Oh! My Goddess
Recenzja
Jak rozruszać nudną mangę, na którą dawno temu skończyły nam się pomysły? Najlepiej chyba wprowadzić nowe postacie, choćby i epizodyczne. Tym razem domu Keiichiego i Belldandy nie nawiedzają diabły, demony, potwory, ani bogowie, tylko para jego aż nazbyt zwariowanych rodziców.
Jak łatwo się więc domyślić, cały zeszyt poświęcony jest relacjom panującym w rodzinie Morisato, co – prócz dużej liczby gagów i skeczy – nie wnosi do serii absolutnie nic nowego. Tom skupia się na rzeczach, które omawiano już pewnie z pięćdziesiąt razy, tylko tym razem w towarzystwie postaci, które nie pojawiły się nigdy wcześniej.
Ponownie zeszyt nie jest gruby (liczy tylko 160 stron), za to wydany jest nadal dobrze – biały, czysty papier, estetycznie zadrukowany (bez wpadek tym razem). Tekst też stoi na wysokim poziomie, nie widać błędów, czy literówek.
Innymi słowy otrzymujemy kolejny tom Boginek, nieróżniący się niczym od poprzednich: bardzo dobre wydanie, sympatyczna fabuła, stojąca na granicy opowieści obyczajowej i fantasy, oraz formuła, która zużyła się bardzo dawno temu. Tom polecam albo wyjątkowym fanatykom, albo kolekcjonerom, którzy chcieliby mieć wszystkie na swojej półce.