x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
kliknij: ukryte Z tego co pamiętam, ten cały budynek zostaje jednak sprzedany a sama bohaterka ma jechać do Tajwanu zachachmęcona przez jakiegoś super przystojnego producenta ubrań. Cały czas zakochana zna zabój w bracie.
Re: Cztery kwiaty i chwast
Re: Cztery kwiaty i chwast
Re: Cztery kwiaty i chwast
Re: No nie wiem.
A owszem, właśnie to jak „głupio” zachowuje się bohaterka wydaje mi się cudowne, jak dzieciak ale nie jak kukiełka czy szmata do podłogi często widywana w shoujo. Dodatkowo jej nieśmiałość i nieporadność jak dla mnie są usprawiedliwione. Ale tu mogę mieć za dużo doświadczeń własnych więc nie upieram się, że tak to zostanie odebrane przez innych.
Mały komentarz po kolejnym preczytaniu Pięknej bestii
Rzecz jest rzadka, bo to naprawdę manga o miłości. Nie o popędzie seksualnym i 100 sposobach jak pokazać płci przeciwnej, że też się ma gonady. Tu relacja jest budowana na przyjaźni, wzajemnym zaufaniu, wspieraniu się. Na tym na czym powinno się wg mnie budować jakikolwiek związek, a już partnerski w szczególności. Nie ma tu niepotrzebnych i bezsensownych „przypadków”. Jest życie, są radości i troski, jest zepsuta rura. Ot co.
Gust się zmienia z czasem, a raczej odporność i cierpliwość...
Re: Rozciągnięta kretynka i idiota wszechczasów.
Jestem tylko człowiekiem i dopiero jak coś przeczytam to widzę czy warto było czy nie. Nie dano mi tej wiedzy odgórnie.
Re: Wyjęłaś mi z słowa z ust!
Otóż to!!! Dlatego nie znoszę wszelkich fragmentów, w których nastolatki próbują to zrobić. Jednak Kizuna ewidentnie nie chciała i ja jego zachowanie odebrałam jako próbę dość niewybrednego zmuszenia jej do czegoś. On przestał bo ona się skuliła ze strachu. Nie, dla mnie przyjaźń NIE działa w ten sposób. Nie wobec dziewczynki, która ledwo zaczęła dorastać. NIE wobec dziewczyny, która przeszła to co przeszła. Poza tym jakim bucem trzeba być żeby widząc jak się sprawy mają próbować się wtrynić na trzeciego między dwójkę ludzi?! Bardzo zdecydowanie im dłużej o nim myślę tym bardziej go nie lubię.
Wyjęłaś mi z słowa z ust!
Pominąwszy powyższe manga mnie zachwyciła. Czytałam ją w każdej wolnej chwili, a czasem gospodarując chwile tam gdzie ich nie było tylko po to, żeby połknąć kolejny chapter. Bardzo podobały mi się postaci dlatego tak jak recenzentce mam autorce mangi za złe zakończenie. Od połowy mniej więcej manga trochę traci na oryginalności. Pojawiają się znane wszędzie motywy typowe dla shoujo, które zniszczyły niepowtarzalny klimat Torikagoushou. kliknij: ukryte Dramatyczny wyjazd overseas jest prawdziwy, jasne, ale nie widziałam ani jednej mangi, która używając takiego schematu wyszła z tego obronną ręką. Uczucie budowane pomiędzy głównymi bohaterami było bardzo prawdziwe, bardzo delikatne i żałuję bardzo, że zabrakło pomysłu na rozwiązanie tego w odpowiedni sposób. Bez trzyletniej przerwy. Ba! Wolałabym nawet zakończenie wątku w momencie samego wyjazdu niż sztuczną scenę powitania. Plus daddy long legs, który pojawił się znikąd -.- Jestem bardzo wybredną fanką wątków romantycznych (mówię wątków bo najczęściej zdarza się, że typowe romanse kuleją pod względem… romansu), a jednak nadal można mnie zaskoczyć, jak pokazuje przykład Torikagoushou. Pozytywnie zaskoczyć. Oby więcej takich mang się pojawiało.
Syndrom sztokholmski atakuje ponownie...
Re: Dangeki
Re: Dangeki
Rrromans
Cudowna manga na odprężenie. Bardzo cieplutka, za wywołane wrażenia i odczucia dostanie 9 ode mnie.
