x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Odpowiedź na komentarz użytkownika ryuu
Atak Tytanów po 130 rozdziale
I jeszcze ta postać Erena. Jak zapowiedź nadchodzącego koszmaru.
Lśnisz w księżycową noc - subiektywna opinia, nie recenzja
Odpowiedź na komentarz użytkownika Tablis
Manga Yakusoku no Neverland kończy czteroletnią serializację
Odpowiedź na komentarz użytkownika KamionLi
Wlazłem tu z ciekawości i zacząłem czytać te spoilery aby poznać finał. Tak czytam i czytam… i w końcu zastanawiam się, co jest grane?! Jaki Natsuo? Jaka Rui? Nie znam tych postaci. Skroluję do góry i widzę „Domestic na Kanojo”. No kur… :D Nie wiem co mi się ubzdurało w tej głowie, ale byłem święcie przekonany, że wbiłem do komentarzy serii 5‑toubun no Hanayome (pięcioraczki). Chyba zasnąłem i dopiero co się obudziłem, hyhy… ^^
Odpowiedź na komentarz użytkownika I.
Odpowiedź na komentarz użytkownika I.
Tragiczne pod względem emocjonalnym czy wykonania?
Kogo i do kogo?
No i ostatnia rzecz, czy według ciebie na razie wszystko trzyma się kupy, czy niestety autor z racji już pokaźnej długości (tak z 25 tomów patrząc po ilości rozdziałów) już powoli odpływa i gubi się w swoich założeniach?
Haikyuu!! - wrażenia po wyrywkowych rozdziałach mangi
Akame ga Kill! - subiektywna opinia, nie recenzja
Bez wątpienia obok wciągającej, momentami bardzo zaskakującej i spójnej opowieści, niezwykle udanej według mnie, drugim czynnikiem, który powoduje moje niezwykle pozytywne wrażenia po lekturze są postacie. Tak, schematyczne w swoich poczynaniach do bólu, dla wielu pewnie irytujące, ale dla mnie wręcz przeciwnie, niezwykle sympatyczne, w odpowiednich momentach zabawne i urocze, świetnie ze sobą współgrające i mające określony cel do wykonania. Gdy kolejne ginęły, to nic tylko się wzruszałem, bo tak mimowolnie się z nimi zżyłem. Dodatkowo gdy rozpoczynałem oglądanie serii telewizyjnej ponad 6 lat temu to polubiłem z miejsca taką Mine i wtedy nawet nie wiedziałem jaką rolę odegra w serii, a tu proszę. Pomijając rzecz jasna fakt, że anime nie było tragiczne, ale bez wątpienia spłyca pierwowzór, to właśnie Mine jest moją ulubioną postacią z tego uniwersum. Niesamowicie urocza, zabawna, wręcz kochana osóbka, która swoim zachowaniem tylko dodawała mi otuchy i dostarczała wiele niezapomnianych/pozytywnych/wzruszających emocji, dzięki temu samo zakończenie jeszcze bardziej mi się podoba. Żadna z kolejnych postaci, a tym bardziej z Night Raid nie jest gorsza, a wręcz przeciwnie, są dobrze i solidnie napisani. Posiadają odpowiednio nakreślone charaktery i emocje. Każda z nich ma swój unikatowy styl i co najważniejsze nie schodzą z ukierunkowanej przez siebie ścieżki do samego końca, nawet gdy tym końcem jest bezpowrotne odejście z tego świata, a w tym tytule to norma, więc przywiązywanie się do postaci tylko dobija czytelnika. Co wadą nie jest, bo pobudza do rozmyślań i współczucia im, ponieważ przez tematykę historii, strukturę świata przedstawionego i kolejne wydarzenia, nigdy nie wiadomo kiedy, jak i przez kogo nastąpi śmierć kolejnej z nich.
