Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Komentarze

SixTonBudgie

  • Avatar
    M
    SixTonBudgie 28.01.2012 01:52
    Mniej z dystopii
    Komentarz do recenzji "Osiedle Promieniste"
    ](...)jeszcze ze trzydzieści lat temu Osiedle Promieniste zapewne zostałoby okrzyknięte dystopicznym science­‑fiction.

    Akurat mnie wydaje się, że Osiedle Promieniste w żaden sposób, nawet z perspektywy kilkudziesięciu lat, nie cechuje się dystopią. Samobójstwa i inne przedstawione patologie nigdy nie były niczym naprawdę niezwykłym – tym bardziej, że Asano tutaj wcale nie przedstawia żadnej „średniej krajowej”, tylko właśnie stan wyjątkowy.

    Swoją drogą Asano stanowi pewnego rodzaju fenomen. Wprawdzie nie znam jego wszystkich mang (w sumie tylko cztery), ale te, które czytałem, charakteryzują się niebywale zbliżonym poziomem. Można to chyba nawet nazwać stylem Asano – stara się on pokazać codzienne życie z niecodziennej perspektywy. Żaden z jego tytułów, które znam, nie jest fenomenalny, natomiast są one bardzo specyficzne i charakterystyczne – z jednej strony graficznie, a z drugiej tematycznie: mangaka skupia się na osobach stanowiących odchylenie (te dolne) od normy społecznej. Można by nawet rzec, że to „perfekcyjnie ukazana <przeciętność> odchylenia od normy”.

    W przeciwieństwie do Tekurosa, nie uważam, żeby Osiedle Promieniste
    epatowało tragedią
    . Określiłbym to raczej „okruchami życia w wersji realistyczno­‑pesymistycznej” – coś jakby odnoga głównego nurtu tzw. slice of life. Realizm – tak. Dramat – tak. Tragedia – tak. Szczęście/szczęśliwe zakończenie – częściowe/niekoniczne.

    Trzeba natomiast wyróżnić autora ze względu na rysunek – jest to nie tylko charakterystyczny dla autora, ale i oryginalny (jak zauważono w recenzji) w stosunku do głównego, „papkowatego” nurtu. I to także wyróżnia mangę – nie oferuje nietypowych treści w standardowej oprawie, nie jest to też do końca standardowa treść w nietypowej oprawie.
  • Avatar
    SixTonBudgie 23.04.2011 19:18
    Re: Uważam, tą recenzję za bełkotliwą gdyż manga świetna jest
    Komentarz do recenzji "Elfen Lied"
    Wskażę kilka fragmentów.

    Lucy, gwiazda Elfen Lied, zdecydowanie wyróżnia się na tle reszty postaci – w większości papierowych – bardziej złożonym charakterem, który jednak pozostaje prostym połączeniem paru cech.

    Jasno wynika, że skoro Lucy jest tylko prostym połączeniem paru cech, a mimo to wyróżnia się na tle innych bohaterów („papierowych”, jak to ładnie ujęłaś), to anime pozbawione jest jakichkolwiek porządnych postaci. Sama zresztą określasz ich jako „kukiełki”, i że są „nijakie”. No i używanie w kontekście EL
    ...pojęcia „charakterów postaci” ociera się tu o nieporozumienie.

    Początek kolejnego akapitu w miarę pozytywnie ocenia fabułę. Ale już drugie zdanie wskazuje, że wcale tak dobrze z nią nie jest –
    Komiks, choć robi to w sposób powierzchowny, pokazuje intrygującą fabułę – a w zasadzie jej zarys, który wypada dobrze w formie szkicowej, niepogłębionej.
    Zdanie to zresztą jest trochę niezręczne, bo nie wiadomo ostatecznie, czy mamy do czynienia z fabułą, czy tylko jej zarysem. (I co to w ogóle jest „zarys fabuły” w tym kontekście?). Bynajmniej nie uważam, żeby pozytywnie oceniało ono mangę. Natomiast w całej reszcie akapitu trudno dopatrzyć się jakichś zalet mangi – jest za to mowa o wadach (jak humor niskich lotów).
    W ekranizacji mangę również ocenzurowano – prócz nadmienionych sytuacji ocierających się mocno o hentai, w pierwowzorze mnogość scen drastycznych jest niewyobrażalna, o migających co chwila widokach majtek nie wspominając.

    Liczne występowanie krwawych i majtkowych scen też raczej za zaletę trudno uważać.
    Kolejny akapit to przede wszystkim:
    Wszystko, w tym wszelkie możliwe przesłania, podano jak na tacy. Jednakowoż – wracając do filozofii – w mandze można się dopatrzeć garści nawiązań do szeroko pojętej kultury. Nawiązań, pełniących głównie funkcję ozdobników.
    Co oznacza ni mniej, ni więcej, że manga jest jakimś banałem, która wszystkie środki, po jakie sięga, wykorzystuje wyłącznie w najprostszych celach. Innymi słowy – lektura nie pobudza do refleksji.
    W pewnym sensie negujesz też odwołanie autorki do poematu o elfie.
    Strona graficzna mangi sprawia, iż wielu czytelnikom trudno jest przebrnąć przez jej lekturę.
    Kolejny „odstraszacz”: „Czytanie tej mangi jest katorgą, także z estetycznego punktu widzenia”. W końcu piszesz, że kreska jest brzydka. W całym akapicie tylko jedna wzmianka o zaletach (w liczbie jednej) – rastrach. Jak sama jednak zauważyłaś, mało kogo akurat ten aspekt obchodzi.

    W ostatnim akapicie też nie sposób wypatrzeć jakieś plusy, które można by zapisać na konto mangi.

    Podsumowując. Z recenzji łatwo wynieść, że bohaterowie są płascy jak podłoga, fabuła to tylko alibi dla majtek, nagości i brutalności, a strona graficzna kuleje na trzy nogi.

    Moim zdaniem zdecydowanie brakuje równowagi między zaletami a wadami. Nie żeby wymyślać zalety na siłę, jeśli ich nie ma. Ale oceny 6/10, po lekturze recenzji, nigdy bym nie wywnioskował.

    Mam nadzieję, że moja opinia na coś Ci się przyda. :)
  • Avatar
    SixTonBudgie 22.04.2011 18:24
    Re: Uważam, tą recenzję za bełkotliwą gdyż manga świetna jest
    Komentarz do recenzji "Elfen Lied"
    Mogą być nawet sceny seksualne i w dalszym ciągu to nie będzie żadne hentai (a tym bardziej sama nagość). Wszystko zależy w jaki sposób to pokażą.

