Berserk
Recenzja
Guts powoli staje się pełnoprawnym członkiem Drużyny Sokoła albo „drużyny sokoła”, jak twierdzi tekst na skrzydle obwoluty piątego tomu, stojący w ewidentnej sprzeczności z tym samym wyrażeniem zapisanym dużą literą jeszcze w poprzednim woluminie. Owa rzucająca się w oczy wpadka nie zmienia faktu, że młody i żądny bitki rębajło wreszcie trafia na ludzi, wśród których może czuć się na miejscu. Siłą i odwagą zjednuje sobie sympatię większości najemników, ale niektórzy krytykują jego momentami bezmyślną brawurę, która w regularnej armii zawsze stanowi zagrożenie dla całego oddziału. Najzacieklejszą przeciwniczką Gutsa staje się Casca, która nie może się wciąż pogodzić z tym, że Griffith poświęca nowemu towarzyszowi więcej uwagi niż kiedyś jej. W głębi duszy boi się, że dowódca widzi w nim większy potencjał i zepchnie ją na dalszy plan. Tymczasem Drużyna Sokoła wsławia się kolejnymi zwycięstwami na polu bitwy, zaś Griffith błyskawicznie pnie się po szczeblach kariery, co budzi zazdrość leniwych możnowładców. Intryga powoli się zagęszcza.
Poza wzmacnianiem więzi między bohaterami piąty tom Berserka przekazuje czytelnikowi kilka istotnych fabularnie informacji. Przede wszystkim okazuje się, że Griffith posiada Beherit, który jak wiadomo jest źródłem nie lada kłopotów, ściągającym na ten padół łez ciemne moce. Autor nie kryje znaczenia błyskotki dla późniejszych losów bohatera. Podczas krwawej walki z potężnym Zoddem Guts słyszy z ust nieśmiertelnego wojownika ostrzeżenie, czy też jak on sam twierdzi, proroctwo, zgodnie z którym przyjaźń Gutsa z Griffithem nie przyniesie młodemu najemnikowi niczego dobrego.
Ze względu na przerażająco militarny charakter niniejszego woluminu ilość dialogów nie jest zbyt wielka, ale wszystkie przetłumaczono we właściwym stylu, wystrzegając się wpadek, jak ta wspominana na samym początku tekstu. Manga wydana jest jak zawsze w przypadku tej serii porządnie, bez rzucających się w oczy błędów czy też niedopatrzeń. Jedynie na kilku stronach dostrzegłem w dymkach umieszczonych blisko zewnętrznej krawędzi strony tekst asekuracyjnie przesunięty bardziej do wewnątrz, by uchronić go w razie nierównego przycięcia w drukarni. Najwyraźniej widać to na stronie 206 i o ile zabieg uważam za zrozumiały, i irytujący chyba tylko dla fanatycznych wyznawców symetrii, to wolałbym, żeby zamiast niego wystarczyła zwykła dbałość drukarni o jakość wydania. Przez ostatnich kilka lat sporo się na naszym rynku zmieniło pod tym względem na lepsze i być może warto było mimo wszystko odrobinę zaryzykować.