Przechodząc do następnego aspektu, o dziwo w ogólnym rozrachunku nieco gorszego od pozostałych wyżej wymienionych, czyli strony technicznej, to została według mnie bardzo dobrze wykonana, ale tylko tyle. Śmiem twierdzić, że jest nieco nierówna. Momentami wgniata w fotel swoimi świetnymi kadrami walk czy należycie wykonanymi i cieszącymi oko projektami teł oraz postaci, ale z drugiej często wspomniane walki wydają się być wyreżyserowane bardzo chaotycznie właśnie przez niedokładny w tych miejscach rysunek. Po prostu miałem takie momenty, że musiałem się zatrzymać na dobrą chwilę, aby ocenić co właśnie dzieje się w konkretnym kadrze. Nie występowało to często, ale jak już było to bardzo widoczne i nie ukrywam, że lekko mnie to irytowało. Natomiast w ogólnym rozrachunku nie mogę ocenić kreski inaczej niż bardzo pozytywnie, ponieważ w większej części spełnia swoje zadanie należycie i dostarcza czytelnikowi wiele świetnie narysowanych scen.
Na koniec jak zawsze chciałbym poruszyć temat jakości polskiego wydania, a w tym przypadku wydawnictwa Waneko. Tłumaczenie przejrzyste, przyjemne w odbiorze i co najważniejsze bezbłędne, a przynajmniej ja nic nie wychwyciłem. Druk solidny, tak samo jak klejenie, ale bez fajerwerków. Na pewno na plus kolorowe strony na początku każdego tomu i bardzo ładne obwoluty. Grzbiety wizualnie również na duży plus, ale z małym (niby, bo dla pedanta jakim jestem to raczej dużym) zgrzytem. Mianowicie obwoluta z pierwszego tomu nie zgrywa się z pozostałymi. W moim egzemplarzu wszystkie elementy nadrukowane na grzbiecie są przesunięte w znaczącym stopniu ku górze co psuje ogólny wygląd serii na półce. Pewnie większość uzna, że przesadzam i się czepiam, ale ja tak mam i doceniam jak wszystko jest perfecto, a tutaj ten jeden element doskwiera niemiłosiernie i szczerze? Pewnie tak by nie było gdyby było więcej takich grzbietów, ale z racji tego, że jest tylko jeden na 15 możliwych to niestety widać to i irytuje podwójnie. :D
Ale już podsumowując, to nie pozostaje mi nic innego jak serdecznie polecić ten komiks. Jest to bez wątpienia jeden z najlepszych komiksów, a już na pewno shounenów jaki miałem okazję przeczytać. Wciąga, satysfakcjonuje, daje szczęście i momenty wzruszenia. Czego chcieć więcej? Potrzeba jedynie odpowiednio dopasowanej do tematyki tego komiksu osoby, która popłynie z prądem wydarzeń, ciesząc się (ale też smucąc się) z kolejnych przygód/walk/rozterek i śmierci bohaterów.
Pluto - subiektywna opinia, nie recenzja
Biorąc pod uwagę wszystkie uczucia jakie towarzyszyły mi w trakcie lektury to ciężko stwierdzić. Nie będę ukrywał, że początek mnie nie porwał, a nawet miałem pewien moment krytyczny, podczas którego miałem nawet zamiar porzucić lekturę w cholerę, ale ostatecznie zawziąłem się i czytałem dalej. W nagrodę otrzymałem tom ostatni, który nie dość, że wywrócił do góry nogami, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, moje postrzeganie tej serii przez poprzednie tomy, to dodatkowo w spójny i nieprzeciętny sposób zamyka całą historię. Jeśli o niej już mowa to tak jak wspomniałem powyżej, na początku mnie nie za bardzo przekonała, głównie z powodu niespójności (na pierwszy rzut oka) niektórych wydarzeń, chaosu w kwestii rzucania czytelnikiem po różnych częściach świata w celu poznania kolejnych postaci, czy nawet lekko irytująca za sprawą rzucania tu i ówdzie jakiś scen z przeszłości, które nurtowały czytelnika (czym są? co znaczą?) praktycznie do ostatnich stron ostatniego tomu. Jako całość, lecz głównie za sprawą końcówki, uważam ją spójną opowieść, poruszając bardzo interesujący i wielowątkowy temat robotów i ich życia w społeczeństwie, ich praw, znaczenia dobra oraz zła, a także tego, że nawet sztuczna inteligencja może marzyć, mieć uczucia i nie powinniśmy z góry zakładać, że tak nie jest. Serwując nam również wątki bitewne w futurystycznym świecie przyszłości, czerpiącym garściami z obecnych konfliktów na ziemi, w którym robot to nie byle robot znany nam współcześnie, ale istota o tyle inteligenta, że momentami bardziej uczuciowa i wyrozumiała niż niejeden pospolity człowiek. Historia ta udowadnia, że nie wszystko jest takie jakie się na pierwszy rzut oka wydaje i to biorąc pod uwagę nawet moje drastycznie różne wrażenia negatywne z początku i zachwytu pod koniec. Ostatecznie wyszła z tej opowieści genialna i bez wątpienia satysfakcjonując mieszanka science‑fiction z wątkami psychologicznymi, filozoficznymi, dramatycznymi (ponieważ przywiązanie do postaci odbija się tutaj czkawką) oraz detektywistycznymi (czerpiąc tylko to co najlepsze z Monstera).