Bo z szatanami nigdy nie wie, oj nie wie się...
Kiedy zobaczyłam recenzję tytuł wydał mi się znajomy. Coś tam dzwoniło, ale nie wiadomo było gdzie. Wobec czego przeczytałam mangę i wtedy gdzieś w głębi jestestwa znalazłam przyczynę zjawiska. Otóż kiedyś ją porzuciłam. Dzisiaj czytając ją po raz drugi doskonale zrozumiałam dlaczego. Historia jest sztampowa niesamowicie. Typowy zły chłopiec, który zmienia się pod wpływem prostej‑ale‑oh‑jakże‑radosnej dziewczyny.
Niepokojący fetysz azjatyckich twórców do przedstawiania relacji romantycznych opiekuna i podopiecznej napawa mnie obrzydzeniem. To tak nie działa. Tak, wiem, anime czy mangę zaczyna się dla rozrywki i często nie‑oglądania tego co się ma na co dzień i w realnym życiu. Niemniej pewne zjawiska nie przestaną mnie fascynować i bulwersować. Już na starcie relacja romantyczna (zaznaczam to bo wszelkie inne w zupełności mnie satysfakcjonują, ba! relacja gdzie starszy chłopak/młody facet opiekuje się dzieckiem jest absolutnie urocza i zastanawiam się na ile dojrzałość psychiczna do macierzyństwa ma tu znaczenie w takim postrzeganiu podobnej relacji) pomiędzy bohaterami nieco ochłodziła moje uczucia do tego tytułu. Potem było tylko gorzej, nie pobiło to mojego rekordu sprzed kilku dni gdzie ziałam ogniem po przeczytaniu mangi, niemniej nie było to miłe spędzenie czasu. Rozwój wydarzeń mnie raczej irytował. Już litościwie pominę to ratowanie panienki w opałach, jak się jest naznaczonym znamieniem diabła to się tego do diabła (nomen omen) nie pokazuje całemu światu. A już zdecydowanie nie powinno się potem dziwić, że „o, a tu nas nie chcą, ależ dlaczego?!”.
Niewątpliwie manga ma potencjał i nie jest tragiczna (było nie było przeczytałam ją, a ja naprawdę mam często ciekawsze rzeczy do roboty niż czytanie szmiry), ale najwyraźniej mój spaczony gust wypiął się na urok Hanatsuki.
Rozciągnięta kretynka i idiota wszechczasów. No pasują do siebie, nie powiem.
Searching for the sun
Re: phi
Bo być głupią trąbą też trzeba umieć.
Tak samo jak Moshi żałuję, że wątek Roko potraktowano po macoszemu. Standardowy podrywacz jest nadużywany ale ja bym się nie obraziła za bliże przedstawienie Yuujiego i jego kobiety (jeeez, jak ja lubię jak nastolatki z pełną powagą o 16 letnich dziewczynkach mówią „my woman”). Mieli szansę być naprawdę interesujący. Tymczasem pokazano nam, że dla obojga najbardziej liczy się łóżko. I tu trafiamy na istotny szczegół, który zwykle sprawiał, że porzucałam w cholerę mangi/anime. Nienawidzę seksu nastoletniego. Nie znoszę, nie przemawia do mnie, mierzi mnie i uważam za demoralizujące pokazywanie seksu 16 latków. Tymczasem duża część Heart przedstawia dzikie pomysły Yume jak się skutecznie zabrać do rzeczy. Kończy się to w większości fiaskiem niemniej temat cały czas wisi w powietrzu. Nie wiem dlaczego zdecydowałam się mimo to czytać tę mangę. Chyba jest w tym zasługa głównych bohaterów. Autorka przerobiła większość schematów shoujo, a mimo to nie zgrzytałam zębami ze złości, że znowu idiotycznie rozegrano wyssane z palca wątki. Tutaj właśnie to rozegranie było bardzo dobre, takie jakie powinno być. Widać było więź pomiędzy bohaterami. Chociaż muszę przyznać, że niektóre rozwiązania sytuacji były niespodziewane. Głównie za sprawą głupoty Yume. Ona naprawdę coś w sobie ma xD Nie umiem powiedzieć co, ale jest w swojej głupocie konsekwentna. Własnie tak powinna dla mnie wyglądać Itazura. Niestety tam kretynka wszechświatowa się nie broni, na dodatek wymarzony przystojniak jest zdrewniałym bucem. W Heart Shoubu jest wyidealizowany ale ostatecznie można mu to wybaczyć. Chociaż nadal jest dla mnie tajemnicą, dlaczego się uparł akurat na TEN typ dziewczyny… Przynajmniej był szczery, nie próbował z Yume zrobić kogoś kim nie jest. Kochał ją właśnie za to jaka jest. Generalnie bardzo polecam mangę. Nie było większych dram i troszeczkę się miejscami nudziłam tą stałością i normalnością (broń Boże nie narzekam! ale to własnie w takich momentach można było pociągnąć wątki innych postaci) ale dajcie niebiosa więcej takich mang.