    Po części racja, ale nie do końca. Bo klasyfikacja zależy nie od tego, w jaki sposób pokażą, ale od tego w jaki sposób pokazane zostanie odebrane/jest odbierane.

    Pod względem realizmu Elfen Lied wcale nie jest na szarym końcu wśród anime.

    Tu masz jeszcze większą rację. Anime generalnie stroni od realizmu, i to mocno. Natomiast nie wiem, czemu utwór realistyczny miał być gorszy/lepszy od fantastycznego. „Chyba” nie od tego ocena zależy.

    Po prostu jest kontrowersyjne i przez to część pseudo recenzentów uważa, że nie wolno się tym zachwycać bo chodzi tam tylko o krew, przemoc i nagość.

    Ja myślę, że niestety autorka niewiele więcej pokazać potrafiła. Być może nawet chciała, no ale…

    Ty byś zapewne anime ocenił około 5/10 co i tak nie jest żadnym obiektywizmem (nie wspominając o ocenach niższych), ale raczej świadczy o frustracji czytelnika lub widza i braku umiejętności wczucia się w klimat.

    Hmm… A jaka, według Ciebie, ocena Elfen Lied jest obiektywna? Ja mandze dałem kiedyś 3/10 i wcale nie uważam, żeby to była ocena zaniżona. Problem w tym, że – pisząc o obiektywizmie – masz na myśli subiektywny obiektywizm (bo przefiltrowany przez Twój sposób patrzenia).

    Natomiast nie wątpię, że frustracja potrafi towarzyszyć lekturze – coś o tym wiem. Powiem tak: ja na przykład nie potrafię wczuć się w klimat ustawki między kibolami. I nie uważam, żeby to znaczyło, że ustawkę tą należałoby wysoko oceniać, chyba że jest się kibolem – najlepiej po zwycięskiej stronie. Niemożność wczucia się w klimat to jeszcze nie jest argument, a przynajmniej nie jest argumentem uniwersalnym.

    Zresztą recenzja mangi w twoim wykonaniu jest żałosna. Po co ta ironia?

    Wprawdzie nie jestem autorem recenzji, ale jakieś zdarzyło mi się popełnić i rozumiem autorkę tej (bo to kobieta jest). Pisząc recenzję czegoś, co uważa się za gniot, człowiek ma ochotę zrewanżować się i choć trochę dokopać tytuł, naśmiewając się z niego. I nie jest to tylko specyficzny wymysł recenzentów tanuki, bo dotyczy generalnie wszystkich recenzentów (widywałem takie teksty w poważnych gazetach, lub za takie się uważające). Rozumiem też, że nie wszystkim może się to podobać. Sam nie lubię, gdy się z tym elementem przesadza – tj. gdy na pierwszy plan recenzji wysuwają się kpiny. Choć tu tego nie zaobserwowałem – w tej recenzji są one na drugim planie.

    Jesteś kolejnym przykładem osoby co bierze się za czytanie mangi, której nie lubi. Oglądałeś anime, nie spodobało ci się więc po co manga?

    Nie wiem czemu innym odbierasz prawo do katowania się. Ich wybór. Sam czytam czasem rzeczy bezwartościowe (choćby literaturę fantastyczną), wiedząc, że pewnie jest to marne, w myślach wyliczając kolejne wady. Najważniejsze, to uargumentować swoje stanowisko. Akurat ta recenzja spełnia ten postulat, choć po jej lekturze ocena recenzentki (6/10) wydaje się wzięta z kapelusza, bo w żaden sposób nie odzwierciedla jej treści (zdecydowanie o negatywnym wydźwięku).
  • Avatar
    R
    SixTonBudgie 22.04.2011 17:56
    Komentarz drobny...
    Komentarz do recenzji "Elfen Lied"
    Oryginalny Elfenlied to poemat romantyczny Eduarda Mörikego, opowiadający o skrzacie, który, przyłapany na podglądaniu wioskowego wesela, obrywa kamieniem. Nie widzę tu zbytniej analogii z fabułą mangi.

    Wiesz, tylko że gdyby przełożenie na fabułę było bezpośrednie, mangę można by było nazwać adaptacją poematu. Nie dziwi mnie jednak, że tego nie zastosowano. Natomiast krzywdzące jest streszczenie poematu do „elfa­‑podglądacza, obitego kamieniem” – tak rzecz ujmując, odwołanie się do tytułu poematu byłoby zabiegiem zupełnie głębszego sensu pozbawione. A nie sądzę, żeby tak było.

    Uważam, że manga jest najzwyczajniej mierna, jednak z poematem łączy ją chociaż jedno – motyw odrzucenia przez ludzi. (Nie wdając się w dywagacje: słuszne czy niesłuszne, co w pewien sposób – choć zupełnie nieudolny – próbowała autorka w mandze zrobić).

    Wszystko, w tym wszelkie możliwe przesłania, podano jak na tacy.

    Z tym się też nie zgodzę. Uważam, że jest wręcz przeciwnie, bo manga nie tylko nie podaje czegokolwiek na tacy, ona nie podaje w ogóle niczego. To, co ukazuje, to jakiś zaczątek jakiejś problematyki. Wbrew tym, którzy Elfen Lied negują totalnie, widzę pewne analogie z rzeczywistością. Tylko tak bardzo skopane w realizacji.

    Swoją drogą ciekawi mnie, że mangę i anime oceniasz tak samo. Według mnie to banalne zakończenie w anime można traktować jako prawdziwe szczęście, bo to, co się potem w mandze wyrabia to jedno wielkie nieporozumienie (gratuluję autorce mangi wyobraźni – nigdy bym na coś takiego nie wpadł).
  • Avatar
    SixTonBudgie 15.10.2010 23:50
    Komentarz do recenzji "Beautiful People"
    Agiss napisał(a):
    (...)od rzeczy.

    Wiem, że tu najpewniej literówka Ci się wkradła, ale przy okazji świetnie oddałaś tę mangę – jest „od rzeczy”. Pokazuje ludzi banalnych a nie pięknych. W jeszcze banalniejszych historyjkach.

