Berserk
Recenzja
Nikt nie ma już wątpliwości, że wydarzenia pod wieżą inkwizytora do złudzenia przypominają niesławne Zaćmienie sprzed lat. Przetrwanie będzie wymagało od bohaterów współpracy, zawziętości i przede wszystkim szczęścia. Wobec hord demonów nawet najpotężniejsi wojownicy mają marne szanse, a Guts, wciąż związany walką z Mozgusem, nie może przyjść kompanom na ratunek. Muszą więc bez pomocy zmierzyć się z demonicznymi pomagierami i nawet Puck okazuje się przy tej okazji przydatny. Główny pojedynek przebiega tymczasem w myśl sprawdzonego schematu. Czarny Szermierz obrywa po głowie, znosząc ciosy zdolne rozgnieść zwykłego człowieka na miazgę. W krytycznym momencie odkrywa słaby punkt wroga i odwraca bieg starcia, ratując sytuację. Brakuje mi trochę walk łatwiejszych, kiedy Guts był w stanie kosić demony niczym zboże, a także tych trudniejszych. Na szczęście w nadchodzących tomach pojawia się ciekawe i podkręcające napięcie rozwiązanie fabularne, które być może będę miał okazję wówczas przybliżyć.
Dopiero po zgładzeniu inkwizytora robi się naprawdę ciekawie. Udręczone dusze ofiar szaleńca, do tej pory trzymające się z dala od tłumu dzięki „płomieniowi wiary”, ruszają do natarcia, masakrując, kogo popadnie. Zwycięstwo Gutsa oznacza śmierć setek, jeśli nie tysięcy ludzi, a w brutalnej rzeczywistości przetrwają tylko ci, którzy nie boją się brać swego losu we własne ręce. Modlące się rzesze są skazane na zagładę, albowiem polegają na wierze innych. Najtrafniej podsumowuje to sam Guts, zwracający Farnese uwagę, że dłonie złożone do modlitwy, zamiast trzymać broń, zajmują się czymś bezużytecznym. Bohaterowie, trzymający prowizoryczne pochodnie i opędzający się nimi od potworów nocy, mają przed sobą długie oczekiwanie na niosące ratunek promienie słońca…
Gdy Zaćmienie dobiega końca, a po wieży pozostaje ledwie ruina, nieliczni ocalali trafiają z deszczu pod rynnę. Na miejsce przybywa oddział Kushan, którzy jednakże w porównaniu do demonów są o wiele mniej przerażający. To groźni przeciwnicy, jednak ich atak na tle wcześniejszych wydarzeń wydaje się śmiesznie zwyczajny. Ten jakże pospolity konflikt dwóch grup ludzi przerywa pojawienie się potężnej rogatej bestii oraz dawnego znajomego Gutsa, którego jednak nie czeka ciepłe powitanie… Po długim oczekiwaniu antagonista wreszcie pojawia się na świecie w materialnej formie, by kontynuować budowę swego królestwa.
Pomiędzy jednym a drugim Zaćmieniem upłynęło sporo czasu i można mieć wrażenie, że poza zdobyciem przez Czarnego Szermierza nowych sojuszników nie wydarzyło się wiele. Dlatego dobrze, iż Miura wreszcie zdecydował się wprowadzić ważny fabularnie element. Scenariusz wkracza w prawdopodobnie najdłuższy etap, o ile autor nie ma w zanadrzu jakiegoś zaskakującego zwrotu, lub zwyczajnie postanowi przyśpieszyć zakończenie. Biorąc pod uwagę, że tom 21 ukazał się w Japonii blisko dwadzieścia lat przed powstaniem tego tekstu, pozostaje mieć nadzieję, że pomimo ciągłych przerw manga kiedyś doczeka się finału.
Tłumaczenie wersji polskiej jak zawsze prezentuje wysoki poziom, choć ataki Mozgusa, mające angielskie nazwy, powodowały w mym umyśle nieprzyjemny zgrzyt, nawet jeśli są zgodne z konwencją oryginału. Za to już grad ciosów nazwany „tysiącręką cannonizacją”, okazał się zabawną i na swój sposób pasującą do sytuacji grą słów. To kwestie preferencyjne i każdy będzie musiał sam ocenić, czy przeszkadzają mu w lekturze. Na szczęście to jedyny potencjalnie kontrowersyjny element. Cała reszta trzyma sprawdzony, solidny poziom charakterystyczny dla tego tytułu.