Oh! My Goddess
Recenzja
Tom 11, podobnie jak poprzednie składa się z kilku luźnych opowieści. Najważniejsza z nich zaczyna się, gdy Keichiemu udaje się ponownie dodzwonić do Nieba i wezwać następną boginkę, tym razem o imieniu Peorth, zatrudnioną w instytucji konkurencyjnej wobec tej, w której pracuje Belldandy.
Wprowadzenie nowej postaci wnosi pewien powiew świeżości do serii i na chwilę przykuwa uwagę czytelnika. Niestety jest to jedynie zmiana kosmetyczna, która nieznacznie wpływa na fabułę serii i nie popycha akcji do przodu, a jedynie staje się pretekstem do zaprezentowania kilku nowych gagów. Nie przeczę, ten tom czytało się nader dobrze, lecz niestety seria jako całokształt wybitnie traci na braku spójnej linii fabularnej.
Jakość wydania pozostaje bez zmian – czyli na standardowym dla JPF‑u, wysokim poziomie. Czysty, biały papier, czytelny druk i dobre tłumaczenie są tym, co chciałoby się mieć w każdym komiksie, a już na pewno we wszystkich mangach.
Czy polecam ten tom? Jedynie osobom, którym przygody boginek jeszcze się nie znudziły i mają ochotę na więcej. Pozostałych muszę rozczarować – to kolejna część, w której akcja tylko pozornie posuwa się do przodu!