Fullmetal Alchemist
Recenzja
Kontynuacja historii z poprzednich tomów. Cztery rozdziały plus osiem stron historii pobocznej (moim zdaniem jest wspaniała) i oczywiście bonusik w postaci trzech krótkich pasków. Autorka chyba nas rozpieszcza…
Bracia Elric w końcu docierają do rodzinnej wioski Resembool, gdzie po „miłym” powitaniu przez swoich mechaników: babcię Pinako i koleżankę z dzieciństwa Winry, spędzają kilka spokojnych dni. Poznajemy przy okazji kilka szczegółów z ich przeszłości. Jednak Ed ciągle pamięta o danych doktora Marcoha, które może znaleźć w dziale pierwszym biblioteki w Centrali. Jednak gdy obaj bracia w pełnej gotowości bojowej wracają do Centrali, okazuje się, że Dział Pierwszy Biblioteki został podpalony (zgadnijmy, przez kogo?) dzień wcześniej. Ich jedyna nadzieja leży teraz w molu książkowym Shesce, która pamięta niemal wszystkie książki, które przeczytała.
Po odtworzeniu danych okazuje się, że głównym składnikiem kamienia filozoficznego są… No właśnie, nie zdradzę, co takiego. W każdym razie bracia Elric postanawiają wybrać się do opuszczonego Piątego Laboratorium, aby dowiedzieć się czegoś więcej. Oczywiście laboratorium bynajmniej nie okazuje się opuszczone, o czym świadczą dwa strażnicy, których dusze również zostały zaklęte w zbroje. Dochodzi też do konfrontacji Lust i Envy’ego z Edem. I tutaj kończy się tom trzeci.
Podobnie jak poprzednie tomy, ten również został wydany na ładnym białym papierze z błyszczącą okładką. Pomimo dość poważnej problematyki autorka nie zapomniała o humorze, który po raz kolejny został świetnie przetłumaczony.