    Argumentacja, że „mi się podobało” i dlatego jest to dobre, nie jest wystarczająco mocna, by się mogła obronić.
  • Avatar
    SixTonBudgie 2.09.2010 18:29
    Odpowiedź - kierować do girl-san
    Komentarz do recenzji "Kanojo o Mamoru 51 no Houhou"
    Dzięki za odpowiedź. Jest kilka rzeczy, które muszę sobie „we własnym gronie” przeanalizować – fajnie że zwróciłaś uwagę.

    Natomiast faktycznie, wydaje mi się, że jednak dużo lepiej czuję się pośród nietypowych mang, które nie dają się prostym, łatwym cięciom skalpela recenzenta (tym bardziej, że stanowią swego rodzaju wyzwanie). Szkoda tylko, że ich tak mało. Twórczość Furuyi cieszy się u mnie specjalnymi względami, stąd tak dużo recenzji jego mang (choć niestety mangi ostatnich lat raczej „średnio” mi się podobają).

    Jednak zgadzam się z Tobą co do oceny jego dorobku – za to go lubię. (Jeśli chodzi o „Garden” to, mimo iż już dość stare, dopiero niedawno zaczęło się ukazywać).

    A struktura gleby? Każdy się myli, a brzmiało zabawnie i dość wywrotowo. ;)
  • Avatar
    SixTonBudgie 31.08.2010 20:59
    Re: Nie czytajcie recenzji, jeżeli chcecie by w mandze was cokolwiek zaskoczyło
    Komentarz do recenzji "Kanojo o Mamoru 51 no Houhou"
    Cieszę się, że poruszyłaś temat recenzji. Zanim jednak przejdę do rzeczy, chcę tylko zwrócić małą uwagę (choć nie chcę tym samym umniejszać znaczenia Twoich uwag).
    girl-san napisał(a):
    Czy to jest recenzja czy omówienie?

    Otóż…
    "Omówienie – a) artykuł, rozprawa, recenzja itp. omawiające coś”

    Więc omówienie i recenzja się nie wykluczają. W dalszym znaczeniu omówienie oznacza opisywanie czegoś w sposób pośredni, omijający sedno, a odnoszę wrażenie, że Tobie chodziło o coś wprost przeciwnego.

    Ale przechodząc do sedna…

    Naprawdę, nie widzę sensu pisania tak drobiazgowych recenzji.
    Przyznam, że tym stwierdzeniem mnie trochę zaskoczyłaś, gdyż uważałem do tej pory, że jest ona za bardzo ogólnikowa i nie wprowadza jej czytelnika w istotę mangi.

    Jedyne czego nie opisałeś to chyba najbardziej przełomowe wydarzenia, punkty kulminacyjne poszczególnych wątków. Ale takie to zwykle jakieś 20% mangi. Cała reszta, drobne smaczki, tematy, które autor podsuwa czytelnikowi do samodzielnego rozważenia- wszystko zawarte w tej recenzji.

    Czy, Twoim zdaniem, naprawdę zdradziłem przed czytelnikiem treść lub to, co w niej najważniejsze? Ja, czytając „Kanojo…”, nie widziałem żadnych „drobnych smaczków”, tylko „duże smaki” – innymi słowy tych „podsuwanych problemów” nie sposób nie zauważyć. Z drugiej strony wydaje mi się, że zawsze warto napisać o tym, co się w czytanym dostrzeże, co wcale nie jest równoznaczne z przekonywaniem czytelnika recenzji do swoich racji. No i, na co zwróciłbym uwagę, uważam że recenzja powinna wręcz wskazywać na co bardziej warte uwagi elementy utworu – czytelnik mangi, w trakcie lektury, już sam będzie rozstrzygał podane dylematy (bo to nie jest coś, co można zmieścić w jednym czy dwóch zdaniach).
    Żeby się upewnić czytałem recenzję jeszcze raz i nie widzę miejsc, w których ładowałbym w jej czytelników gotowe rozwiązania postawionych dylematów (widzę jedynie wskazanie i podkreślenie tych ew. dylematów).

    Myślisz, że jak nie wyszczególnisz np. wszystkich postaw ludzi, jakie przewijają się w mandze to czytelnik nie zwróci na nie uwagi?

    Myślę, że zamierzenie było zupełnie inne. Przede wszystkim wymienienie niektórych (nieprzypadkowo podkreślam) postaw nie ma na celu pokazania, kto w mandze występuje, ale raczej wskazanie, że Furuya faktycznie objął w tytule – tutaj zacytuję recenzję – „całe spektrum możliwych zachowań poszczególnych ludzi”. Zauważyłbym jeszcze, że są one w większości jak najbardziej stereotypowe – po chwili zastanowienia większość osób sama doszłaby do tego, jakie typy postaci mogą w tej mandze występować, nawet jeśli jej nie czytali. No i nie chodzi o wyłapywanie samych postaw, ale o zastanowienie się „co z tym fantem zrobić”. Czyli to powinien być punkt wyjścia do przemyśleń, a nie wniosek końcowy (czyli – mówiąc w dużym przybliżeniu – czytelnika powinien interesować humanistyczny a nie matematyczny sposób myślenia).

    Po diabła aż tyle napisałeś na temat głównego bohatera i jego dyskomfortu wobec tego jak bezbronny się czuje, skoro jest to wyraźnie ukazane w mandze?
    Odpowiem pytaniem – czy skoro, jak sama piszesz, jest to tak wyraźnie przedstawione, na dodatek na początku mangi, jako zawiązanie akcji, to czy jest powód do tego, by to ukrywać?
    I drugie pytanie – czy naprawdę tak samo byś to odbierała, gdybyś nie znała treści mangi? Ty odnosisz treść recenzji do swojej wiedzy na temat mangi, natomiast potencjalny czytelnik Twej wiedzy nie będzie posiadał
    Uważam, że powinno się zwrócić uwagę jeszcze na jeden aspekt, a mianowicie liczba ukazanych do tej pory rozdziałów. Obecnie jest to jakaś połowa wszystkich. Wątki z obecnego poziomu zdążą jeszcze mocno ewoluować i trudno wysuwać wniosek, że je wyczerpałem.

    Furuya jest bardzo dobrym narratorem i jego historie są bardzo czytelne i czyste w odbiorze.

