Materia Dziwactwa
Recenzja
Mikael i Gabriel pewnie nadal studiowaliby spokojnie odpowiednio stosunki międzygatunkowe i prawo objawione, gdyby w ich życiu nie pojawiła się Ona. Także przez Nią skazani zostali na swoje towarzystwo, bo gdyby nie Jej działania, prawdopodobnie nigdy by się nie spotkali. Ale stało się – Materia Dziwactwa zaatakowała niczego niespodziewających się aniołów, a w efekcie zostały im zafundowane przymusowe „wakacje” na Ziemi, gdzie ich rzekomym celem ma być odnalezienie najbardziej przepełnionego Materią Dziwactwa człowieka i sprowadzenie go do niebiańskiej ojczyzny. Ponoć ma to jakoś pomóc w walce z niezwykłą chorobą, jaką jest Materia – dla aniołów niezwykle groźna, często śmiertelna, podczas gdy ludzie nie tylko wydają się na nią odporni, ale wręcz koegzystują, żyją w symbiozie z tym dziwacznym bytem. Rodzi się więc pytanie, czy może wina nie leży po stronie samych aniołów i czy aby na pewno ataków, coraz częstszych zresztą wśród skrzydlatych, nie da się przewidzieć. Pomyli się jednak ten, kto oczekuje od tego komiksu misternie skonstruowanej intrygi odkrywanej krok po kroku przez głównych bohaterów. Materia Dziwactwa to raczej komedia obyczajowa chwilami zahaczająca o dramat, zawierająca także trochę yaoi, dla fabuły w zasadzie mało istotnego, choć niewątpliwie czyniącego relacje między postaciami bardziej skomplikowanymi, a przez to interesującymi. Na wszystkie zadane wyżej pytania znajdą się oczywiście odpowiedzi, ale ich odkrywanie nie będzie spektakularne – po prostu pewne rzeczy w którymś momencie staną się całkowicie logiczne i oczywiste.
Tyle tytułem wstępu, po więcej informacji o treści Materii Dziwactwa odsyłam do recenzji głównej, gdzie znajduje się kilka rzeczywiście istotnych informacji dla tych, których udało mi się powyższym opisem zainteresować. Natomiast ja pozwolę sobie przejść do meritum tego tekstu, czyli jakości wydania. Niestety nie prezentuje się ono tak dobrze, jak komiks sam w sobie – z przykrością przyznać muszę, że jest to najgorzej wydana pozycja Studia JG, jaką dane mi było przeczytać. Kolorowa, błyszcząca okładka, przedstawiająca Mikaela, Kotka Psychotka i przysmak Gabriela, czyli morze cytryn, przyciąga wzrok, a biały papier jest dobry jakościowo i odpowiednio kontrastuje z wyrazistym drukiem – oto jedyne dobre słowa, jakie mogę na temat wydania powiedzieć. Nieco bardziej wyczulony językowo czytelnik, nawet jeśli będzie się dobrze bawił podczas lektury, zostanie kilkanaście razy brutalnie sprowadzony na ziemię, ponieważ w tekście znalazło się całe mnóstwo nie tyle błędów, co zwyczajnych literówek, choć te pierwsze też się niestety zdarzają. Szkoda, bo wystarczyłoby dokładniej przejrzeć tomik przed posłaniem do drukarni, by jednych i drugich uniknąć – a ze stopki redakcyjnej wynika, że korekty nie przeszedł on w ogóle. Dużym utrudnieniem jest także całkowity brak wewnętrznych marginesów – czasami, żeby doczytać którąś kwestię, trzeba mocno wygiąć tomik. Brakuje numeracji stron, która w Materii Dziwactwa, w żaden sposób niepodzielonej na rozdziały, byłaby sporym ułatwieniem. Przykrego obrazu dopełnia niezbyt szczęśliwie dobrana i nie do końca dobrze wpasowana w dymki czcionka.
Niestety, wydanie tego komiksu wypada znacznie gorzej choćby na tle Česarego, trzytomowej serii tej samej autorki, która ukazywać zaczęła się przed, a zakończyła po Materii Dziwactwa. Nie mogę z czystym sumieniem polecić kupna tego tytułu nikomu, choć moim zdaniem dla treści warto przeboleć liczne niedociągnięcia.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Studio JG | 2.2009 |