Przechodząc do postaci to jest ich tutaj pokaźna ilość, od wspomnianych charyzmatycznych robotów (nie wszystkich, ponieważ niektóre serwują znane nam już cechy charakteru), po zwyczajnych ludzi, naukowców (tych genialnych i szalonych) po nie do końca zidentyfikowane byty, które same nie do końca wiedzą kim/czym są – tak się kończy zabawa z marzeniem stworzenia istoty doskonałej. Nie będę się tutaj rozpisywał o każdym charakterze z osobna, wystarczy, że napomknę iż najbardziej polubiłem (ciekawe czemu co nie? :D) naszego inspektora Europolu Gesichta oraz (o dziwo) jego partnerkę Helenę. Nie ujmuję rzecz jasna pozostałym postaciom, bo na przykład taki Abra (chociaż nie do końca prawda?) został świetnie napisany, a jego przeszłość dopiero pod koniec opowieści daje możliwość do różnych przemyśleń, chociażby, że to nie do końca była jego wina. Oczywiście ostatecznie główne skrzypce gra tutaj bez wątpienia Atom (nawet jeśli historia ma więcej niż jednego głównego bohatera), ale nie jest tak jak się wszystkim na początku wydawało, że jest on tym jedynym, który ma się stać „największym robotem na ziemi”, a przynajmniej ja tak to odbieram.
Strona techniczna (kreska) chociaż bardzo charakterystyczna dla Urasawy i niezwykle realistyczna, to ze względu na to iż jest w głównej mierze na podstawie historii Osamu Tezuki i z tego co wiem Naoki nie zmieniał za bardzo stylu jaki operował autor pierwowzoru to widać tutaj pewne uproszczenia względem takiego chociażby Monstera. Nie jest to broń boże wadą, ale nie jest też zaletą. Główne skrzypce grają tutaj designy postaci, odkładając na bok tła, które są dobrze wykonane, ale nie są jakiś najwyższych lotów. Rysunek stoi ogólnie na bardzo dobrym poziomie wykonania, ale nie przesadzałbym, że jest czymś wybitnym. Dlatego też w tym miejscu subiektywnie muszę się nie zgodzić z recenzentem na tanuki, który uważa kreskę za arcydzieło, wystawiając temu aspektowi ocenę maksymalną. A porównanie do mangi Berserk to uważam już za zbrodnie i obrazę, nawet nie samego Miury, ale Urasawy, bo myślę, że nawet nie chciałby być porównywany w tej kwestii z autorem Berserka. Już nawet odkładając na bok subiektywny gust. To jest całkowicie inny styl rysowania i stawianie ich w tym samym szeregu mija się z celem i daje efekt odmienny od zamierzonego. Tutaj nawet nie ma co się za bardzo już rozwodzić w tym temacie, wystarczy, że zapodam przykładowe screeny z komiksów, a sami już sobie odpowiecie na pytanie, co ma lepszą kreskę, Berserk czy Pluto?
