Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Komentarze

Saiyuuki Reload

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    M
    Naama 15.07.2015 22:25
    Wędrówka na Zachód - Ciąg Dalszy
    Nasza wesoła kompania cały czas, powoli, leniwie, kroczek za kroczkiem, koło za kołem, porusza się na Zachód, w stronę zachodzącego słońca, aby dotrzeć do celu swojej misji – do Indii. Co chwilę zza krzaków wyskakują kolejne hordy demonów, aby pokrzyżować im plany oraz odebrać świętą sutrę. Niemalże w każdej wiosce spotyka ich jakaś przygoda, przez którą znowu muszą stracić swój cenny czas, by znowu pomóc jakimś biedakom. Ech, nie mają szczęścia nasi nieziemsko przystojni panowie, i mały małpiszon.

    Pierwszy rozdział zaczyna się cudownie. Czwórka zakapturzonych, dziwnie wyglądających mężczyzn próbuje znaleźć wolny pokój do spania (oni noszą okulary przeciwsłoneczne! serio, czasami sama nie ogarniam w jakich realiach oni żyją). Wszędzie mówi się o złych demonach, atakujących wioski, czyhających na niewinne niewiasty. Ale jest ratunek! W tym nieszczęściu pojawiło się światełko nadziei. Jest nim Sanzo Party – drużyna składająca się ze świętego i wspaniałego mnicha, który nie myśli o niczym innym jak o pomaganiu zgubionym owieczkom (hyhyhy!), oraz trójki jego pomagierów (no w praktyce to mamy jedną głupiutką małpiatkę, jednego zboczonego kappe oraz dobrze ułożoną perfekcyjną panią domu, która dba o porządek i zakupy). Niestety, nikt nie wie, jak wygląda ta dziwna drużyna. A już na pewno nie przypominają ją zakapturzone postacie! Co gorsza, z ich pokoju dochodzą niebezpieczne rozmowy i sugestie, związane z niewinnymi dziewojami (ah, ten Gojo i jego zboczone myśli). To muszą być demony w przebraniu! Jednak, zanim ktokolwiek zdąży cokolwiek zrobić, na horyzoncie pojawiają się prawdziwe potwory, które oczywiście biorą zakładniczkę. Wtedy to nasza przewspaniała kampania odkrywa swoją prawdziwą tożsamość i wszystkich ratuje. Ah, kochane Sanzo Party. Oczywiście, Sanzo nie byłby Sanzem, gdyby nie zachował się jak Sanzo:

    „Pozwólcie, że powiem Wam coś interesującego. Nie podróżujemy po to, żeby niszczyć demony. To demony są tymi, którzy przychodzą po nas.” (w moim bardzo wolnym tłumaczeniu.)

    Kolejne rozdziały przynoszą jeszcze więcej przygody i (niekoniecznie) dobrej zabawy. Kto już czytał wcześniejszą część, Gensou Maden Saiyuki, ten wie, że z tymi panami nudzić się nie można. To, w jaki sposób prowadzą między sobą rozmowy, albo w jaki sposób odnoszą się do siebie, tudzież do swoich wrogów – rozbrajające. Czasami sama mam ochotę wydrzeć się na Goku i Gojo, albo zaśmiać się razem z Hakkaiem, widząc jak po raz kolejny małpiatka i kappa skaczą sobie do gardeł (to tak z miłości, chyba). Dialogi są dość charakterystycznym elementem mangi. Oraz kreska. Która z tomu na tom robi się cudowniejsza. Ba, momentami kreska jest naprawdę przepiękna i urzekająca.

    Ponieważ w komentarzu dotyczącym Gensou Maden Saiyuki nie pisałam nic o postaciach „złych”, zrobię to teraz. Ogólnie rzecz ujmując, ciężko jest określić, która postać jest zła, a która dobra. W gruncie rzeczy całe Sanzo Party to typki spod ciemnej gwiazdy. Każdy z nich ma swoją mroczną oraz tajemniczą przeszłości. To, że teraz wyruszyli w podróż, żeby ratować świat, to czysty przypadek (spowodowany przez kapryśnego boga­‑boginię).

    Główną Złą jest na pewno Gyokumen Koushu. Jest to osoba, a raczej demonica, odpowiedzialna za całe to zamieszanie związane z demonami. „Cesarzowa”, jak ją nazwano w polskim tłumaczeniu, za wszelką cenę chce wskrzesić swojego męża, króla demonów Gyumaoh, który pięćset lat temu został pokonany i zapieczętowany przez Księcia Wojny, Nataku (postać ta pojawia się kilkakrotnie w mandze, jest to dzieciak siedzący na tronie w Niebiosach, więcej zaś o nim można przeczytać w Saiyuki Gaiden). Gyokumen Koushu nie cofnie się przed niczym, żeby jej plan się udał. Nawet wykorzystuje do tego własną córkę. Osoby, które pracują dla Cesarzowej to Doktor Ni, Profesor Hwang oraz Pan Wang. Doktor Ni to postać… hmmm… Dość ciekawa. Nie jest tym, za kogo się podaje. Część jego historii została pokazana pod koniec 9 tomu Gensou Maden Saiyuki, kiedy był wątek z Kami­‑sama. Doktorek cały czas trzyma w dłoniach pluszowego króliczka, i zawsze robi dwuznaczne uwagi. Jak pisałam, że Gojo leci na wszystko, co ma duże piersi, to Ni leci na wszystko, co się rusza, czy to facet, baba, dziecko, demonica. Co nie ucieknie, na pewno wpadnie w jego ręce. No i, warto zaznaczyć, że chociaż wykonuje rozkazy Cesarzowej, to zawsze ma w tym swój interes (nie tylko w przenośni). Ale chociaż to mocno zboczona i pokrętna postać, nie da się nie lubić Doktorka Ni. Na swój sposób, jest jedyny w swoim rodzaju.