    Hmm… O tyle, o ile. Jeśli mówisz o jego późniejszej twórczości to owszem, są one przejrzyste (można rzec, że czytelne właśnie), lecz czy czyste w odbiorze? Ja nie byłbym tego taki pewien.
    Na dodatek jest jeszcze „drugie dno” jego twórczości, czyli takie mangi jak „Plastic Girl”, „Garden” czy „Palepoli”, w stosunku do których bardzo niezręczne byłoby użycie słów „czytelne”, „przejrzyste”, „czyste w odbiorze”. Generalnie chętnie bym na ten temat porozmawiał, ale chyba to nie jest właściwe miejsce.

    W każdym bądź razie jestem wdzięczny za uwagi. Jeśli jeszcze masz jakieś (albo inne wątpliwości co do moich wyjaśnień), to cieszyłbym się, gdybyś się nimi podzieliła (wszystko może się przydać) – chętnie zapoznam się z punktem widzenia osób innych niż ja.

    PS. Rzuciło mi się w oczy…
    (...)gleba pod wpływem wstrząsów może zmienić strukturę atomową na ciekłą (...)

    Odniosłem wrażenie, że wyciągnęłaś za daleko idące wnioski, albo nienajszczęśliwiej sformułowałaś myśl.

    A mangę można w pewnym stopniu traktować jako „informator” o zjawiskach społecznych i fizycznych zachodzących w czasie i po trzęsieniu ziemi w wielkim mieście. „Poradnik” to chyba za dużo powiedziane (powątpiewam w realne przełożenie na rzeczywistość tego wszystkiego).
  • Avatar
    M
    SixTonBudgie 14.08.2010 18:10
    No, nie dało się...
    Komentarz do recenzji "Subarashii Sekai"
    Tak jak lubię twórczość Asano i jego ciekawe podejście do opisu i przedstawienia okruchów życia, tak przy tym tytule po prostu nie mogłem. Czytając to czułem choćby szpilki wbijały mi się w siedzenie – kręciłem się w miejscu, kręcąc głową i szukają pretekstu do zaprzestania lektury.

    Wszystko z powodu tego, że to nie były takie sobie „czyste” okruchy życia. Opowiedziane historie były zbyt – jakby to ująć – „magiczne”, „nieprawdziwe”. Jakkolwiek by tego nie nazwać, bardzo przeszkadzało w lekturze. Niestety, ale to jest wspólna, irytująca cecha wszystkich mang, które w tytule lub jako „motyw przewodni” mają Subarashii Sekai, czyli – jak to pięknie śpiewał Armstrong – What a wonderful world. Adaptacja hasła dla celów mangowych jest wybitnie nietrafionym pomysłem.

    Nawet nie doczytałem do końca pierwszego tomu.
  • Avatar
    M
    SixTonBudgie 4.08.2010 17:21
    Być otyłym we dwoje...
    Komentarz do recenzji "Gaki no Koro Kara"
    Bardzo fajnie opowiedziana historia dwojga przyjaciół z dzieciństwa, którym jednak z czasem zdążyło się co nieco zgrubnąć. Szczególnie podobało mi się ukazanie zależności między ludźmi, którymi się niekiedy bywa związany. No i znajdowanie w sobie motywacji do działania. Bo pewnie, nikt nie chce być gruby, ale gorzej przejść do czynów. Historia prosta i trochę podkolorowana, ale za to przekonująca i bardzo sympatyczna.
  • Avatar
    SixTonBudgie 27.07.2010 19:12
    Re: Tokłeb
    Komentarz do recenzji "Sekai no Owari to Yoakemae"
    Może zacznę od końca.
    Grisznak napisał(a):
    Natomiast zwróć uwagę na komentarze – ile osób komentujących Twoje recenzje, dyskutuje z wyrażonymi przez Ciebie sądami? Bo patrząc na komentarze pod nimi, mam wrażenie, że czytelnicy w zdecydowanej większości po prostu komentują tytuł, recenzji nie zauważając.

    Interesujące to twierdzenie z dwóch powodów. Po pierwsze racz zauważyć, że tytuły przeze mnie recenzowane nie pochodzą ze szczytów popularności (co tu dużo mówić – często są mało znane i rzadko kto po nie sięga), więc i samych komentarzy tak jakby niewiele (spora część w ogóle nie jest komentowana).

    Po drugie zastanawiam się, co to za dziwaczną miarę wartości recenzji właśnie stworzyłeś. Że jak? Że im więcej komentarzy polemizujących z recenzją tym lepsza recenzja? Dajże spokój… Nie wiem, być może Tobie zależy, aby komentujący skupiali się przede wszystkim na Twojej recenzji, a nie na tytule, który recenzujesz, ale nie będę wnikał. (Przez chwilę miałem zamiar przytoczyć liczby, psujące trochę nakreślony przez Ciebie obraz świata. Zrezygnowałem jednak po niedługim czasie stwierdzając, że skoro wypowiadasz się na temat, który masz w zasięgu ręki, to wiesz o czym mówisz. Chyba że wolisz „mieć wrażenie” niż „posiadać fakty”, ale Twoje preferencje względem dobieranych metod badawczych także pozostawię Tobie. Tylko wiedz, że do tych komentarzy zawsze możesz zerknąć).

    Wracając jednak do sedna sprawy, czyli recenzji. Najpierw chciałem zaznaczyć, że Twoją recenzję „Bradley…” swego czasu czytałem, a sam tytuł przeglądałem. Jednak naprawdę nie wiem, co ma ciężar gatunkowy do recenzji (poza tym, że i ona musi jakoś poważnie traktować problem). Na pewno wszelkie uwagi, w tym Twoje czy kogokolwiek innego, mogą być dla mnie ew. wskazówką, co by może warto zmienić, gdyż, w przeciwieństwie do tego, co mi cały czas wmawiasz (ale o tym na koniec), zdaję sobie sprawę, że daleko im do bycia „porządnie napisanymi” i bardzo rzadko (a wręcz wcale) jestem ze swoich recenzji zadowolony (może jedynie za przyzwoitą uznałbym recenzję filmu live­‑action Yuunagi no Machi, Sakura no Kuni). Dlatego też, jak już pisałem we wcześniejszych postach, w dość sporej części przyznaję Ci rację (choćby nieraz łamię zasadę mówiącą, że o rzeczach skomplikowanych trzeba mówić/pisać prosto – wiadomo co daje komplikacje skomplikowanego). Jednak nie ze wszystkim się zgodzę, szczególnie jeśli chodzi o sztywne formy, które tak bardzo zachwalasz i rekomendujesz. Ja traktuję recenzją bardziej luźno niż Ty (stąd wzięło się moje porównanie do „pracy zarobkowej”, którą Tobie bynajmniej nie wmawiam, lecz po prostu takie miałem skojarzenie). Doceniam Twój dorobek recenzencki i biorę pod uwagę Twoje wskazówki, jednak nie traktuję ich też jako ostatecznej wykładni (mam nadzieję, że sam ich tak też nie traktujesz, choć mam pewne wątpliwości).

