Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 8/10 kreska: 7/10
fabuła: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 2
Średnia: 8,5
σ=1,5

Wylosuj ponownieTop 10

Saint Seiya: Episode G

Zupełnie nowe spojrzenie na Saint Seiya ze złotymi rycerzami w rolach głównych.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Krótko po przyjściu na świat nowego wcielenia Ateny, do komnaty, w której przebywa noworodek, wkracza Wielki Mistrz, uzbrojony w sztylet. Jedynym rycerzem, który znajduje się w okolicy jest Aiolos, złoty rycerz Strzelca. Słusznie domyślając się, że przywódca nie ma dobrych intencji względem niedawno narodzonego dziecka, Aiolos porywa Atenę i ucieka. Zostaje okrzyknięty zdrajcą, a w pościg za nim wyrusza złoty rycerz Koziorożca Shura, który dopada Aiolosa i zabija go bez większych skrupułów, mimo że nawet jego dziwi łatwość, z jaką przyszło mu pokonać potężnego, bądź co bądź, przeciwnika. Mija sześć lat. Młodszy brat Aiolosa, złoty rycerz Lwa Aioria, wciąż chowa w sercu urazę do pozostałych rycerzy i Wielkiego Mistrza. Oni zresztą odpłacają mu tym samym, mając go za osobę niepewną. Podczas jednej ze swoich misji młody Lew pokonuje opętanego przez mroczne moce człowieka, który przed śmiercią prosi, aby rycerz zaopiekował się jego dzieckiem. Przekonany, że chodzi o syna, Aioria zgadza się bez wahania, by jakiś czas potem, podczas przypadkowej kąpieli, stwierdzić ze zdumieniem, że wziął pod swoje skrzydła… dziewczynę. Lithos, bo tak ma nasze dziewczę na imię, stanie się dla złotego rycerza jedną z najbliższych osób, ale i źródłem kłopotów.

Skoro to jednak Saint Seiya, możemy być pewni, że czas nie upłynie na sielance i kłótniach wewnątrz rodziny. Tym razem zagrożeniem dla Sanktuarium są tytani, mitologiczny ród dzieci Uranosa i Gai. Tysiące lat temu Kronos, najpotężniejszy z tytanów, obalił swojego zbrodniczego ojca. Jego potęga niepokoiła jednak Zeusa, który, wraz z innymi bogami, wypowiedział tytanom wojnę i zesłał ich do Tartaru. Teraz tytani odrodzili się, zaś rycerze Zodiaku są jedynymi, którzy mogą ich powstrzymać. To zbyt potężni przeciwnicy, aby w walkę mogli angażować się srebrni lub brązowi rycerze, dlatego cały ciężar walki spada na złotych, z których pierwszoplanowym bohaterem jest Lew Aioria, rozdarty między niechęcią do pozostałej jedenastki a lojalnością wobec Ateny i Sanktuarium. Nie ma wśród złotych rycerzy zbyt wielu przyjaciół, a niektórzy, jak np. Shura, tylko czekają na okazję, aby udowodnić, że Aioria nie różni się niczym od swojego brata i pro publico bono należałoby go także zabić. Tymczasem okazuje się, że Wielki Mistrz wcale nie jest tym, za kogo go wszyscy uważają. Kolejni tytani, jeden po drugim, atakują dwanaście świątyń, zmuszając złotych rycerzy do morderczej walki.

Od dawna miałem ochotę na ten tytuł. Po obejrzeniu Saint Seiya: Hades Chapter nabrałem sporej sympatii do złotych rycerzy, którzy, nie da się ukryć, byli znacznie ciekawszymi bohaterami od piątki brązowych, wokół których koncentrowała się akcja klasycznej serii Saint Seiya. Masami Kurumada postanowił wyjść naprzeciw oczekiwaniom takich fanów jak ja i stworzył historię rozgrywającą się przed wydarzeniami z Saint Seiya, w której na pierwszym planie mamy wyłącznie dwunastu złotych rycerzy. „Stworzył” to może nieco zbyt mocne słowo, gdyż tak naprawdę Kurumada rzucił tylko ogólny pomysł, zostawiając wykonanie Megumu Okadzie. Powstała historia nad wyraz udana, oczywiście jeśli weźmiemy pod uwagę, że jest to nadal Saint Seiya. Bo i owszem, Episode G zawiera wszystkie elementy układanki, z której były skonstruowane poprzednie historie o przygodach rycerzy Zodiaku. Jednak, co trzeba zaznaczyć, znajdziemy tu także sporo rzeczy, których wcześniej próżno było szukać.