Ostatnim aspektem jaki chciałbym (jak zawsze) poruszyć jest polskie wydanie wydawnictwa Hanami, ponieważ bądź co bądź ma taki sam wpływ jak pozostałe kwestie na moją ostateczną ocenę, ponieważ właśnie to decyduje jaki poziom wygody dostarczyła mi lektura tomikowa. A tutaj znowu jest tak samo jak to było za sprawą Monstera. Czyli błąd na błędzie, błąd pogania. Zacznijmy więc od pozytywów. Wydanie powiększone oraz na pierwszy rzut oka okładki ładne i solidne, lecz wydają się być wykonane w najgorszej możliwej jakości – porównując z innymi wydaniami zagranicznymi. Klejenie mocne i nie miałem uczucia, że zaraz coś mi się rozwali w łapie. A tłumaczenie w większości przyjemne w odbiorze. Numerację pomijam, bo dla mnie to nieistotne czy jest czy nie. Natomiast co do wad to: brak spójności na grzbietach, błąd znakowy w pierwszym tomie na wspomnianym grzbiecie, częste literówki, ucięte teksty i co najgorsze zamienione teksty w dymkach (przynajmniej były – hehe Monster). No i jak już dają kolorowe strony to wypadałoby wykonać to konsekwentnie i dać je wszędzie gdzie miałby być względem oryginału. Ogólnie rzecz biorąc i mając na uwadze, że spodziewałem się tak złego wykonania, to jestem mimo wszystko zawiedziony wydaniem komiksu. Oczywiście jest lepiej niż przy takim Monsterze (porównuję z tym komiksem, bo tylko ten posiadam od tego wydawnictwa), ale tak czy siak nie jestem w stanie pojąć jak takie Hanami dostaje licencje na tak świetne pod względem treści komiksy, a tak po macoszemu je traktuje. Chyba niezbadane są tajniki przekazywania tego typu praw.
Podsumowując, pomimo wstępnego negatywnego wrażenia ogólnie jestem bardzo zadowolony z lektury. Komiks spójny, satysfakcjonujący i co najważniejsze dający do myślenia w pewnych kwestiach. Jest jest wolny od błędów technicznych czy tu i ówdzie prostych wykonań fabularnych i charakterów postaci, ale ostatecznie dostarczył wymaganą rozrywkę oraz emocje podczas czytania. Bardzo dobra manga z którą osobiście polecam się zapoznać, a jeśli tak samo jak ja na początku lektury nie będziecie do końca przekonani to mimo wszystko zachęcam aby zacisnąć zęby i przeć naprzód, a bez wątpienia będziecie usatysfakcjonowani poziomem zaplanowania i wykonania tej opowieści. A na koniec jestem skłonny wysnuć takie o to stwierdzenie. Jak uważam, że Monster ma lepszy początek drogi, tak Pluto bez wątpienia ma lepszy jej koniec. Pytanie pozostaje jedno, co wolimy?
Solo Leveling po 110 rozdziale
Solo Leveling po 63 rozdziale
Odpowiedź na komentarz użytkownika I.
Solo Leveling po 24 rozdziale
Re: Herezja miłości - subiektywna opinia, nie recenzja
Nie JG tylko oczywiście Waneko. Przepraszam za ten niedopuszczalny błąd.
Herezja miłości - subiektywna opinia, nie recenzja
Jeśli chodzi o postacie to typowy zbiór charakterów na czele z głównymi bohaterami, którzy niczym szczególnym się nie wyróżniają, no ale jednego to zapamiętam na długo (Asahi), bo jak niektórych „pikantne” sceny mogły zniesmaczać (co zrozumiałe), to mnie zniesmaczał on sam. Niezwykle nieprzystępny do polubienia charakter, przynajmniej dla mnie.
Za to na duży plus kreska, która jest ładna i szczegółowa, a dzięki temu na wiele kadrów patrzyło się naprawdę przyjemnie i sama lektura dzięki temu zyskuje nawet jak historia oraz charaktery do mnie nie przemawiały. Sceny erotyczne według mnie ukazane odpowiednio, były oczywiście momenty przesadzone i pokazujące postaci (szczególnie facetów) w złym świetle, ale pod względem wizualnym przyczepić się raczej nie mogę.
