Atak Tytanów
Recenzja
Czytałem ten oraz poprzedni tomik ciągiem, i kiedy tylko skończyłem tom dwudziesty szósty, pomyślałem sobie: „Teraz pewnie będzie o polityce”. Trafiłem w sedno, bo fabułę najprościej podsumować prostym „wszyscy knują”. Co i jak knują, nie przewidziałem jednak ani trochę. Prawdę mówiąc, zaskoczenie nie było do końca pozytywne… Dopiero co chwaliłem Atak tytanów za przemyślane konstruowanie fabuły, a tu wyskakuje chyba najgorszy deus ex machina w całej serii – ni z gruszki, ni z pietruszki dowiadujemy się, że Mikasa jest ostatnim żyjącym potomkiem cesarza ichniej wersji Japonii! Co prawda, można się było spodziewać, że jej pochodzenie odegra pewną rolę, ale tak kosmiczny zbieg okoliczności wywołał u mnie mocne zgrzytanie zębami. Poza tym realizacja tego wątku też pozostawia dużo do życzenia – w tomiku dzieje się tyle, że wszyscy bez większych ceregieli przechodzą nad tym do porządku dziennego, po czym zajmują się ważniejszymi sprawami. Nie wiem, czy Isayama zostawia to sobie na później, czy też wymyślił to wcześniej i w międzyczasie stracił do tego serce, ale efekt jest taki, że najbardziej bzdurny wątek Ataku tytanów niewiele na domiar znaczy. Miałem więc wrażenie czystej straty czasu.
Poza tym jest sporo lepiej, choć i do innych wątków mam kilka uwag. Sporo stron poświęcono Falco i Gabi, którzy powoli przekonują się, że Erdianie z wyspy nie są, jak ich uczono, „diabłami”. My jako czytelnicy doskonale o tym wiemy, więc niezbyt rozumiem, do czego ma służyć ten wątek – do zilustrowania symetrii konfliktu i siły propagandy? Może, ale na razie ani to jakieś głębie psychologiczne, ani postacie ważne dla fabuły, więc miałem wrażenie, że to zapychacz między ciekawszymi rzeczami.
Ciekawsze rzeczy są rzeczywiście… ciekawsze. Isayama udowadnia, że potrafi budować napięcie nie tylko scenami akcji. Gmatwa sytuację bezustannie, aktualnie trzeba się już nieźle skupić, żeby ustalić kto, jak i z kim. Poza nieszczęsnym wątkiem Mikasy wszystko wydaje się trzymać kupy i miejmy nadzieję, że tak pozostanie do końca. Po zakończeniu lektury ponownie zwątpiłem, kto w ogóle będzie w tej serii ostatecznym antagonistą, czego o wielu komiksach powiedzieć nie mogę.
Na zakończenie ponownie „Atak szkolnych kast” i ponownie nie obraziłbym się, gdyby Isayama zrobił z tego osobną surrealistyczną mangę. Na pewno solidnie odreagowuje patos tego komiksu, rysując te shorty, co i mnie się udzieliło.