Jeeez
Perła!
Cieszę się, że komuś się spodobała moja recenzja, to naprawdę miłe ^___^
Bo z dziewczynami nigdy nie wie, oj nie wie się...
Człowiek czyta mangi od wielu lat (chociaż jako żywo ich przedtem nie znosił i nie rozumiał ich czytania, tak, miałam ten okres w życiu, brr), czeka na porządnych bohaterów i przez kilka miesięcy nic, null, zero. Innym razem zaczyna czytać i nagle widzi przed sobą stado bohaterek shoujo, których nie ma ochoty zatłuc tłuczkiem do mięsa. Zaczęłam się obawiać, że się zrobię koszmarnie rozbestwiona i już żadne shoujo nigdy mi się nie spodoba :< Bo tu z jednej strony Dengeki, tu znowuż Beauty Pop, tu Delicious Relationship, nieśmiertelna Haruhi (pamiętajmy, DO 10 tomu). Zaczęłam czytać Nanaco Robin i proszę, od razu fajna bohaterka. Do 22 strony pierwszego rozdziału zdążyła walnąć głównego bohatera 3 razy, na które w pełni zasłużył. Pokochałam ją za to.
Na początku nie rozpoznałam i nie skojarzyłam, że to ta sama autorka co Lovely Complex. Może ja jestem za bardzo uprzedzona do niskich samców, ale mnie Nanaco Robin podobało się bardziej. W tej sytuacji mieliśmy clueless babeczkę, a nie faceta, co z niejasnych dla mnie przyczyn uznaję za plus. Nako jest ciekawą postacią. Optymistycznych bohaterek shoujo jest na pęczki oczywiście, ale prędzej czy później autorzy dają im takie cechy, że macki z płuckami opadają. W przypadku Nako dostajemy właściwie normalną dziewczynę, która płacze jak ma powód, ale generalnie jej mottem życiowym jest „kiedy jesteś szczęśliwa, możesz wszystko”. Podoba mi się takie podejście. Ładnie zniosła spotkanie ze swoją pierwszą miłością. Aczkolwiek samo zmuszanie jej do powiedzenia co czuje uważam za głupie. Nawet jeśli robiła to, żeby wreszcie zostawić to za sobą uważam za naprawdę rzadkie świństwo wyznawanie uczuć mężowi siostry… Ale po jej wejściu do kościoła na początku mangi mogę jej wybaczyć. Sytuacja z pierwszych stron zostawiła mnie z wielkim wtfem na twarzy. Tak się powinno zaczynać mangi. Generalnie dziewczyna ma jaja, że tak to brzydko ujmę. Co podkreśla w mandze w pewnym momencie wymawiając bohaterowi, że się nie może zebrać z wyznaniem. Bardzo podobała mi się ta rozmowa z dwóch względów. Raz że dziewczyna podawała sensowne argumenty i była przy tym bardzo prawdziwa. Bardzo wścibska z dobrym serduchem, która chce pomóc i zwyczajnie nie rozumie podejścia drugiej strony. Bo ona działa i widzi świat inaczej. Mimo że generalnie miałam ochotę jej dać po pysku za jej upór i to, że nie wierzyła mu, że będzie miał odwagę to podziwiam konsekwencję w prowadzeniu postaci. Oraz realizm charakteru. Podobała mi się też strasznie jego odpowiedź, bo co ją to do diabła obchodzi? W ogóle ludziki mają tam takie fajne reakcje, tak inne od utartych schematów. No dobra, śledzenie było bezdennie głupie jak zwykle (srsly, it's SO DAMN WRONG). Motyw z wyrzuceniem syna też mi się nie podobał, zbyt naciągany był. Z drugiej strony inaczej by nie zmusili Młodego do współpracy i byłoby jedno wielkie nic. Musieli gdzieś pokazać interakcje postaci (scena prysznicowa, scena prysznicowa!).Podobają mi się jej reakcje na niego, odwrócony schemat panienki z