Berserk
Recenzja
Guts i Casca ukrywają się przed prześladowcami w niewielkiej pieczarze na brzegu rzeki. Dziewczyna powoli dochodzi do siebie i opowiada towarzyszowi broni dalszy ciąg swojej historii, sięgając pamięcią do czasów, gdy już dołączyła do Drużyny Sokoła. Czytelnik ma dzięki temu jedyną w swoim rodzaju okazję, by usłyszeć coś więcej na temat Griffitha od kogoś, kto spędził u jego boku wiele czasu. Umysł genialnego stratega wciąż pozostaje zagadką dla jego kompanów, podwładnych i wrogów, jednak z mroku wyłania się coraz pełniejszy obraz człowieka ogarniętego obsesyjnym wręcz dążeniem do uzyskania statusu i władzy, bez względu na cenę, jaką przyjdzie zapłacić.
Wspominki nie trwają długo. Gdy najemnicy opuszczają kryjówkę, by połączyć się z resztą armii, wpadają wprost w zasadzkę Adona i jego popleczników. Rycerz pragnie zemsty za wybite zęby i uszkodzone oko, ale przede wszystkim za zranioną dumę. Nie zamierza przy tym fatygować się osobiście i nasyła na Gutsa oraz Cascę bez mała setkę wojaków, ze swym bratem Samsonem na czele. Na kapitanie szturmowców nie robi to większego wrażenia. Swej słabowitej wciąż towarzyszce każe uciekać, a sam stawia czoła wrogom. Jest wszak sam jeden przeciw kilku tuzinom, a to prawie wyrównuje szanse.
W dalszej części siódmego tomu Berserka wydarzenia powracają na szerszy plan. Niezdobyta przez lata twierdza Doldrey, sól w oku Midlandu, jest niemal na wyciągnięcie ręki, ale brakuje śmiałków, którzy odważyliby się ją oblegać. Griffith błyskawicznie wyczuwa okazję, by po raz kolejny zabłysnąć taktycznym geniuszem i ugrać coś dla siebie. Przygotowuje plan, dzięki któremu jego pięciotysięczna Drużyna Sokoła ma dostać się do zamku strzeżonego przez sześciokrotnie liczniejszych obrońców, na czele z przerażającym generałem Boscognem i jego zakonem Rycerzy Purpurowego Nosorożca (Miura, jak wielu twórców mang, miewa problemy z nazwami…).
Tom siódmy jest jednym z najistotniejszych w całej serii ze względu na wpływ, jaki ma na Gutsa samotna walka z poplecznikami Adona. W młodym najemniku coś wreszcie pęka i nabiera on ochoty na odnalezienie własnego celu w życiu. Jak sam stwierdza, do towarzyszy przysiadł się tylko na chwilę, by ogrzać się przy ogniach ich marzeń. Budzi się w nim pragnienie, które po raz pierwszy zakiełkowało, gdy podsłuchał rozmowę Griffitha z księżniczką przy pałacowej fontannie.
J.P. Fantastica po raz kolejny postarała się, by jakość wydania nie ustępowała poziomowi mangi, dbając o wszystkie możliwe szczegóły, może z wyjątkiem liternictwa. Na stronie 126 w dolnym rogu tekst został asekuracyjnie przesunięty na lewą stronę dymku, by nie został przypadkiem przycięty podczas druku. Nie wygląda to najlepiej i powtarza się jeszcze kilkakrotnie. Aż tak zmienionego położenia dialogów nie przypominam sobie w poprzednich tomikach i mam nadzieję, że to tylko jednorazowa wpadka.
Tłumaczeniu także nie mogłem wiele zarzucić. Częściej pojawia się tutaj lekki ton wypowiedzi i żartobliwe określenia, co nie jest przypadkowe i wynika z większej niż zwykle ilości humoru. Rozluźniający atmosferę dowcip wprowadza przede wszystkim osoba Adona (choć efekt komiczny nie może równać się z tym z emitowanego w 1997 roku anime, zwłaszcza w wersji z angielskim dubbingiem).