Niestety na duży minus zaliczam ogólne emocje jakie towarzyszyły mi podczas lektury. Było ich niewiele, a jak już to te bardziej negatywne niż pozytywne co tylko pogarsza ostateczne wrażenie.
Wydanie od Studia JG uważam za dobre, ale nie obyło się bez wpadek jak ucięte dymki, czy też dwie literówki (tyle znalazłem). Lecz ogólnie tomiki prezentują się naprawdę ładnie, a i nawet kolorowe strony na początku każdego się znalazły co zawsze na jakiś tam plus.
Podsumowując, herezja miłości nie zaskoczyła mnie niczym, przebrnąłem przez nią bez większych problemów, ale też nie dostarczyła mi zbyt wielu pozytywnych emocji. Dla mnie lektura niestety na raz, ponieważ liczyłem, że jednak mi się spodoba, lecz z drugiej strony nie jest wcale tak tragicznie, gdyż zalety komiks ten posiada, chociażby wspomnianą kreskę. Natomiast jeśli ktoś by mnie zapytał czy tylko dla niej warto przeczytać ten tytuł, to stanowczo odpowiedziałbym nie, ponieważ dodatkowo trzeba po prostu lubić standardowe i przewidywalne romanse, a także mieć swojego rodzaju odporność na niekoniecznie przyjemne sceny seksualne. Manga nie dla każdego i dla mnie również chyba nie, ale z pewnością swoich docelowych odbiorców znajdzie. To tyle ode mnie. Pozdrawiam. ;)
Głosy z odległej gwiazdy - subiektywna opinia, nie recenzja
Ogólnie rzecz biorąc komiks jako całość wydaje się być po prostu przeciętny, albo przynajmniej ja mam takie wrażenie. Mianowicie, kreska nieestetyczna tzn. postacie brzydkie i niedokładne, teł praktycznie brak, a jak już były to standardowe i bez jakichkolwiek szczegółów. Czysty standard i żadnych większych pozytywów pod tym względem. Jedynym aspektem, który jest moim zdaniem lepszy od reszty to jakość wydania Waneko. Nie jest to coś bardzo dobrego, ale solidnie wykonana praca, bez większych zgrzytów i na pewno przemawia bardziej pozytywnie niż negatywnie. Same postacie i przedstawiona opowieść również nie przypadły mi do gustu ze względu na min. fakt, że jakimś dziwnym trafem już na początku wiedziałem jaki będzie tego przebieg i finał, a w tym przypadku zaletą to nie jest. Chociaż był jeden moment, tak mniej‑więcej w połowie lektury, że już myślałem iż pomimo tej przewidywalności będzie lepiej, bo zacząłem powoli wczuwać się w historię, ale końcówka to zaprzepaściła totalnie (nadal wierzyłem, że nie miałem racji co do finału). Zakończenie niby w Shinkaiowym stylu, ale to w jaki sposób zostało przedstawione konkretnie w tym tytule, tylko bardziej mnie odrzuciło. Może to wina długości lub złego zagospodarowania czasem na rozwój postaci czy przedstawienie świata, nie wiem, tak czy siak dla mnie bardzo średni komiks, przez który przebrnąłem z kamienną twarzą i w związku z tym raczej ja go nie polecam, co nie oznacza, że jest faktycznie zły. Zwyczajnie nie trafił w moje preferencje i to wszystko. Dziękuję za przeczytanie i pozdrawiam. ;)
Atak Tytanów po 122/123/124 rozdziale
Mózg doszczętnie 🤯, a autor bez wątpienia dalej pijany. 🥴🍶
A w sumie tak sobie ostatnio myślałem… czy kiedykolwiek mangaka w końcu wróci do tej postaci, bo wydawało się, że o niej kompletnie zapomniał, a tu proszę. kliknij: ukryte Annie comeback! 😲 I też już sam nie wiem czy mam się z tych wszystkich wydarzeń cieszyć, czy płakać… Może mam pierwsze zbyt mylne wrażenie, ale wydaje się to takie na szybko i po łebkach zrobione, no ale kupy się trzyma, więc narzekać raczej nie mogę… na razie. Niemniej… kliknij: ukryte „pływający kręgosłup” jako przyczynę wszelkiego zła mógł sobie już darować, chociaż ciul wie co to tak naprawdę było.