dobrego domu. Autorka pokazała w tej mandze tak samo jak potem w Lovely Complex, że umie shoujowe schematy przerobić i odświeżyć. Nie popadła w pułapkę tylko wykorzystała na swoją korzyść. Podziwiam ją za to, widząc jak wiele autorów przesadza. Bardzo podobały mi się poczynania głównej bohaterki, starała się go wciągać w życie szkolne, odkryła, że ma w domu perłę. No i bardzo ładnie nie pokazywała zazdrości o rywalkę. Rywalkę… Zakochałam się z miejsca w tej dziewczynie. Jest PERŁĄ, jest cudowna. Tak genialnie poprowadzonego tego typu wątku nie widziałam nigdy. Warczenie na butlera, który robi co chce, rzucanie w niego przedmiotami, robienie mu ciężkich awantur, so sweet… Nie mogłam się napatrzeć, dlatego trochę żałowałam, że to się skończyło tak jak się skończyło. Czekała aż on wreszcie dokładnie zobaczy i powie jej dlaczego tak mu przeszkadzają inni panowie. Niemniej takie padnięcie sobie w ramiona było trochę niesatysfakcjonujące. Z drugiej strony biorąc pod uwagę jej charakterek nic dziwnego, że się odważyła na coś takiego. Zaintrygowała mnie od momentu jak ją pierwszy raz zobaczyłam grającą na gitarze. Nietuzinkowa postać. Przesadzona też, ale taką uroczą i czarującą horpynę widziałam pierwszy raz. Jestem nią absolutnie zachwycona! Resztę postaci pominę bo były schematyczne, niektóre sytuacje głupie, ale overall oceniam bardzo wysoko.
Manga nie zmieniła mojego życia ale na parę chwil uczyniła je nieco sympatyczniejszym. Na pewno nie raz do niej wrócę, bo jest lekka, ciepła i bardzo optymistyczna.
"I love when you do the hocus pocus to me."
Oh god. Przeczytanie całości w dwa dni było nieco hardcorowe ale warto było. Aczkolwiek nie powinnam chyba pisać o mandze kiedy właśnie ją skończyłam bo się robię wzruszona i tęsknię za bohaterami i się cieszę, że im wyszło. Generalnie jestem zachwycona i nie widzę wad, a tak być nie może. One tam niestety są.
Czytałam tę mangę już trzy razy i właśnie jestem zaskoczona, że nikt jej wcześniej nie zrecenzował (guess I'll be the one). Ba! Nawet nie skomentował. Ciekawa jestem dlaczego. Wczoraj przypadkiem nadziałam się na koszmarek zwany Hana to Akuma, który mnie zmierził. Dlatego polecając ostatnio komuś dobrego shojca przypomniałam sobie o paru tytułach. Tym samym uświadomiłam sobie, że chyba najwyższy czas znowu przeczytać Beauty Pop. To była dobra decyzja. Oczywiście mój dziki entuzjazm wobec mangi i pisania teraz komentarza to głównie wynik tego, że jutro mam egzamin. Chyba nienajlepszy ze mnie student. Czym byłoby życie bez tego studenckiego dreszczyku…
Wracając do mangi, jak zwykle zacznę od zadka strony bo najbliższe mi teraz są ostatnie rozdziały. Kto nie chce się zaspoilerować niech natychmiast przestanie czytać, albo przejdzie do dalszych akapitów, nie obiecuję ale istnieje szansa, że tam spoilerów już nie będzie (nie żeby się dało mocno zaspoilerować taką mangę). kliknij: ukryte Bardzo się cieszę, że zrobili time skip pod koniec. Marzenie Kazuhiko się spełniło i bardzo fajnie było to zobaczyć. Brakowało mi tylko ostatniej sceny z ojcem i Kiri z Naru Naru. Ale teraz już narzekam, samo zakończenie i zobaczenie ich dzieciątek było dobre.
