Seimaden
Recenzja
Na wstępie 4. tomu wita nas obraz hrabiego Berka, rozpaczającego nad swą utraconą urodą. Jak się okazało, demoniczna transformacja zamku dotknęła nie tylko architektury i wystroju wnętrz, ale i jego mieszkańców – nie wyłączając właściciela. Zmiany w wyglądzie odbijają się na psychice hrabiego, pozbawiając go resztek poczytalności, ale w sumie to dobrze, bo dzięki temu powstały najlepsze sceny w Seimadenie. Zostawmy jednak lamentującego Berka i zobaczmy, co dzieje się z resztą towarzystwa. Rodrick urządza wyprawę do zamku w poszukiwaniu Hildy; Hilda potulnie czeka, aż ktoś ją uratuje; Laures siedzi przybity (dosyć dosłownie) w swym lochu; Zardi zżyma się, że to właściwie nie tak miało wyglądać; Tetius knuje. W sumie nie dzieje się nic specjalnego aż do chwili, gdy plan Tetiusa wydaje owoc i zamek zamienia się w pułapkę – z jednej strony opuszczenie go staje się bardzo trudne, z drugiej zaś po okolicy zaczyna szaleć piekielna roślina, wyraźnie mająca apetyt na bohaterów. Szybka ewakuacja wydaje się najlepszym rozwiązaniem, ale biorąc pod uwagę, że każdy by chciał uratować siebie i ukochaną osobę, a resztę zostawić na pastwę rośliny, nie będzie to takie łatwe.
Ogólnie w 4. tomie niby dzieje się sporo, ale nudne to niemożebnie. Autorka na okrągło wciska nam przeraźliwie idiotyczny pięciokąt romantyczny między Lauresem, Tetiusem, Zardim, Rodrickiem i Hildą, przy czym wszyscy oni sprawiają wrażenie silnie otumanionych, zapewne buzującymi uczuciami. Jedyna zabawna postać – hrabia Berk – co prawda też jest ciężko zakochana, ale przynajmniej przez swoje szaleństwo potrafi zdobyć się na oryginalność. Kadry przedstawiające Berka wyrażającego miłość do Lauresa przy pomocy siekiery i garnca oleju należą do najlepszych w całej serii. Właśnie w takich fragmentach, w których, można by rzec, w mandze przekręca się wskaźnik absurdu, widać, że Seimaden ma pewien potencjał i mógłby stać się niezłą komedią.
W dodatkach tym razem nic ciekawego. Na dwóch stronach opatrzonych tytułem „Cosplay: Genji Monogatari” widzimy głównych bohaterów w tradycyjnych strojach japońskich. Bez rewelacji, ale przynajmniej obszerne szaty ukryły problemy anatomiczne. Od autorki dostajemy jeszcze Lauresa latającego na uszach, wydawnictwo dołożyło reklamy i tłumaczenie japońskich znaków z kolorowych stron, a czytelniczki – dwa wątpliwej urody fanarty. Jak zwykle mocną stroną wydania są okładka i kolorowe strony, słabą – onomatopeje, czyli nie znajdziemy tu nic, do czego czytelnicy Seimadena nie zdążyliby się już przyzwyczaić.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 3.2005 |
2 | Tom 2 | Waneko | 5.2005 |
3 | Tom 3 | Waneko | 7.2005 |
4 | Tom 4 | Waneko | 10.2005 |
5 | Tom 5 | Waneko | 1.2006 |
6 | Tom 6 | Waneko | 3.2006 |
7 | Tom 7 | Waneko | 5.2006 |
8 | Tom 8 | Waneko | 11.2006 |
9 | Tom 9 | Waneko | 1.2007 |
10 | Tom 10 | Waneko | 5.2007 |