Róża Wersalu
Recenzja
Jeżeli przy zakupie tego komiksu ktoś sugerował się streszczeniami w sieci, względnie ilustracją na obwolucie, to jest szansa, że mocno się rozczaruje. Główną bohaterką W wirze przeznaczenia, pierwszego tomu Róży Wersalu, jest nie Oscar Francois de Jarjayes, ale postać historyczna, austriacka księżniczka Maria Antonina. Recenzowany tom obejmuje wybrane wydarzenia z jej życia – od przybycia do Francji do afery naszyjnikowej, z paroma stronami poświęconymi dzieciństwu.
Wzorowana na rzeczywistości fabuła, jak w życiu, nie ma wyraźnego początku, rozwinięcia i zakończenia, wątki przeplatają się, niekiedy urywają w niespodziewany sposób. Niemniej da się tutaj wyróżnić cztery zasadnicze linie fabularne: konflikt księżnej z panią du Barry, romans z hrabią Fersenem, pojawienie się na dworze pani Polignac i aferę naszyjnikową. Nietrudno zauważyć, że Riyoko Ikeda wybrała wydarzenia związane raczej z życiem towarzyskim wersalskiej elity; polityka pojawia się na drugim planie, gdy nie da się tego uniknąć – przykładem takiego wydarzenia jest śmierć Ludwika XV. Biorąc pod uwagę konwencję utworu jest to zrozumiałe, ale wypada pamiętać, że Maria Antonina nie była tak zupełnie pustogłową panną, jakby to wynikało z mangi, a w okresie, w którym toczy się akcja Róży Wersalu, miała realny wpływ na rządy we Francji. Opisując fabułę, warto wspomnieć, że autorka nie trzyma się wiernie historii, zmieniając ją, gdy wymaga tego tempo czy konstrukcja postaci – przykładowo afera naszyjnikowa została przyspieszona o mniej więcej siedem lat.
A Oscar? Jej rola – jak na razie – ogranicza się do wygłaszania umoralniających pouczeń pod adresem królowej i opieki nad Rosalie, młodą dziewczyną poszukującą zemsty na pani Polignac. Swoją drogą, tę ostatnią autorka postanowiła naprawdę oczernić, z raczej przeciętnej arystokratki robiąc zabójczynię myślącą jedynie o pieniądzach i pozycji na dworze oraz wyrodną matkę, która własną córkę doprowadziła do samobójstwa. Ale cóż, Oscar musi mieć jakiegoś nadającego się do pognębienia przeciwnika, a że w walce z siłami historii była na z góry straconej pozycji…
Stroną techniczną i redakcyjną, poza może grubością, Róża Wersalu nie wyróżnia się szczególnie na tle innych mang J.P. Fantastica. Dostajemy opasłe, liczące niemal sześćset stron tomiszcze, wydrukowane w formacie 205 na 145 mm, w miękkiej obwolucie i z klejonymi stronami. Dużym plusem wydania są papier i druk – zjawisko przebijania występuje w minimalnym stopniu, kreska jest ostra, a czerń czarna, bez odcieni szarości. Pomimo średniej wielkości formatu nie zauważyłem żadnych problemów z rozmieszczeniem tekstów w dymkach, czy też z wielkością czcionki. Nie jest to ta wygoda lektury, co w BLAME!, ale ogólnie trzeba powiedzieć, że wydawnictwo się postarało i na stronę techniczną wydania nie można narzekać.
W Róży Wersalu ogromną rolę odgrywa język, a co za tym idzie – tłumaczenie. Inaczej niż w zwykłych mangach, tu nie można pozwolić sobie na niechlujstwo – bohaterowie to szlachta, elita władzy, dla których słowo było bronią w większym nawet stopniu niż szpada. Postawiony przed prawdziwym wyzwaniem tłumacz Michał Żmijewski stanął na wysokości zadania, tworząc przekład zgrabny, nadający się do czytania, a jednocześnie nierażący mową potoczną, czy – Boże uchowaj – wtrętami z języka „młodzieżowego”. Warto zauważyć, że autorka w niektórych dialogach przytacza kwestie, które rzeczywiście padły (np. ostatnie słowa cesarzowej Marii Teresy); te, o ile jestem w stanie stwierdzić, zostały wiernie przetłumaczone.
Dodatków w pierwszym tomie Róży Wersalu za wiele nie znajdziemy. Na początku czytelnik dostaje cztery kolorowe strony (nic specjalnego), na koniec – dwie strony posłowia Michała Żmijewskiego. Tłumacz wyjaśnia pewne aspekty pracy nad recenzowanym komiksem, np. przyczynę niekonsekwencji w przekładzie imion i nazwisk, możemy się także dowiedzieć, że w porównaniu do oryginału, polskie wydanie zawiera korektę pewnych nieścisłości historycznych. Dla niektórych taka ingerencja w treść będzie pewnie obrazą, dla mnie to bardzo dobry pomysł. Takie błędy potrafią irytować, do dziś pamiętam Lindbergha w roli wojskowego w Tu detektyw Jeż.
Róża Wersalu to klasyka, starsza ode mnie i pewnie od większości czytelników mangi w Polsce. Ale dobrze, że w końcu u nas wyszła – warto ją przeczytać, bo to akurat jeden z tych utworów, które przetrwały próbę czasu. Decyzję o lekturze (choć może, patrząc na cenę, o zakupie już nie do końca) ułatwia dobre polskie wydanie i pozostaje mieć nadzieję, że kolejne tomy utrzymają poziom pierwszego.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | J.P.Fantastica | 4.2016 |
2 | Tom 2 | J.P.Fantastica | 7.2017 |
3 | Tom 3 | J.P.Fantastica | 11.2017 |