Berserk
Recenzja
Powrót Pogromcy Stu do niedobitków Drużyny Sokoła zbiega się w czasie z ambitnym planem odbicia Griffitha z lochów Windham. Najemnicy uzyskują pomoc od tajemniczego informatora, którym okazuje się nie kto inny, jak sama księżniczka Charlotta, wciąż tęskniąca do swego rycerza i niemogąca pogodzić się z losem, jaki zgotował mu chorobliwie zazdrosny ojciec. Wraz z pojawieniem się nieoczekiwanych sojuszników w niedobitki niegdyś najpotężniejszego i najdzielniejszego oddziału w królestwie wstępuje nowa nadzieja. Prześladowani przez okrągły rok banici są przekonani, że wystarczy uratować dowódcę, a wszystko będzie jak dawniej.
Emocje udzielają się też w sferze prywatnej. Po długiej rozłące spotkanie Gutsa z Cascą okazuje się mieć zdecydowanie… interesujący przebieg. Oboje uświadamiają sobie łączące ich uczucie, do tej pory pozostające w cieniu lojalności wobec Griffitha i poczucia przekładania obowiązków ponad inne sprawy. Wobec braku dawnego lidera wreszcie znajdują chwilę dla siebie, w pewnym stopniu zapełniając pustkę, jaka powstała w ich życiu. Chociaż Guts zapowiada, że nie zamierza powracać do dawnej kompanii i gdy tylko zdołają odbić Sokoła, uda się w swoją stronę, to proponuje Casce miejsce u swego boku.
Gdyby dotyczyło to każdej innej mangi, byłbym skłonny uwierzyć w nadzieje bohaterów i rysującą się przed nimi lepszą przyszłość. Akcja Berserka toczy się jednak na równi z tajemniczymi przepowiedniami i niepokojącymi omenami, które bezlitośnie przypominają, że kwiatów i tańców nie będzie. Coraz częściej słychać pogłoski o bestiach krążących w okolicy, a nieliczni pechowcy mają nawet okazję zobaczyć je z bliska. Midland również nie przypomina już dumnego państwa znanego z nie tak odległych czasów. Monarcha popada w coraz większą paranoję, zatrudniając bandytów, okrutników i morderców w miejsce przyzwoitych podwładnych. Świat, jaki współcześni znali, chyli się powoli ku upadkowi.
W dziesiątym tomie mangi Miura coraz wyraźniej powraca do upiornego stylu znanego z początków opowieści, tym razem wzbogaconego o kilka dobrych lat doświadczenia i doskonalenia warsztatu. Czające się w mroku demony są coraz potworniejsze, a i postacie z pozoru ludzkie, takie jak członkowi gildii zabójców z dalekich krain, przypominają bardziej nadnaturalne wynaturzenia niż zwyczajnych obywateli. Groteska miesza się z komedią i erotyką, tym razem autor zdecydowanie nie poskąpił nagości, nie tylko w scenach typowo łóżkowych. Nie czyni tego nachalnie, przez co nie powinno to razić nawet uprzedzonych do tematu odbiorców. Każdy kadr zachwyca dbałością o szczegóły, dynamiką i siłą wyrazu. Scenariusz również wznosi się na wyżyny, przekonując nawet tak zaciekłego przeciwnika opowieści o przeznaczeniu jak niżej podpisany.
Wydanie przygotowane przez J.P. Fantastica trzyma zwyczajowy dobry poziom, choć nie ustrzegło się dwóch drobiazgów rzutujących na ostateczną ocenę i niepozwalających mi uznać go za idealne. Po pierwsze w recenzowanym egzemplarzu powróciło kilka zdecydowanie zbyt asekuracyjnie przesuniętych w stronę środka tomiku tekstów. Drobne zmodyfikowanie ich ułożenia jest zrozumiałe, daje bowiem drukarni większy margines błędu przy przycinaniu kartek, ale jeśli, jak na przykład na stronie 199, jest to całe osiem milimetrów od krawędzi, efekt jest już mało przyjemny dla oka. Będę wyrozumiałym recenzentem i postaram się już na to nie narzekać, o ile nie napotkam wyjątkowo rzucającego się oczy przypadku.
Druga kwestia związana jest bezpośrednio z działaniem strony japońskiej, czyli akceptacją okładek. W pierwszych kilku tomach rysunek przedostawał się częściowo na grzbiet obwoluty, podczas gdy w najnowszych jest już ucinany na krawędzi wzorem wersji oryginalnej. Jeśli trend ten się utrzyma, za pewien czas pojawią się po raz kolejny kolorowe grzbiety, przez co kolekcja będzie na półce prezentować się dość pstrokato.