    No i kwestia ostatnia, najmniej przyjemna. Bardzo bym Cię prosił, gdybyś z łaski swojej powstrzymał się od złośliwości, czy (przede wszystkim) imputowania mi swoich własnych poglądów (o moim rzekomym samozadowoleniu z recenzji, samozachwycie i innym takim onanizmie słownym), co powtarza się po raz kolejny. Nie wiem, czy ktoś Ci zwrócił uwagę, ale to jest nie tylko irytujące, lecz także niekulturalne (taaak, śmiesznie takie stwierdzenie musi brzmieć w internecie). Liczę na to, że weźmiesz to pod uwagę i więcej nie będę się od Ciebie dowiadywał, jak to niby się zachowuję, czy w jakim jestem stanie. (Lepiej część energii, jaką na to poświęcasz, przeznacz na analizę własnych słów, bo stwierdzenia, że „nieznajomość Twojego przydomku świadczy o nieuctwie” – jak to się całkiem niedawno wyraziłeś – dałoby Twojej wyobraźni ciekawe pole do interpretacji. Tak, to była uszczypliwość, którą uczyniłem w drodze wyjątku, z pełną premedytacją).
  • Avatar
    SixTonBudgie 27.07.2010 11:46
    Re: Tokłeb
    Komentarz do recenzji "Sekai no Owari to Yoakemae"
    Grisznak napisał(a):
    Ocenę wystawiłem recenzji, nie mandze.

    Postępowanie takie wydaje mi się dość dziwne, bo do tej pory sądziłem, że oceny w pewien sposób pomagają przy wyborze tytułu do przeczytania i wystawia się je tytułowi a nie recenzji. Szczerze mówiąc mocno mnie to zastanawia, gdyż stoi to w dziwnej sprzeczności z tym, co sam twierdzisz o „powinnościach” (i jakże bliskie jest zarzutom, jakie mi stawiasz).

    Kwestia druga: Myślę, że praktycznie wszystko co się pisze, pisze się dla innych, nie inaczej jest też w moim przypadku. Jak już wspominałem, w moich tekstach sporo komentarzy, analiz czy wrażeń, stąd cały rozziew (jednak wbrew temu co piszesz, bynajmniej żadnej „literackości” nie szukam, a na pewno nie na siłę). Zresztą sam szukam w recenzjach czegoś więcej niż tylko opisu fabuły, postaci i stwierdzenia, dlaczego nam się całość podoba lub nie (więc nie jestem Twoim statystycznym czytelnikiem recenzji, z czego akurat raczej się cieszę) – cóż, można powiedzieć, że także za dużo wymagam.

    Cóż… Zauważyłeś, że istnieje grupa tytułów, w przypadku których Twoja statystyczna, przykładowa i rzetelna recenzja nie spełnia swojej roli i trzeba zrobić z nią coś więcej (choć uważam, że akurat długość recenzji jest tu najmniej istotną sprawą). Sam także się z takimi spotykam (coraz częściej odkąd szukam coraz bardziej oryginalnych tytułów) – „Palepoli” składające się z około 120 króciutkich historyjek nie sposób zamknąć w sztywnych ramach jedynej słusznej recenzji, zostawienie „Houmonshy” z suchym opisem byłoby kpiną z tytułu, czytelnika i z siebie samego (jako że przeczyłoby mojej ocenie) – stąd analiza i interpretacja. Także „Sekai…”, jako tytuł składający się z jedenastu niezależnych historyjek nie sposób zamknąć proponowane ramy (rozdrabnianie się nie w chodzi w rachubę), więc częściej pojawiają się ogólne stwierdzenia i wnioski z całości (np. przy opisie bohaterów). Dlatego zupełnie inaczej wyglądają moje recenzje tytułów bardziej „zwykłych”, zachowujących ciągłość fabularną, dosłowność przekazu i nie rozbitych na kawałeczki (choć w tym roku recenzowałem raptem dwa takie tytuły – „Bitter Virgin” oraz „Yuunagi no Machi…”).

    Natomiast wstępy, które tak nie przypadają Ci do gustu, owszem, nie odnoszą się bezpośrednio do mangi, lecz nie są też przypadkowe (mylisz się jednak twierdząc, że z recenzowanym są niezwiązane) – staram się w nich wprowadzić w mangę, jej tematykę albo niuanse, ew. wyjaśnić własne stanowisko względem tytułu (albo stanowisko tytułu względem czytelników). Czy jest to zbędne? Na pewno przywoływani przez Ciebie jednominutowi czytelnicy nie odczuliby jego braku, lecz chyba sam wiesz, że tacy czytelnicy nawet recenzji nie wymagają (bo żadnej w minutę nie przeczytasz, chyba że jesteś przeszkolony w szybkim czytaniu), a tylko kilku podstawowych informacji. Jeśli więc miałbym pisać dla nich, musiałbym zrezygnować z pisania recenzji w ogóle, zajmując się krótkimi notkami, lub wypunktowanymi wadami/zaletami (znów więc trochę sam sobie przeczysz).
    Odnoszę też wrażenie, że Ty traktujesz recenzje trochę jak jakąś zwykłą pracę zarobkową (konieczność przestrzegania formy, robienie tylko tego, czego się od niego oczekuje). Moje podejście na pewno jest trochę inne.
  • Avatar
    SixTonBudgie 27.07.2010 01:05
    Tokłeb
    Komentarz do recenzji "Sekai no Owari to Yoakemae"
    Cóż, zastanawiam się czy współczuć czytelnikowi Grisznakowi za męki, które musiał przechodzić z mojego powodu. Na pewno mogę pogratulować cierpliwości i samozaparcia… I nie jest to bynajmniej żadnej szyderstwo. Natomiast co do stawianych „zarzutów”, to…

    ...nie sposób bym się w sporej części z czytelnikiem Grisznakiem nie zgodził. Czemu nie w zupełności? Ponieważ, jak już zdążył czytelnik zauważyć, nie jest to w żadnym razie „czysta” recenzja (czy raczej recenzje, bo chodzi o pewien trend, bardzo czujnie przez czytelnika wypatrzony) i daleko jej do tanukowej normy (pomijając kwestię jakiegokolwiek wartościowania). Nie będę jednak wchodził w zagadnienie „czym ma być recenzja”, mogę jednak powiedzieć, że jak do tej pory redakcja nie wyraziła sprzeciwu względem moich tekstów (przyjmuje je), więc są publikowane. Jeśli jednak teksty będą zaopiniowane negatywnie (jak to czytelnik stwierdził: będą zbyt upłynnione), nie będą publikowane i nie będą powstawały – zależność jest prosta i powinna być oczywista.

