x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Wydra wydra, zmodyfikowana genetycznie i zcyborgizowana
Te „śmiesznostki”, czy jak to ja nazwałem „rozwiązania techniczne” ;) przeżyć się da, ale poważny klimat psują. Mi się nawet podoba, że Nihei niewiele tłumaczy, bo niewiele tłumaczy w sposób, który skłania do fantazjowania. Tutaj zawiódł, ale bardzo nie narzekam – mi do połowy czytało się naprawdę dobrze. Moja teoria co się stało jest następująca: Nihei chciał po staremu z grubsza wszystko poskładać do kupy, niestety zmuszono go do napisania większej ilości tomów niż chciał (tutaj tak twierdzą [link] ), więc to przesunął, po czym okazało się, że jednak ma kończyć, więc w 3 rozdziały wszystko zamknął (to widać ewidentnie) i na nic już nie starczyło czasu.
Patrząc po najnowszym Knights of Cydonia nabieram jednak podejrzeń, że ten sposób prowadzenia fabuły to nie tyle wybór artysty, co jedyny sposób, w jaki Nihei to robić potrafi, bo bardziej klasyczna wychodzi mu… bleh.
Bez przesady z pochwałami: 7/10
Podstawowym problemem jest fabuła skacząca od jednego egzaminu z magii lub incydentu w szkole (od egzaminu słabo odróżnialnego). Taiga musi wykombinować, jak z sytuacji wybrnąć, co mu się udaje, po czym następuje kolejny zbliżony incydent. Przez dobre 2 tomy maglowane są międzyklasowe zawody! Manga dla której największym wyzwaniem dla bohatera są (ubarwione) egzaminy w szkole? Tylko japończycy to potrafią. Nie mówię, że mnie to odrzuciło, ale na pewno nie wywołało entuzjazmu.
Dużo można ugrać na bohaterach. Sympatyczni, rzeczywiście nie zachowują się jak idioci, co im się chwali, ale ciągle płascy. Wszystko od razu na wierzchu, wszelkie konflikty jak na patelni. Spojrzeń z kilku stron, stopniowego pogłębiania charakteru tutaj nie uświadczymy.
Jak widać moje zarzuty nie są wielkiej wagi, bo i to nie jest zła manga. To przyzwoity shounen. Tylko przyzwoity.
Wrażenia średnio pozytywne 7/10
Gdyby ten wątek ograniczyć i pokazać kilka innych aspektów katastrofy (możliwości są dziesiątki) byłoby dużo, dużo lepiej. Niestety stałą cechą mang Itou jest czepianie się jednego tematu i doprowadzanie go w skali do karykatury. Mizerność postaci trafnie wypunktowała recenzja.
Brawa z kolei za kreację planety Remina. Całkowicie nieludzka, wręcz niepoznawalna (Lem się kłania), to istotnie strach na kosmiczną skalę, odmalowany na wielu dopracowanych całostronnych grafikach. Już lepiej w tej mandzie byłaby tylko ona. 7/10.
Świetna recenzja!
Zgadzam się z recenzentką. Wszyscy mężczyźni w tej mandzie mają obrażenia mózgu i myślą tylko o kopulcji. Trudno ich zresztą od siebie odróżnić, po fryzurze co najwyżej. Główna bohaterka Jakiejtam ma większe obrażenia (udar niedokrwienny chyba) – nie myśli nawet o tym, po prostu daje się gwałcić. Co do rysunku to komiksy fanowskie stoją na dużo większym poziomie.
Niemniej miałem sporo rubasznej uciechy, to tak złe, że aż zabawne.
Nie zgadzam się natomiast z interpretacją tytułu. Sex znaczy więcej niż Love, ale o ile Love > 1 (lub < 0). Przy interpretacji od 0 – brak Love, do 1 – Love totalny, Love znaczy więcej niż Sex, i to myślę jest prawdziwe przesłanie tego tytułu, tylko takie nie wprost, żeby nie powiedzieć przeciw.
Enjoy: 1/10.