Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

H.P. Lovecraft: Nawiedziciel mroku

Tom 1
Wydawca: Studio JG (www)
Rok wydania: 2017
ISBN: 978-83-8001-242-4
Liczba stron: 162
Okładka
Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja

Trzecia z komiksowych adaptacji dzieł H.P. Lovecrafta autorstwa Gou Tanabe obejmuje dwie historie, z których każda wpisała się w kanon twórczości Samotnika z Providence, acz dzieli je wiele – od długości, poprzez moment powstania, po tematykę.

Otwierający tomik Dagon to krótka opowiastka z czasów, kiedy Lovecraft dopiero zaczynał przygodę z literacką grozą i niejako przypadkiem wykreował prototyp bóstwa jednej ze swoich ras – Istot z Głębin. Widać tu już wyraźnie elementy, które uczynić miał potem swoimi znakami firmowymi – ujęcie fabuły w formę opowieści człowieka stopniowo pogrążającego się w obłędzie, niechęć do morza i wszystkiego, co z nim związane, niedopowiedzenia i uczynienie źródłem grozy czegoś niewyjaśnionego, pochodzącego z odmętów historii Ziemi. Gou Tanabe nieznacznie tylko oszlifował to nieco surowe w pierwotnej formie opowiadanie. Jego szacunek do Lovecrafta raczej uniemożliwiał poważniejszą ingerencję w całość i może to dobrze – dzięki temu Dagon zachowuje swojego ducha, ponadto ciekawie wypada w porównaniu z drugim z opowiadań, tytułowym Nawiedzicielem Mroku

Lektura tego drugiego pokazuje, jak bardzo przez te lata Lovecraft rozwinął się jako autor. Fabuła, wykorzystująca dość banalny motyw, jakim jest demon zapieczętowany w opuszczonym kościele, została obudowana misternym klimatem i nastrojem, których kreatorem pisarz był zawsze świetnym. Osadziwszy akcję w swoich własnych okolicach, Lovecraft opisywał miejsca, które znał, a często oglądał codziennie. Bohater, młody artysta, w pełni realizuje powiedzenie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Tym, co wyróżnia Nawiedziciela Mroku wśród dzieł Lovecrafta, jest prezentacja cudzoziemców – od jawnej niechęci w swoich wczesnych dziełach przechodzi on do pokazania ich jako ludzi budzących sympatię, lepiej rozumiejących świat niż bohater. Tak jak w poprzednim przypadku, także i tu Gou Tanabe nie pokusił się o poważniejsze zmiany, acz jako wierny fan Lovecrafta zadbał, aby oddać wszystkie charakterystyczne elementy – łącznie z takimi detalami, jak widok z okna bohatera, identyczny z tym, który widział sam autor.

Obcując na równi z komiksami japońskimi i zachodnimi, nie mam problemów z kolorem czy czernią oraz bielą w nich obecnymi. Są mangi, które wolałbym widzieć w kolorze, jednak te, które tworzy Gou Tanabe, pozostają dla mnie jednymi z najlepszych czarno­‑białych pozycji, jakie widziałem. Wykorzystują doskonale ograniczenia palety, autor zręcznie operuje też rastrami. Ale tym, co szczególnie cenię, jest kreska. Kadry rysowane są z pietyzmem i dokładnością, niekiedy fotorealistyczną, aby momentalnie ustąpić miejsca surrealistycznym wizjom potworów. Tanabe, inaczej niż wielu zachodnich rysowników, nie próbuje rysować istot z mitów w sposób anatomiczny czy realistyczny. Wychodzi z założenia, że skoro Lovecraft opisywał je jako wymykające się ludzkiemu pojmowaniu, „nieopisane”, to takie powinny być. Dużo bym dał za pełen bestiariusz mitów ilustrowany przez tego pana.

W pewną konfuzję wpędziła mnie okładka – utrzymana w konwencji graficznej identycznej z dwoma poprzednimi tomikami, acz tym razem wykorzystująca element kolorystyczny barwy… różowej. Rozumiem, że miał to być kontrapunkt do czerni i bieli, ale przyznam, nijak mi ten róż nie pasuje do tematyki mangi. Cóż, żółć na okładce Ogara też nie do końca mi pasowała, ale nie tak bardzo jak ten róż tutaj. Poza tym detalem okładka jest równie udana jak poprzednio, gęsto wypełniają ją fragmenty rysunków z mangi, pokazujące, co autor potrafi.

Trzy kolorowe ilustracje zawarte na początku bardzo przypadły mi do gustu, zwłaszcza że wpisują się świetnie w konwencję – są z jednej strony bogate w szczegóły, z drugiej zaś nieco rozmyte i miejscami niejasne, co podkreśla ich pozaczasową i nie do końca ludzką proweniencję. Zwraca uwagę zamieszczona na trzeciej z nich ciekawa i oryginalna wizja najbardziej znanej księgi, którą wykreował Lovecraft – Necronomiconu.

W polskim wydaniu wykorzystano jako podstawę, po raz drugi już z kolei, znakomity przekład dzieł Lovecrafta autorstwa Macieja Płazy, co przydaje tej mandze dodatkowego smaku oraz wartości, tłumaczenie Płazy uchodzi bowiem w opinii fanów twórczości Samotnika z Providence za najlepsze i najwierniejsze duchowi oryginału. To pewnie też po części jest przyczyną, że czytało mi się ten tomik bardzo dobrze. Mam szczerą nadzieję, że nie jest to ostatnia pozycja z tego cyklu.

Grisznak, 21 grudnia 2017
Recenzja mangi

Tomiki

Tom Tytuł Wydawca Rok
1 Tom 1 Studio JG 9.2017