    Wspomniałem o trendzie. Otóż o ile kiedyś recenzowałem „wszystko”, o tyle jestem coraz bardziej wybredny i recenzuję jedynie to, co zrobi na mnie jakieś wrażenie i wyróżnia się z mangowej przeciętności. Jednocześnie coraz mniej interesował mnie sam suchy opis fabuły, postaci, argumentów za i przeciw, ew. bezpośrednich porównań do innych tytułów. Recenzja zaczęła stawać się pewną ramą mieszczącą zarówno pewną analizę, jak i interpretację oraz komentarz. Z tego powodu może występować pewna dezorientacja u czytelników, którzy spodziewają się „czystej” recenzji, a napotykają tekst, który być może (bo mnie trudno ocenić) staje się dużo jaśniejszy dopiero po lekturze (bo mnie nie tyle obchodzi sam tytuł, ile to, co z niego wynika). W każdym razie nie czuję się zobowiązany do zmiany stylu i formy pisania, między innymi dlatego, że lubię to, co robię, a „zwykłe” (takie „100% tanukowe”) recenzje mnie nie interesują.

    Na koniec chciałbym się jeszcze ustosunkować do przytyków czytelnika Grisznaka, jak bardzo absurdalne by one nie były (wraz z imputowaniem mi własnego mniemania o sobie). Otóż daleki jestem zarówno od wywyższania się czy samozadowolenia z własnej pracy, widząc jeszcze sporo do poprawy – jeśli czytelnik tak to odbiera to może warto też nad sobą się zastanowić. Chciałbym też wyrazić drobną prośbę względem znanego w tanukowym świecie recenzenta, krytyka i czytelnika – Grisznaka. Wiadome jest że potrafi on napisać świetne recenzje, które nie tylko świetnie się czyta ale są jednocześnie pełne merytorycznej treści i wręcz niepodważalnej, rzetelnej argumentacji, praktycznie wyczerpującej dany tytuł – rozebrany przez niego na czynniki pierwsze i do rosołu. Ponieważ tak wybitny człowiek uważa tę mangę za pozbawioną jakichkolwiek wartości (ba!, za najgorszą jaką kiedykolwiek czytał i ocenił na tanuku), jestem niezmiernie ciekaw jego spostrzeżeń odnośnie tytułu. Skoro moja ocena jest tak bardzo zawyżona (w jego opinii) to może warto, by znalazła się przy niej adekwatna recenzja (najlepiej jego autorstwa), punktująca bez skrupułów wszelkie jej wady.

    PS. Przywróciłeś mi wiarę w ludzi. ;)
  • Avatar
    M
    SixTonBudgie 19.06.2010 10:58
    Okruchy trzynastolatków...
    Komentarz do recenzji "Nanairo Sekai"
    Na tle Bush Hashiru na pewno wypada dużo lepiej. Widać zwiększenie objętości poszczególnych historii wystarczyło, by autorka potrafiła je przedstawić w ciut bardziej interesujący sposób. I trochę mniej bajkowy. Jednak do ideału jeszcze daleko. A więc nade wszystko o tyle wątki romantyczne są dobrze i realistycznie przedstawione, o ile naiwniutkie. Brawa dla autorki, że sobie z tego zdawała sprawę i umieściła je we właściwie jedynej „otulinie”, na tle której mogły one jeszcze wyglądać naturalnie – stąd ta „otulina” trzynastolatków. Wprawdzie i na ten wiek ta niewinno­‑naiwność jest już całkiem mocno podejrzana, ale powiedzmy, że gdzieś tam może się uchować.

    Przedstawienie sytuacji z przeplatających się perspektyw obu zainteresowanych stron nie jest niczym nowym, ale całkiem dobrze się sprawdzającym. Oczywistą wadą jest pełna wiedza czytelnika, która, w połączeniu z jednak przewidywalnością poprowadzenia wątków, sprawia, że on najzwyczajniej w świecie oczekuje konkretnego rozwiązania akcji – i takie też dostaje. Bardzo prościutka to gra.

    Swoją drogą to nie przeczytałem wszystkich historii, skrupulatnie omijając wątek yaoi (zresztą to samo bym zrobił w przypadku yuri), bo gdyby jeszcze miały one być w jakikolwiek sposób oryginalne… A tak, sprowadzając się do kolejnych schematów, w zasadzie niczym nie różnią się od kolejnego banalnego wątku romantycznego.
  • Avatar
    M
    SixTonBudgie 18.06.2010 19:09
    Przystanek życia...
    Komentarz do recenzji "Bus Hashiru"
    Generalnie pomysł, jak na okruchy życia, całkiem przyzwoity – ukazać urywek życia kilku osób przez pryzmat przystanku. Ale jakoś to wyszło… no, nijako. Uwaga moja największa skierowana jest w stronę przynależności gatunkowej, którą autorka trochę nadużyła. Zamiast prawdziwych okruchów życia mamy do czynienia raczej z bajkowymi, magicznymi historyjkami. Przyrzeczenia, że za kilka lat dojdzie tu do ponownego spotkania i nastąpi ślub? Nie wspominając o tym, że ta „przepowiednia” się spełnia. To mają być okruchy życia…?

    Wszystkie te historyjki przesycone są melodramatem, po odsączeniu którego zostaje… no właśnie – na pewno nie „życie”. Ich magiczność jest przesadzona i przesłodzona, a myśl przewodnia jest tak wtórna, jak tylko się da („to, co najważniejsze, może być tu i teraz, obok – wystarczy się rozejrzeć i nie przegapić okazji”). Niestety na tym motywie­‑zaklęciu w większości opierają się tytuły z tego gatunku, w efekcie czego mamy do czynienia z marazmem i wtórnością, co próbuje się maskować efektami „specjalnymi” (tutaj: melodramatyzm i magiczność).