Pierwszy raz przeczytałam tę mangę kilka lat temu i wtedy chyba nie zauważyłam uchybień w fabule i postaciach, ewentualnie nie byłam aż tak wymagająca jak teraz. Niemniej po tym trzecim razie niestety bardzo wyraźnie widzę, że nie jest to manga, która zasługuje na ocenę wyższą niż 7‑8. Aczkolwiek sama miałabym ochotę dać 10 za samą postać Kiri (i jej SDczków, były cudowne). Bardzo podoba mi się jako bohaterka shoujo. Nie daje sobie w kaszę dmuchać, jest szczera, bezpośrednia i generalnie ma wszystko gdzieś (acz w głębi duszy jest dobrą dziewczynką). Jest też niekonsekwentna, jasne, ale na tle innych bohaterek shoujo świeci jako ta zorza polarna. Abstrahując od dobrego pomysłu na bohaterkę (który i tak został w procesie powstawania mangi nieco zniszczony) autorka nie miała wyjątkowo błyskotliwego pomysłu na wprowadzenie Kiri do bandy SP. Nie obyło się bez wymyślania tysiąca zbiegów okoliczności i naginania Kiri jak chcąc. To trudno wybaczyć. Można było to rozegrać trochę inaczej, chociażby wprowadzając jakiś dług od biedy… Co przypomina mi, że Beauty Pop klimatem i postaciami przypomina mi Ouran, ale brakuje tej mandze czegoś co manga Hatori‑sensei udało się zachować przynajmniej do 10 tomu (nie uznaję tego co się działo w Ouranie po tym właśnie tomie). Jej postaci żyły, miały konsekwentnie prowadzone charaktery (pamiętajmy, DO 10 tomu). Tymczasem w Beauty Pop w zasadzie trudno powiedzieć dlaczego Kiri godzi się na to co ją spotyka. Sympatia? Nie. Ambicja? Nie. Chęć świętego spokoju? Nawet i to nie, chociaż pasowałoby najbardziej. Zakochanie od pierwszego wejrzenia w Naru Naru też by dało radę, od biedy, ale to bardzo zdecydowanie też nie to. Generalnie chemia między postaciami nie istnieje. Nawet tymi połączonymi romansową relacją. No żarli się ze sobą, ale dużo bardziej przekonującą parą pod tym względem byli Iori i Chi… Chisame? Shrimp. Siostrzyczka Narumi w każdym razie. Nie podobało mi się, można było z wątku romansowego wyciągnąć więcej. Boi się karaluchów i ciemności, och jaki przypadek… Burza Haruhi miała przynajmniej trochę sensu. No nie wiem sama, w Ouranie nie było to aż takie strasznie kiczowate. Mam wrażenie, że postaci w Beauty Pop miały własne charaktery ale ktoś im bardzo skutecznie przeszkodził w pokazaniu ich. Iori był wkuuuurzający. Saki był fajny, uroczy. Kawaii item, oczywiście wszechwiedzący (a jakże), zasługiwał na zatłuczenie młotkiem (przez niego nie pamiętam teraz ani jednego nazwiska poprawnie). Ciekawym bohaterem był Ochiai. Chyba jedyna postać, której zwyczajnie nie lubiłam ale mi nie zgrzytał. Taki Kyouya tylko z uczuciami. Miał chłopak głowę na karku. Jedyna postać, która miała szansę na to, żeby ją zwyczajnie polubić. Generalnie z Naru Naru tworzyli zbyt hałaśliwy i irytujący duet więc mojej sympatii nie zdobył. Dobrze, że żadni bliźniacy się tam nie pojawili. Ja tylko czytałam to co było na papierze ale krzyki Narumiego i tak potrafiły mnie mocno rozdrażnić i zmęczyć (co najmniej jakbym go słyszała na żywo). Potencjał jaki miała ta manga przez sam fakt, że Ki‑chan była główną bohaterką został niestety zmarnowany. Pewnie jestem taka mądra bo sama niczego nie próbowałam nigdy wymyślić. Ale teraz się zdenerwowałam, może faktycznie zobaczę jak to jest. Doświadczenie najlepsze. Zwłaszcza, że ostatnio mam kopa w kierunku artystycznym, pora to na coś konstruktywnego zużyć.
