Muzyka Marie
Recenzja
W recenzji tomiku zwykłej mangi należałoby pewnie zacząć od tego, że w pierwszym tomie poznajemy głównych bohaterów, opisać, jak to powoli zaczyna nawiązywać się pomiędzy nimi nić uczucia, wspomnieć coś o pojawieniu się postaci drugoplanowych. O świecie nie byłoby zapewne nic – dziwną manierą japońskich twórców komiksu jest udzielanie wyjaśnień w połowie albo i pod koniec cyklu. W recenzji pierwszego tomu Muzyki Marie na szczęście mogę odejść od tego schematu, albowiem Usamaru Furuya uznał za stosowne odwrócić naturalną kolejność rzeczy. Blisko połowę pierwszego tomu zajmuje przedstawienie Pirito, świata, w którym toczy się akcja komiksu. Zbędne byłoby tutaj powtarzać za autorem szczegóły opisu; dość będzie zauważyć, że Pirito to społeczna utopia, rzadkość we współczesnej literaturze, acz dająca szerokie pole do popisu dla wyobraźni autora. Historia dwojga bohaterów – Kaia i Pipi – wydaje się wręcz mieć drugorzędne znaczenie, przynajmniej początkowo służąc jako pretekst do pokazania kolejnych elementów świata przedstawionego. Dopiero pod sam koniec fabuła przyspiesza i zyskuje na dramatyzmie, widać też że drugi tom nie będzie już tak utopijny.
Mangi z wydawnictwa Hanami zasłużenie mają renomę najlepiej wydanych na polskim rynku komiksu japońskiego, w tym przypadku należą się jednak szczególne słowa uznania. Na jakość wydania składają się liczne elementy, trudne niekiedy do zauważenia, ale istotne dla ogólnego wrażenia. Do takich właśnie istotnych drobiazgów zaliczyć można konsekwentne przetłumaczenie wszystkich onomatopei (jak widać, jest to możliwe), wydrukowanie tekstów w dymkach wyraźną czcionką, czy też zachowanie oryginalnych kolorowych plansz. Wydawnictwo nie pożałowało też dobrego papieru, i bardzo dobrze, bo aż przykro byłoby oglądać taką kreskę na czymś gorszym. W całym tomie znalazłem tylko jeden błąd – przestawione litery („Maire” zamiast „Marie”) na grzbiecie komiksu. Również do tłumaczenia nie można mieć zastrzeżeń. Radosław Bolałek bardzo dobrze poradził sobie ze zmienną narracją komiksu, nie zauważyłem też sztuczności dialogów, zarzucanej niekiedy mangom Hanami.
Ostatnie strony tomu zajmują reklamy wydawnictwa oraz schemat czytania mangi. Natomiast na czwartej stronie okładki umieszczony został utrzymany w poważnym tonie biogram autora – rzecz bardzo przydatna, a nadal rzadko spotykana w polskich wydaniach mang. Z pewnym zaskoczeniem na ostatniej stronie odkryłem znak „komiks dla dorosłych” – przynajmniej na razie w Muzyce Marie nie pojawiło się nic takiego, czego nie można by pokazać dzieciom. Aczkolwiek kto wie, co znajdzie się w drugim tomie…
Chociaż z recenzją główną i ostateczną oceną muszę się wstrzymać do wydania drugiego tomu, już teraz mogę powiedzieć, że Muzyka Marie jest jedną z najciekawszych mang, z którymi miałem okazję zapoznać się w ostatnich latach. Obiektywnie muszę też zaznaczyć, że jakkolwiek recenzowany utwór ma szansę zainteresować wszystkich amatorów komiksu, uznanie znajdzie przede wszystkim w oczach osób, które – tak jak ja – zwracają uwagę przede wszystkim na stronę graficzną, raczej na formę aniżeli treść. Czytelnicy poszukujący ciekawej fabuły czy błyskotliwego pomysłu zapewne będą się po lekturze zastanawiać, czym właściwie tak się ludzie w Muzyce Marie zachwycają.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Hanami | 3.2009 |
2 | Tom 2 | Hanami | 5.2009 |