    Jako że historyjki krótkie, to i bohaterowie ukazani migawkowo, co znów ma standardowe konsekwencje, objawiające się ich bylejakością. Wiem, że na kilku, kilkunastu stronach nie sposób bardzo mocno rozwinąć psychiki postaci, ale naprawdę wiele można wycisnąć, a środków ku temu jest wiele. Nieraz decydującym elementem jest odpowiednie graficzne przedstawienie, lecz tu grafika jest prosta, momentami wręcz do przesady oszczędna.

    I tylko zastanawiam się, dlaczego spodziewałem się czegoś więcej…
  • Avatar
    SixTonBudgie 6.06.2010 23:07
    Re: Małe fo pa
    Komentarz do recenzji "W.I.T.C.H."
    To jest japońska adaptacja tego komiksu. Przynajmniej takie informacje można przeczytać na portalach zajmujących się mangami.
  • Avatar
    SixTonBudgie 17.05.2010 21:23
    Re: Dobry zbiór nowelek.
    Komentarz do recenzji "Happiness (Usamaru Furuya)"
    SuiKaede napisał(a):
    Narazie przeczytałam Jisatsu Circle (przerażające, doprawdy)(...)

    Skoro… i w tym miejscu nie wiem, jak się do Ciebie zwracać, bo ostatni Twój tu komentarz napisany był jak przez osobę płci pięknej, natomiast w profilu przyuważyłem okrąg ze strzałką ku „prawej górze” ;)... przeczytałaś Jisatsu Circle (na recenzję którego na razie nie potrafię się zdobyć, choć pewnie doczeka się kiedyś), to możesz spróbować sięgnąć po film o tym samym tytule. Nie tylko fabuła jest inna, ale posiada także więcej zalet niż manga.
  • Avatar
    SixTonBudgie 16.05.2010 21:38
    Trochę za dużo tych dowodów...
    Komentarz do recenzji "Sex=Love2"
    Grisznak napisał(a):
    Jeden post, a tyle dowodów nieuctwa…
    - trzy, gdyby osoba powyżej czytała „Władcę Pierścieni” J.R.R. Tolkiena, wiedziałaby, skąd pochodzi i do jakiej płci odnosi się miano „Grisznak”.
    Chyba tylko dla żartu wymieniłeś to jako dowód nieuctwa, prawda?
    Co do „paszkwilu” to nie mam zamiaru przerzucać się definicjami i jej interpretacjami, ani tym bardziej cofać własnych słów. Ach, ale za to lubię sprawiać wrażenie… ;)
  • Avatar
    SixTonBudgie 13.05.2010 18:38
    Re: Dobry zbiór nowelek.
    Komentarz do recenzji "Happiness (Usamaru Furuya)"
    Heh, cieszę się, że ktoś docenia te mało znane, ale naprawdę dobre mangi. Nie wiem ile takowych jeszcze jest, ale nie przypuszczam, żeby miało mi ich zabraknąć, co cieszy mnie tym bardziej, że bardzo lubię wszelkiego typu tytuły nietypowe.

    Jeśli spodobała Ci się kreska z tego zbioru (jak słusznie zauważyłeś jest trochę inna niż znana z większości mang, ale przy okazji tej „inności” – lepsza, czy, jak kto woli, ładniejsza), podobnie jak historie w niej opowiedziane, to polecam inne mangi tego autora (Usamaru Furuya), których kilka pozycji znajdziesz na tanuku, a jeszcze kilka w przyszłości się tutaj pojawi (z siedem, osiem tytułów). Zresztą obecnie pracuję nad kolejną recenzją (nie zdradzę jednak tytułu).

    Co do Happiness:

     kliknij: ukryte 
  • Avatar
    M
    SixTonBudgie 7.05.2010 00:30
    Na swój sposób intrygujące...
    Komentarz do recenzji "Kokumin Quiz"
    Manga zasłużyła sobie na miano najlepszej, jakiej nie potrafiłem przetrawić (stąd lekturę, skądinąd niezbyt obszerną, przerwałem). Niby jest wszystko, co być powinno – jest pseudototalitarny kraj, sterowany za pomocą ciekawego narzędzia, bo teleturnieju, w którym można wygrać dosłownie wszystko, są wcale niezgorzej przedstawieni bohaterowie (K­‑ichi), a nawet fabuła zdaje się tworzyć i zmierzać w jakimś nienajgorszym kierunku, ale… Nawet nie luki w konstrukcji świata, który dla autora może jest jakiegoś rodzaju „dystopią” – dla mnie nie (powiedziałbym prędzej, że kraj jest absolutnie normalny i tylko doczepiono do niego kilka elementów, które wyglądają dość komicznie, jeśli porównać z bliżej znanym nawet nie „totalnym” totalitaryzmem; to wszystko wydaje się jakoś sztucznie podtrzymywane i bez pomocy autora świat by się rozleciał na nic nie znaczące kawałki), nawet nie przesada, jaka towarzyszy – oczywiście celowo – stronie graficzno­‑fabularnej (USA dosłownie klękająca przed Japonią? Leczenie kompleksów – następne drzwi), charakteryzującej się zresztą słabą i mocno koślawą kreską, nawet nie wydarzenia bez wyrazu (a właśnie takim wydarzeniem jest ten cały teleturniej Narodowego Quizu)... Sam nie wiem, co dokładnie sprawiało, że lekturą się po prostu męczyłem. To już Kafka, choć bardziej wymagający, jest nieporównywalnie bardziej przyjemny w lekturze.
  • Avatar
    SixTonBudgie 6.05.2010 21:55
    Re: Obiektywność? Dajcie spokój.
    Komentarz do recenzji "Sex=Love2"
    (...)ludzie najchętniej sięgają po tytuły wychwalane pod niebiosa lub miażdżone walcem.

    Nie sposób się z tym nie zgodzić, czy raczej: trudno tego nie zauważyć. Przy czym konstruktywne wychwalanie, w przeciwieństwie do miażdżenie (które wcale konstruktywne być nie musi, jeśli tytuł tego wcale nie wymaga – czyli tytuł mierny), jest dużo trudniejsze, ponieważ mnożenie przydawek nie zastąpi rzetelnego wyłuskania i opisania zalet.

