Pandora Hearts
Recenzja
Od pełnej wrażeń wyprawy do Sablier minęło już kilka dni, ale napięcie nadal nie opadło, gdyż Oz i spółka wrócili z jeszcze większą ilością pytań, a kilka niejasnych poszlak zdecydowanie nie przybliża ich do rozwiązania zagadki sprzed stu lat. Nadzieja pojawia się jednak, kiedy Rufus Barma ponownie wzywa do siebie młodego Vessaliusa i jego przyjaciół, ponieważ ma im do przekazania niezwykle istotne informacje, które w znaczny sposób mogą wpłynąć na dalszy rozwój wydarzeń. Tak więc grupa wyrusza w kolejną podróż, a ich celem jest tym razem odległa wioska Carrion, gdzie pewien stary mag od bardzo dawna strzeże czegoś wyjątkowego. Tymczasem na horyzoncie znowu pojawia się widmo śmierci…
Jun Mochizuki nie daje odetchnąć swoim bohaterom i dalej prowadzi ich poprzez meandry fabuły, ale to bardzo dobrze, bo czytelnik nie zdąży się dzięki temu znudzić historią, która od tego momentu naprawdę zaczyna przyspieszać i nabiera jeszcze wyraźniejszych barw. Nadal nie można jeszcze mówić o przełomie, bo ten tom dorzuca do góry tajemnic kolejne, ale z drugiej strony odkryte zostają dość istotne karty, a w ciemnym tunelu fabularnym pojawia się światełko, które rozjaśnia nieco tę zagmatwaną sytuację. Poznajemy bowiem kilka istotnych informacji na temat tego, co wydarzyło się po tragedii w Sablier i układanka bardzo powoli, ale jednak zaczyna się układać. Dodatkowo na samym końcu tomiku z wielkim przytupem wprowadzony zostaje kolejny wątek. Na jego rozwiązanie przyjdzie co prawda trochę poczekać, ale zdecydowanie warto.
Tym razem na okładce wita nas służący księciu Barmie Reim, który nie odgrywa w tym tomiku szczególnie znaczącej roli, ale te kilka scen z jego udziałem na samym początku bardzo dobrze przedstawia jego charakter. Jeśli zdążyliście go polubić, to nie martwcie się – ten uroczy okularnik będzie miał jeszcze niejedną szansę, by zabłysnąć. Pod obwolutą znajdziecie natomiast króciutki komiks o dokonaniach detektywa Breaka, który polecam z całego serca, podobnie zresztą jak równie zabawne miniaturki, pojawiające się między kolejnymi rozdziałami. Jakość zarówno papieru jak i druku pozostaje bez większych zmian, więc nie ma na co narzekać. Pojawiająca się w miarę często numeracja stron pomaga w odnalezieniu się, a wewnętrzne marginesy nie zmuszają czytelnika do rozrywania tomiku – to też się chwali.
Osobną kwestią jest natomiast, jak zresztą od samego początku w przypadku Pandora Hearts, tłumaczenie, które momentami mniej lub bardziej kuluje. W tym tomiku wyjątkowo wyraźnie. Na pewno nie jest to sytuacja tragiczna, bo całość da się czytać, ale natrafiłam na kilka błędów, których zdecydowanie można było uniknąć. Pomijam wytykaną już wcześniej niekonsekwencję w przypadku nazw własnych i tym podobnych (w tym tomiku zwróciło moją uwagę zamienne stosowanie „księcia” i „diuka”, które teoretycznie mają podobne znaczenie, ale wypadałoby się zdecydować na jedno z nich). Dialogi czyta się w miarę płynnie, ale próba (chyba nazbyt usilna…) uchwycenia bardzo charakterystycznego sposobu wysławiania się Rufusa Barmy niekoniecznie tłumaczce wyszła. W polskim przekładzie wypowiedzi tego bohatera to tak nieudane skrzyżowanie staroświeckości, kolokwializmów i zapożyczeń, że mistrza Yody słucha się przy tym z niebywałą przyjemnością. Fakt, że wszystko jest kwestią gustu, ale mnie wyjątkowo trudno było przebrnąć przez z sceny z jego udziałem. Błędów interpunkcyjnych czy ortograficznych nie zanotowałam, ale korekta przepuściła kilka bardzo ciekawych „kwiatków”. Np. na stronie 30. mowa o „wyduszaniu od kogoś informacji”, podczas gdy powinno być raczej „z kogoś”; na 47. pojawia się „hurej”, które jest chyba pokrewnym słowa „hura”, ale nie udało mi się tego ustalić, gdyż pierwsze wyniki wyszukiwania w przeglądarce internetowej wskazywały nazwiska. Podobnie, biorąc pod uwagę kontekst całości, wydaje mi się, że lepiej brzmiałoby „unieważnić kontrakt” niż „zanegować” na stronie 57. To wszystko to jednak drobiazg przy czymś, co sprawiło, że opadły mi metaforyczne macki. Na stronie 86. w wypowiedzi Gilberta znajdziecie bowiem „uwolniam”. Ktoś tu chyba nie sprawdził wszystkiego dokładnie, bo z powodu odległości „a” i „o” na klawiaturze trudno chyba mówić tu o literówce…
Wszystkie ewentualne niedociągnięcia technicznie na pewno rekompensuje wciągająca i ciekawa historia, ale ich brak nikomu by nie zaszkodził, a wręcz przeciwnie – lektura byłaby wtedy jeszcze przyjemniejsza. W ostateczności jednak trudno mi zniechęcać do nabycia tej części, gdyż opowieść właśnie zaczęła rozkręcać się na dobre i naprawdę warto czytać ją dalej. A teraz, oby do dwunastego tomu!
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 10.2012 |
2 | Tom 2 | Waneko | 12.2012 |
3 | Tom 3 | Waneko | 2.2013 |
4 | Tom 4 | Waneko | 4.2013 |
5 | Tom 5 | Waneko | 6.2013 |
6 | Tom 6 | Waneko | 8.2013 |
7 | Tom 7 | Waneko | 9.2013 |
8 | Tom 8 | Waneko | 11.2013 |
9 | Tom 9 | Waneko | 1.2014 |
10 | Tom 10 | Waneko | 4.2014 |
11 | Tom 11 | Waneko | 5.2014 |
12 | Tom 12 | Waneko | 8.2014 |
13 | Tom 13 | Waneko | 9.2014 |
14 | Tom 14 | Waneko | 12.2014 |
15 | Tom 15 | Waneko | 2.2015 |
16 | Tom 16 | Waneko | 3.2015 |
17 | Tom 17 | Waneko | 5.2015 |
18 | Tom 18 | Waneko | 7.2015 |
19 | Tom 19 | Waneko | 10.2015 |
20 | Tom 20 | Waneko | 11.2015 |
21 | Tom 21 | Waneko | 2.2016 |
22 | Tom 22 | Waneko | 3.2016 |
23 | Tom 23 | Waneko | 6.2016 |
24 | Tom 24 | Waneko | 7.2016 |