NightS
Recenzja
Polskim czytelni(cz)kom Kou Yoneda znana jest głównie z Labiryntu uczuć i Złamanych skrzydeł, nie należy jednak zapominać, iż jak większość autorek mang yaoi, zaczynała od kilkudziesięcio-, czasem kilkunastostronicowych doujinshi do znanych serii. Nikogo nie powinno więc dziwić, że w krótszych formach czuje się jak ryba w wodzie.
Częstym problemem zbiorów opowiadań jest to, że kompletnie nic ich nie łączy – ot, taki „spęd” różności. Na pierwszy rzut oka również zamieszczone w NightS historie nie mają ze sobą nic wspólnego – różne daty wydań poszczególnych oneshotów, różna tematyka. Jak to wszystko ocenić jako całość? Równie częstym problemem jest sama objętość „jednostrzałówek”, w których zwykle jest za mało czasu na sensowne rozwinięcie fabuły i osobowości bohaterów. Na szczęście w przypadku prac Kou Yonedy taki problem nie istnieje, bo wszystkie historie (nawet najodleglejsze tematycznie i najkrótsze z nich) łączy lekkość pióra, umiejętność tworzenia czegoś z niczego i przekazania sporej ilości informacji na ograniczonej liczbie stron. Jednak to przede wszystkim rzadko spotykany wśród mangaczek naturalny, realistyczny i dojrzały sposób przedstawiania związków międzyludzkich sprawia, że nawet najbardziej niepozorna jej praca godna jest uwagi.
Co łączy historyjki zawarte w tym tomiku? Motyw miłości – nie, żeby było to coś odkrywczego i niespotykanego, ale nie każdy potrafi pisać w sposób przekonujący i ciekawy o tym uczuciu. Tym bardziej, gdy mamy do czynienia z rzeczą krótką. Większość autorek yaoi idzie na łatwiznę i powiela znane schematy, robiąc z opowieści o miłości wydmuszkę – ładną i kolorową z wierzchu, ale pustą w środku. Tymczasem nawet jeśli NightS nie należy do tytułów przełomowych dla gatunku, to w charakterystyczny dla autorki sposób – wyjątkowo przyziemny, ale jednocześnie niecodzienny – przedstawia trzy różne oblicza miłości. Oblicza, które najprawdopodobniej nie raz, nie dwa już widzieliśmy, ale pewnie rzadko w tak porządnym wydaniu.
Kou Yoneda zabiera nas tym razem w przestępczy półświatek i przedstawia uczucie rodzące się głównie z pobudek czysto fizycznych; lądujemy również w japońskim liceum, gdzie nastolatki przeżywają pierwsze zauroczenia; a wreszcie odwiedzamy… warsztat samochodowy, w którym dwaj panowie próbują odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie leży granica między przyjaźnią a miłością i czy tak łatwo ją przekroczyć. Trzy różne środowiska i zupełnie różne okoliczności, w jakich przychodzi się bohaterom zakochać, a wszystko na pierwszy rzut oka takie zwyczajne i oczywiste… Niekoniecznie? Cóż, przekonajcie się sami!
Nic tak nie umila dobrej lektury jak porządne wydanie – i tu wydawnictwo Kotori po raz kolejny stanęło na wysokości zadania. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to objętość tomiku, który liczy prawie 250 stron, a to całkiem sporo, i format, odrobinę większy od standardowego, ale typowy dla wydań Kotori. Obrazek na okładce jest śliczny (i nie jest zwodniczy, jak w przypadku wielu mang, gdy kreska w środku to już całkiem inna bajka) i klimatyczny… tyle że niewiele na nim widać (w dziennym świetle trzeba się bardzo dokładnie przyglądać, a już wieczorem to prawie niewykonalne). Jest to scena nocna, ale o ile jeszcze panorama portu jest dosyć czytelna, tak już ubrania bohaterów na pierwszy planie zlewają się w jedną ciemną plamę – i nie jest to wina ilustracji, bo nawet na miniaturce powyżej przedstawia się ona wyraźniej . Coś (chyba) musiało pójść nie tak w druku albo tak to po prostu wygląda na papierze… Błyszcząca okładka nie wszystkim przypadnie do gustu, ale pomijając to, iż łatwo się brudzi, sama w sobie prezentuje się bardzo ładnie . Z tyłu zamieszczono krótkie streszczenia wszystkich oneshotów i ostrzeżenie o ograniczeniu wiekowym – nie, żeby całe dwie sceny erotyczne w tym tomie były wyjątkowo szczegółowe czy długie, ale przezorny zawsze ubezpieczony. W środku znajdziemy dziesięć kolorowych stron, m.in. spis treści (wreszcie w pełni przydatny, bo na palcach policzyć można nieponumerowane strony). Miło też widzieć taki drobiazg, jak wewnętrzne marginesy, które zdecydowanie ułatwiają czytanie. Kolejny plus za jakość papieru – śnieżnobiały i gruby, a przez to nieprześwitujący. Dobrze spisała się redakcja, bo nie zapomniano o onomatopejach i drobnych napisach/dopiskach w tle (z jednym wyjątkiem na str. 208, gdzie łatwo przeoczyć istotną kwestię, bo zlewa się z tłem). Na samym końcu znajduje się stopka redakcyjna. Reklam brak.
Tłumaczenie stoi na wysokim poziomie i nawet, gdyby człowiek chciał, to nie ma się do czego przyczepić. Bohaterowie mówią bardzo naturalnym, codziennym językiem, dopasowanym do ich charakterów, a że akcja dzieje się m.in. w półświatku, to znalazło się również miejsce dla kilku dosadniejszych kwestii. Nie są one jednak nadmiernie wulgarne i pojawiają się w miejscach, gdzie czytelnik się ich spodziewa. Korekta przeoczyła dwie literówki (na str. 171 mamy „Keiko” zamiast „Keigo”, co samo w sobie jest zabawne, bo choć to jedna litera, sugeruje, że bohater jest kobietą, zaś na str. 237 w przypisie zabrakło literki „d”, bo jest mowa o „obieraniu korespondencji”).
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Kotori | 5.2015 |