    Akurat Alira pisała dotychczas tylko paszkwile, ale mam nadzieję, że kiedyś zdecyduje się na coś innego (tzn. lepszego) – naprawdę jestem ciekaw takiego tekstu. (Bo paszkwil jest paszkwilem a nie stylem pisania recenzji).
  • Avatar
    SixTonBudgie 6.05.2010 20:48
    Re: Obiektywność? Dajcie spokój.
    Komentarz do recenzji "Sex=Love2"
    Cóż, do pełnej oceny pewnych mang nadają się tylko takie recenzje.

    A owszem, paszkwile idealnie nadają się do recenzji tytułów bezwartościowych. (I w zasadzie na tym ich zastosowanie się kończy). Przyznać trzeba, że osoba recenzentki ten element ma naprawdę dobrze opracowany, nawet jeśli „przewalcowanie” miernego tytułu do poziomu ziemi jest łatwiejsze niż konstruktywny tekst odnośnie lepszych dzieł.

    Jednak wbrew słowom krew_na_scianie i innym podobnym:
    Tak trzymaj i się nie przejmuj złośliwcami!

    warto zastanowić się nad krytyką. Sam przyznam, że o ile samą recenzję czyta się dobrze, o tyle liczne wstawki, nachalnie przypominające czytelnikowi, jaką to recenzentka jest męczenniczką i jak to się poświęca dla niczego nieświadomych potencjalnych czytelników recenzji – jak widać – dla wielu osób może być irytujące. Tym bardziej, że niepotrzebne. Bynajmniej nie chcę narzucać recenzentce stylu – być może to tak „miało być”, itp., ale osoby, które „miały czelność” napisać o swoich odczuciach, nie są „złośliwcami” ani „marudami” (przynajmniej nie wszyscy). Dyskredytowanie ich w taki sposób jest wyrazem jakby braku szacunku oraz narzucania własnego zdania.

    Nie wiem, czy było to celem recenzentki (właściwie w to wątpię, choć powinna sobie zdawać sprawę ze skutków swojej recenzji), ale – co ciekawe – odnoszę wrażenie, że ten tekst (podobnie jak dwa poprzednie) raczej zachęca niż odstrasza do mangi. (Więc i recenzentka pracuje na popularność mangaczki. ;) ). Na pewno tekst mdły i nijaki skuteczniej by odstraszał, lecz… dobrze, że ten takim nie jest (poza elementami „uprawiania męczeństwa”).
  • Avatar
    SixTonBudgie 11.04.2010 20:02
    Tam, gdzie zaczyna się kicz
    Komentarz do recenzji "Bitter Virgin"
    zz_pl napisał(a):
    Jest tylko jeden warunek, nie traktować tego serio.

    Nie wiem, czy wiesz, co napisałeś (a o czym bezpośrednio w recenzji nie wspomniałem) – jeśli coś traktuje o poważnych rzeczach w niepoważny sposób to albo mamy do czynienia z parodią (ew. ironią lub temu podobnym), albo z kiczem. Bitter Virgin w oczywisty sposób skłania się do drugiego (nawet przez chwilkę lektury nie odnosi się wrażenia, że autorka nie przekazuje tych treści całkowicie serio).
  • Avatar
    SixTonBudgie 8.04.2010 22:43
    Re: Parę uwag
    Komentarz do recenzji "Bitter Virgin"
    Kwestii oczywistych poruszać nie będę, gdyż najwidoczniej nieuważnie przeczytałeś moje bazgroły (szczególnie, że zamiast konkretnych uwag widzę spis „punktów”, które nijak się mają do tego, co nabazgrałem w recenzji).

    Na jedyne rzeczowe pytanie mogę odpowiedzieć – poza „dobrym dramatem” nie spodziewałem się niczego, gdyż bardzo rzadko miewam jakiekolwiek uprzedzenia co do tytułu, za który się zabieram. Nie wiem jak Ty definiujesz dobry dramat, ale w mojej definicji nie ma mowy o śmiechu w jego kulminacyjnych momentach. Absurdalność sytuacji, zachowań bohaterów i wypowiadanych przez nich kwestii po prostu mnie rozbrajała. Więc ja się pytam: gdzie jest ten dramat? Czy jeśli powrzucasz do garnka całą zawartość wszystkich pojemników na przyprawy, to znaczy, że wyjdzie z tego kulinarne cudeńko? („Cudeńko” może i owszem, ale na pewno nie smaczne).

    Na koniec podkreślę jeszcze, że manga ta ma parę zalet, które nawet można znaleźć pośród moich bazgrołów, ale to nie zmienia oblicza całości.

    PS.
    Proponowałbym na przyszłość pisać „rzeczowe uwagi”, gdyż Twoje powyższe „uwagi” na tę nazwę raczej nie zasługują, jako luźne komentarze raczej, które wcale nie szukają argumentów – prędzej uciekają przed nimi. No, chyba że od początku zamierzałeś tak napisać. ;)
  • Avatar
    SixTonBudgie 30.03.2010 12:37
    Re: Pluto jest dobre, ale...
    Komentarz do recenzji "Pluto"
    No i główny „zły”... kliknij: ukryte 

     kliknij: ukryte 
  • Avatar
    M
    SixTonBudgie 30.11.2009 17:02
    Całkiem przyjemny tytuł
    Komentarz do recenzji "Angel Densetsu"
    Tytuł lekki, ale i przyjemny. Całkiem spora dawka humoru, który potrafił śmieszyć nawet jeśli jeden motyw eksploatowany jest przez cały czas. A wszystko oparte na założeniu, że „jeśli ktoś wygląda strasznie, to musi być straszny, a to że ma duszę anioła i muchy by nie skrzywdził nie ma znaczenia”. Oczywiście człowiek przyzwyczaja się do serii kuriozalnych przypadków i nawarstwiających się nieporozumień, prowadzących to coraz to nowych konfliktów bohatera, ale Yagi opanował ważną sztukę wprowadzania w odpowiednich momentach kolejnych elementów posuwających akcję do przodu. Dzięki temu nawet powierzchowny fakt powtarzalności humoru i sytuacji, nie spycha tytułu w czeluści braku pomysłu i otchłanie nudy.