Może spodziewałam się troszkę za dużo. Zawsze po przeczytaniu, w pamięci zostają głównie pozytywne wspomnienia. Nieco się rozczarowałam weryfikując to z rzeczywistością. Nie tak to zapamiętałam. Niestety wymienione wyżej wady nieco przeszkodziy w odbiorze. Głupia ambicja (przyjąć każde wyzwanie na klatę!), kłody rzucane pod nogi naszym bohaterom (to kurna normalne, żeby nie reagować jak konkurencja podkłada takie świnie). Niech mi ktoś powie, jaki cel miał ojciec Naru żeby upupić syna? Japończycy naprawdę dzielą się na rodziców idiotów w stylu Seijiego (Ranki) i brutalnych kretynów (ojciec Narumi i Tamakiego)? Bardzo rozdrażniło mnie też jaki nacisk kładło się w mandze na wygląd. Fajnie, że Kiri jako ta dobra wróżka obdarowywała innych swoją magią. Fajnie dostać od nowej fryzury zastrzyk pewności siebie. Ale powtarzanie, że jesteś brzydki więc nie załugujesz, żeby wyznać miłość, ewentualnie ściągniemy Ci okulary i rozpuścimy/przytniemy włosy i już jesteś niemal super modelką… No jak rany kota. Nie martwię się, że zaszczepi to nieodpowiednie wzorce w młodzieży ale jest zwyczajnie głupie. Są kretyni, którzy w oparciu o wygląd jadą całe życie, ale jednak większość to jednostki normalne (albo ja naprawdę byłam chowana w piwnicy i o tym nie wiem, parę symptomów na to wskazuje). Tak obsesyjne zainteresowanie wyglądem, w momencie kiedy się tylko goci w kąciku nie próbując nic samemu zmienić jest żałosne. Ślub pielęgniarki z senseiem był żenujący. Nie wyjdę za mąż bo jestem starą prukwą, która nie ma prawa pokazać się w welonie bo jest stara. Jesteś Japonką kobieto! Nawet po menopauzie masz szanse wyglądać tak, że Europejki zęby zetrą od zgrzytania z zazdrości…
Ale najbardziej, NAJBARDZIEJ rozwalił mnie potencjalny szantaż pana z grupy Feniks. Shameful, erotic (!!!) picture. <idzie się wyśmiać> Tak, nie ma nic bardziej erotycznego niż dwójka przytulających się ludzi, z czego jedna jednostka ludzka jest najwyraźniej mocno wystraszona. Na bogów… Macki i wszystko inne mi opadło. I te wszystkie przypadki pomiędzy dwójką bohaterów, romantyczny pocałunek, ratowanie kota, dramatyczna gorączka (sobotniej nocy, psia jej melodia), kontuzja naszego geniusza. Ja chyba za bardzo obcykana jestem we wszystkich schematach jakie się nagminnie przez większość shoujo przewijają. Chociaż plaży nie było… Aż dziw w sumie. Ale zaraz, teoretycznie był ich training camp. Ach te zbiegi okoliczności, w LA się spotkać. Kto by się spodziewał? I CO z jej mamuśką jest nie tak? Przysyła szpiega i potem na zawołanie leci bo jej córusia może padać ofiarą um, dręczenia (rany jak to się po polsku nazywa?) ze strony Narusie? Ale poza tym to nie ma czasu na kontakty z córką. Jak już przy matce jesteśmy, przynajmniej w tym wypadku trauma (Kiri) jest uzasadniona. Chociaż byłoby lepiej jakby to się przekładało na niechęć do cięcia ludzi generalnie. Nie tylko matki. Niemniej jako dzieciak mogła mieć blokadę psychiczną.
A poza tym… Jak ja nienawidzę i serdecznie nie znoszę motywu przeprowadzki!
Mały książę
Kretynka i urodzony samiec beta.
Serio, w porównaniu z tą mangą, nawet IKEA wydaje się barokowa.
W Twoich ustach moshi naprawdę bezcenne xD Uśmiałam się nie gorzej niż przy czytaniu mangi. Manga sama w sobie dziełem sztuki nie jest. Czytywałam lepsze romanse, ale też i dużo gorszych, które zaczynały się mniej więcej podobnie. Naciągane to to było, ona głupia jak but, ale i tak czytało się przyjemnie. Uroczy rozgrzewacz na zimowy wieczór.