Solo Leveling po 12 rozdziale
Odpowiedź na komentarz użytkownika Łowca czarownic
Teraz sobie ino zaspoilerowałem najgorsze z możliwych zakończeń. No jak mogły kliknij: ukryte moje faworytki (Nino i Miku) pójść w piach?! Grrr…
Ale samemu zamaskować nie łaska…
Re: KONIEC?
Atak Tytanów po 121 rozdziale
Gyo - bardzo krótka subiektywna opinia, nie recenzja
Ale przechodząc już na odpowiednie tory, to nie znam się za bardzo i nie jestem też Japończykiem aby wychwycić jakieś większe przesłanie czy symbolikę związaną z wątkiem „ożywających” morskich stworzeń, dlatego ograniczę się tylko do krótkich subiektywnych odczuć podczas lektury z perspektywy czytelnika, który spod ręki Itou zna tylko, według mnie udany Black Paradox i bardzo przeciętną oraz niewykorzystującą swojego potencjału Reminę.
Nigdy nie przepadałem za stylem tego autora, ale mimo wszystko dałem szansę tej mandze i niestety w sumie się zawiodłem. Na pewno komiks nie był straszny, ale za to momentami wręcz zabawny oraz lekko odpychający w swoim groteskowym i niesmacznym stylu artystycznym. Historia pomysłowa i na wstępie nawet bardzo wciągająca, ale jako to w przypadku Itou jest już standardem, to im dalej w las tym gorzej, o wiele gorzej, czego efektem jest ucięte zakończenie. Nie pomagała w tym wszystkim niebywale irytująca postać Kaori, która swoim charakterem i zachowaniem tylko utrudniała już niezbyt przyjemne czytanie. W sumie… to swoją drogą już same poboczne historie, widniejące pod koniec tomu jakoś bardziej mnie zaintrygowały. Pomimo iż krótkie to bardziej ciekawe i niepokojące. Lecz wracając to na prawdziwy plus mogę jedynie ocenić stronę techniczną, która jak zawsze w przypadku tego mangaki nie zawiodła, chociaż nadal strasznie przeszkadza mi w jego przypadku styl rysowania twarzy postaci. W każdym tytule praktycznie taki sam i nie w moim guście. Natomiast samo wydanie JPF, tak samo jak aspekt graficzny, również prezentuje się solidnie i nie mam do niego większych zastrzeżeń.
Jeśli miałbym to jakoś ocenić w kolejności to Odór Śmierci oceniam jakoś tak pomiędzy Paradoxem i Reminą. Czyli w sumie przeciętnie, bo nie jest najgorzej, ale też nie jest przynajmniej okej. Manga bez wątpienia na raz, na pewno do niej nie wrócę i jest to raczej ostatni komiks od tego autora jaki przeczytam, ponieważ ten nie dostarczył mi nic na tyle pozytywnego, aby ewentualny powrót do jego dzieł był tego wart. Osobiście mangi Gyo nie polecam, gdyż sama cena już nie zachęca, a treścią zachwycą się raczej tylko Ci (nieliczni – chyba), którzy gustują w niesmacznych, specyficznych i groteskowych rzeczach lub są po prostu fanami twórczości Junjiego Itou. Rzecz jasna nie odmawiam mu talentu do pewnych kwestii min. do nieskończonej pomysłowości czy wizji artystycznej, ale wszystko sprowadza się po prostu do gustu, a w mój ten mangaka się niestety nie wstrzela, a bardzo szkoda, bo po Black Paradox miałem naprawdę pozytywne podejście i duże oczekiwania względem kolejnych komiksów tego autora. To tyle ode mnie. Pozdrawiam.
Re: Moje lesbijskie doświadczenia w walce z samotnością - subiektywna opinia