno powiedzieć, by jego nieudolne próby przekonania Eri do opuszczenia klubu czyniły z niego pełnoprawnego antagonistę. Pojawia się również Kasuga, od lat szlifująca swoje umiejętności, pełna wdzięku i elegancji rywalka głównej bohaterki (raczej w sporcie niż w miłości), też niekoniecznie wpisująca się w sztywne ramy roli, w które próbuje się ją wsadzić. Niestety powyższe charakterystyki stworzyłam nieco na wyrost, bo w gruncie rzeczy żadne z tej czwórki nie ma szansy rozwinąć skrzydeł. Najbardziej chyba ucierpiały relacje Eri i Kyouchiego, które w niczym nie przypominają przesłodzonych i infantylnych relacji naiwnej kluchy i góry lodowej na dwóch nogach, dość popularnych w takich historiach. Wręcz przeciwnie: są bardzo subtelne i niesamowicie proste, bez zbędnych pokładów przyczajonego za rogiem dramatyzmu czy lukru (z drugiej strony ulicy).

Kreska Mari Okazaki, czegokolwiek by o niej nie mówić, z pewnością jest charakterystyczna i dość łatwo rozpoznawalna. Trudno pomylić te wielkookie postaci z bohaterami innych mang. Ich projekty są proste, ale w miarę poprawne anatomicznie, z całkiem bogatą mimiką twarzy, choć momentami wręcz żabimi ustami. Rysunek jest z pewnością przejrzysty – dominują bowiem biel i czerń, ale wydaje mi się, że odrobina światłocienia by nie zaszkodziła, bo tak całość wydaje się wręcz płaska. Na ubraniach próżno szukać większej ilości fałd czy zagnieceń, dominują pospolite rastry, które wypełniają również puste kadry, jedynie gdzieniegdzie wzbogacone o przeróżne wzorki. Tła są bardzo skromne i wyraźnie pełnią rolę drugorzędną, jednak bohaterowie zbyt często przebywają w próżni, a niestety okazjonalna klasa, ławka w parku, lodowisko czy przebieralnia sprawy raczej nie załatwią.

Zdaję sobie sprawę, że powyższa ocena jest być może odrobinę zbyt surowa, jednak zmarnowanego potencjału tej historii naprawdę żal, a szkoda tracić czasu na coś, co tak naprawdę prowadzi donikąd. Sympatyczni bohaterowie, zgrabnie nakreślone wątki i dające sporo możliwości sportowe środowisko – wszystko pięknie, wszystko fajnie, tylko gdzie właściwy scenariusz, bo ten jednotomowy prolog jest co najmniej niekompletny? Gin ni Naru mogłoby się spodobać zarówno fanom romansu, jak i opowieści sportowych, a już najbardziej tym, którzy lubią połączenie obu gatunków. Nie zabraknie tu nawet humoru i odrobiny dramatu, ale wszystko zostaje bezlitośnie urwane. Nie mam pojęcia, czy autorka planowała coś więcej, czy to była całość jej wizji… Tak czy siak, naprawdę nie warto, bo można się wciągnąć, po cichu liczyć na ciekawy rozwój wydarzeń, a tu nagle „ciach!”.

W zupełnie innym klimacie utrzymany jest natomiast dodatkowy oneshot zatytułowany Summer Fairytales, który ma szansę pozytywnie zaskoczyć czytelnika.

Enevi, 15 grudnia 2011

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Shueisha
Autor: Mari Okazaki