    Ważnymi przeciwnikami Sanzo Party są: Książę Kougaiji (demon, syn Gyumaoha), Lirin (demonica, córka Gyokumen, a siostra Kou), Dokugakuji (demon, zwany również Sha Jien, starszy brat Gojo) oraz Yaone (demonica, która została uratowana przez Kou). Cała czwórka ma za zadanie pozbyć się Sanzo Party oraz odebrać święta sutrę. Jednak, jak wspomniałam wcześniej, chociaż są oni określeni jako postacie złe, w rzeczywistości dość często łączą ze sobą siły, żeby zwalczyć jakiegoś wspólnego wroga. Nie zapomnę pierwszej ich potyczki w Gensou Maden Saiyuki, kiedy to Lirin siedziała na głowie Sanzo i zajadała się łakociami, a w tym czasie Kou i Goku próbowali pokonać wielkie, chodzące coś. Albo kiedy Kou musiał na moment zająć się inną misją i z taką niepewnością zapytał sam siebie, czy Sanzo Party nie zginie w tym czasie, kiedy jego nie będzie w pobliżu. Oczywiście, dość często dochodzi miedzy nimi do poważniejszych potyczek, gdzie niekiedy ledwo wychodzą z tego cało. Ale ja tam myślę, że cała ósemka uwielbia swoje towarzystwo i lubią wpadać na siebie między różnymi zadaniami. Ot, tacy przyjaciele od bicia się. Lirin ma charakterek jak Goku, uwielbia jeść i robić dużo hałasu. Przez co Sanzo cały czas musi niańczyć dwie małpiatki. A Gojo zawsze ma o czym rozmawiać ze swoim braciszkiem. Także no, uwielbiam ich bardzo mocno. Jedyna ekipa, która idealnie pasuje do Sanzo i spółki.

    W Saiyuki Reload pojawia się nowa postać – Hazel Grouse. Co by za dużo nie pisać, to kolejna osoba, którą ciężko nazwać dobrą czy złą. Ogólnie to Hazel chce dobrze, pomaga ludziom, leczy ich rany, a nawet wskrzesza (co wiąże się z wieloma późniejszymi problemami). Ale z całego serca nienawidzi demonów, przez co wszystkie jego akcje skierowane są przeciwko tej rasie. Towarzyszy mu wielka kupa mięsa, która nazywa się Gat. Gat to w sumie małomówny mężczyzna, nie mający własnego życia, zważywszy na ciągłe wskrzeszanie. Po za tym, Hazel ma wspólną historię z Doktorkiem Ni i jest przez niego nazywany „aniołkiem” (tak, gdy Hazel był młodszy, Ni go bajerował). Ah, no i Hazel z jakiegoś powodu bardzo, ale to bardzo lubi Sanzo. Nawet w którymś tomie (ale to chyba w Blascie) proponował mu ogrzanie pod kołderką w zimną noc. Sanzo nie skorzystał. Ciekawe czemu?

    Jeśli idzie o zakończenie mangi, to tym razem, prawie dotarli do Indii. Już, tuż, tuż, za rogiem. Są naprawdę blisko. Jeszcze kilka kroczków i będą na miejscu. Natomiast po raz kolejny zmierzyli się z naprawdę silnym przeciwnikiem, który z różnych przyczyn całą swoją uwagę skupił na biednym Sanzo (hmmm… czemu mój biedny mnich obrywa najbardziej?). No, ale jakoś przeżyli, zabrali manatki i w dalszą drogę.

    Saiyuki Reload to bardzo dobra kontynuacja serii. Akcja nie zwalnia tempa, postacie cały czas potrafią zaskakiwać swoim zachowaniem, a nowych wrogów cały czas przybywa. Powoli zostają wyjaśniane kolejne kwestie, chociaż ciągle jest sporo niewiadomych.

    Teraz ponarzekam – dlaczego nie ma polskiego wydania ja się pytam? Ja wiem, że autorka wolno rysuje, ja wiem, że tomy japońskie wychodzą powoli, ale to nie powód, żeby porzucać tak dobrą serię, no! Szczególnie, że seria jest teraz zakończona i mamy wszystkie 10 tomów. No, zlitujcie się. Ech… Szkoda wielka, że Waneko zatrzymało się na pierwszych tomach. Niestety, są małe szanse na kontynuacje. Także no, smutno mi z tego powodu. Bo bardzo chciałabym przygarnąć własne tomy w polskim języku.

    Saiyuki Reload otrzymuje ode mnie zasłużone 10/10.
    Uwielbiam Sanzo Party <3
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime