Atak Tytanów
Recenzja
Po przeczytaniu tego tomiku pierwszym, co cisnęło mi się na usta, było „Wreszcie!”. Jak wszyscy pamiętają, ostatnie kilka tomików pod względem fabularnym można było podsumować jako „a teraz coś z zupełnie innej beczki”. Poza tym podejrzewam, że nowi bohaterowie nie wszystkim przypadli do gustu. Ja nie narzekam, niemniej tak czy siak to już przeszłość – zawartość nowej beczki w końcu zlała się ze starą. Hajime Isayama chyba wiedział, że czytelnicy czekali na to z utęsknieniem, skoro okładkę poświęcił starym bohaterom. Nie oszukuje – w końcu ponownie ich spotykamy, zaś okoliczności należy do tego uznać za optymalne: to bezustanna jatka.
Atak tytanów strukturalnie podzielić można na krwawe masakry przeplatane przydługimi dialogami egzystencjalno‑politycznymi. To drugie nigdy mnie specjalnie nie przekonywało (zwykle dałoby się tę samą treść przekazać trzy razy krócej). Czy Isayama nabija nimi przysłowiową „wierszówkę”, nie dowiemy się nigdy, ale z przyjemnością donoszę, że ten tomik jest od tego wolny. Treści jest aż nadto, mamy wszak dwie grupy bohaterów o przeciwnych celach, które właśnie toczą bój na śmierć i życie. To przy okazji intrygująca jakościowa zmiana w Ataku tytanów. Pierwsze tomy przedstawiały wszak typową walkę człowieka z naturą (w postaci bezrozumnych tytanów), aby w dalszych oddryfować w stronę prób powstrzymania nieznanej wrogiej siły. W innej mandze akcji po ujawnieniu prawdziwej tożsamość złoczyńców fabuła pewnie przeszłaby w sztampową opowieść wojenną z serii „my kontra naziści”, ale nie tutaj. Można w końcu uznać, że kilka tomów śledzenia akcji z drugiej strony przyniosło po długim czekaniu profity. Znamy argumenty obu stron, a choć łatwiej przychodzi kibicować starej ekipie, to niepewność z tyłu głowy pozostaje, i o to chodziło.
Czy dwutorowa narracja będzie kontynuowana? Byłbym jak najbardziej za. Na razie z przyjemnością zauważam, że ani trochę nie da się przewidzieć dalszego przebiegu wydarzeń, a zarazem zwrotom akcji nie sposób odmówić logiki. Jednak dalej dziwnie się to czyta – od słynnej sceny w piwnicy Atak tytanów zmienił się tak bardzo, że przypomina raczej nową mangę, i po wcześniejszych tomach, sprawiających wrażenie przydługiego wstępu do nowej historii, dopiero teraz zaczynam nabierać poczucia, że fabuła z powrotem się rozkręca.
Z drobiazgów dodatki Isayamy bywają mniej lub bardziej surrealistyczne, i tym razem wypadło bardziej. Kiedy czytam rzeczy takie jak „Atak szkolnych kast”, nabieram przekonania, że Isayama powinien zrobić jakiegoś shorta razem z Junjim Itou, panowie dobrze by się dogadali.