Zacznijmy od kreski, gdyż ta najbardziej rzuca się w oczy. Jedna z moich redakcyjnych koleżanek stwierdziła, że gdy po raz pierwszy ujrzała Episode G, była przekonana, że to jakieś doujinshi. Okada narysował komiks po swojemu, całkowicie zrywając z oldschoolową kreską Kurumady. Rezultaty tego są… dziwne. Z jednej strony cieszą oczy wypełnione po brzegi szczegółami kadry, dopracowane do najmniejszych detali zbroje (które wreszcie wyglądają jak zbroje, a nie jak plastikowe wersje strojów magical girls dla facetów). Z drugiej, projekty postaci są cokolwiek kontrowersyjne. Lifting, jakiemu Okada poddał znane bądź co bądź postaci, niektórym wyszedł na dobre (jak w przypadku Aldebarana), ale niekiedy efekty są wręcz komiczne (vide Shura czy Maska Śmierci). Wielu bohaterów zostało koszmarnie odchudzonych (Aioria) i wyglądają jak żywcem wyjęci z jakiegoś yaojca. Mimo tego uważam, że kreska Okady sprawdza się w Saint Seiya: Episode G całkiem nieźle, nadając tej serii pewną świeżość, której zapewne zabrakłoby, gdyby rysował ją Kurumada. Co prawda wielu fanów narzeka, że autor zbyt odszedł od klasyki, ale sądzę, że kopiowanie oryginału nie wyszłoby mu na dobre.

Dalej, zmieniło się nieco podejście do postaci. Co prawda młody Aioria przypomina w swoim narwaniu i bardzo emocjonalnym podejściu do wielu spraw znanego i nielubianego Seiyę, ale jest jednak złotym rycerzem i to widać, nie tylko w mocy, jaką dysponuje, ale także w kontaktach z innymi. Ma faktycznie dobry powód, aby nie przepadać za tymi, z którymi musi współpracować, i zmiany na tej linii następują bardzo powoli. Mimo że Episode G również obfituje w długiej pojedynki, podniosłe tyrady i patos, mamy tutaj nadspodziewanie dużo humoru. Być może niektórym z was zestawienie „Saint Seiya” i „humor” wyda się dziwne, ale owszem, Okada potraktował postaci bardziej po ludzku i nie stronił, mimo rozgrywających się walk oraz tryskającej krwi, od scen wywołujących uśmiech. Sceny, kiedy Aioria odkrywa prawdziwą płeć swojej protegowanej, czy złoty rycerz Byka na zakupach muszą budzić u czytelnika uśmiech, nie mówiąc już o całej sprawie związanej z farbowaniem przez złotego rycerza Lwa włosów na czerwono. Dzięki takim momentom przesadny niekiedy patos zostaje skutecznie rozładowany.

Ciekawiej wypadają też wrogowie. Mają dość dobre umocowanie fabularne i jak na Saint Seiya ich mitologiczna geneza jest względnie spójna (zaznaczam – jak na Saint Seiya, broń boże nie należy informacji tu zawartych traktować jako podręcznika mitologii greckiej, bo mimo wszystko przeinaczeń tu pełno). Tytani, którzy kojarzą się raczej z olbrzymami, tutaj zostali pokazani jako istoty kształtem całkowicie ludzkie. O ile rycerze używają Kosmosu jako źródła swojej siły, tak Tytani dysponują Somą, podarowaną im przez Gaię.

Tym, co mnie zdecydowanie rozczarowało, jest niezwykle skromna ilość postaci kobiecych. Poza Lithos, na zaledwie kilku stronach drugiego tomu pojawia się srebrny rycerz Orła Marin. Rozumiem, że na Shainę jeszcze ciut za wcześnie, ale szkoda, iż w rycerskim gronie nie pojawiła się żadna nowa dziewczyna. Po drugiej stronie jest ciut lepiej, są tu Rea, Mnemosyne, Fojbe, Teja, Temida i Tethys. Generalnie jednak widać, że styl Okady nie służy kobietom. Cóż, Saint Seiya to jednak manga shounen. Jeśli zaś już jesteśmy przy wadach, to w miarę kolejnych tomów widać, że autor początkowo chciał chyba pójść własną drogą, po czym się zagalopował i zaczął ponownie wpychać całą historię w typowe dla Saint Seiya koleiny. Że niby nie ma Ateny, którą można by ratować? Spokojnie, od czego jest Lithos? Pojedynki, które generalnie są dość dynamiczne, niekiedy się dłużą. No i największy problem – inflacja mocy. W oryginalnym Saint Seiya bohaterami byli najsłabsi spośród rycerzy (przynajmniej w teorii), przez co nawet przeciętny wróg mógł być dla nich wyzwaniem. Tutaj w rolach głównych obsadzono rycerską crème de la crème. W rezultacie poziom mocy wywindowano do tak absurdalnych rozmiarów, że powstrzymanie eksplozji reaktora atomowego przez Aiorię wcale nie jest jakimś osiągnięciem.

Saint Seiya: Episode G to mimo wszystko bardzo udana manga. Komiks ten naturalnie adresowany jest do fanów Rycerzy Zodiaku, bez przynajmniej podstawowej znajomości klasycznej sagi lektura przygód złotych rycerzy może być ciężkim doświadczeniem. Seria w chwili obecnej liczy już szesnaście tomów i wiele wskazuje na to, że Megumu Okada chce stworzyć opowieść dorównującą rozmachem klasycznej sadze. Jako wierny fan serii mam nadzieję, że mu się uda, gdyż póki co idzie mu, mimo wszystkich ww. zastrzeżeń, całkiem nieźle. Jeśli zatem oglądaliście kiedyś na RTL7 Rycerzy Zodiaku i wciąż macie sentyment do tej historii, sięgnięcie po Episode G będzie całkiem niezłym pomysłem.

Grisznak, 3 września 2009

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Akita Shoten
Autor: Megumu Okada

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o Saint Seiya na forum Kotatsu Nieoficjalny pl