Manga
Vanilla Star
- バニラ・スター
Pretty Woman w wersji homoseksualnej, czyli klasyczna baśń o Kopciuszku według Kano Miyamoto.
Recenzja / Opis
Pamiętacie Takeshiego, przelotnego kochanka Sahary z Aisanai Otoko? Brutalnie porzucony mężczyzna prowadzi dosyć żałosny żywot, urozmaicany wysyłaniem byłemu partnerowi dziwacznych SMS‑ów oraz oglądaniem filmów porno. Podczas poszukiwania kolejnego „dzieła” w internecie Takeshi natrafia na nową gwiazdkę tegoż przemysłu, tajemniczego i ślicznego Yuu‑kuna. Kiedy dowiaduje się, że jego idol przyjmuje także „prywatne” zlecenia, zaintrygowany postanawia skorzystać z okazji…
Prostytucja to zawód stary jak świat, a także równie stara inspiracja dla wszelkiej maści artystów. Możliwości fabularne, jakie daje ta tematyka, są ogromne – od ckliwego melodramatu poprzez mroczny thriller, aż do komedii. Kano Miyamoto postanowiła stworzyć refleksyjno‑romantyczne okruchy życia, które posiadają wprawdzie rys realizmu, ale w równym stopniu przypominają wspomniane wyżej baśniowe Pretty Woman. Skąd ta ryzykowna, wydawałoby się, teza? Przypomnijmy sobie założenia kasowego hitu Garry'ego Marshalla: oto seksowna i urocza prostytutka Vivian (Julia Roberts) spotyka przystojnego i bajecznie bogatego biznesmena Edwarda (Richard Gere), który zauroczony jej żywiołowością oraz urodą proponuje jej kontrakt. Kobieta przez określony czas będzie jego dziewczyną do towarzystwa w zamian za dużą ilość pieniędzy. Oczywiście sprawy się komplikują, a bohaterowie zakochują się w sobie ku zaskoczeniu konserwatywnego otoczenia. Jest zabawnie, optymistycznie i baśniowo, gdyż zakazany romans kończy się happy endem. Jak w bajce o Kopciuszku, gdzie biedna i nieszczęśliwa bohaterka spotyka księcia i po pokonaniu kilku przeszkód zostaje jego żoną. No dobrze, ale co to ma wspólnego z Vanilla Star? Jak to co? Jest dobry i szlachetny książę, czyli Takeshi, co prawda biedny jak mysz kościelna, ale to w końcu pani Miyamoto. W drugim narożniku mamy Yuutę, ślicznego chłopaka, którego życie poniekąd zmusiło do wykonywania tego, a nie innego zawodu. Panowie spotykają się, początkowo tylko na zasadzie klient – usługodawca, ale zaintrygowany troską i dobrym serduszkiem Takeshiego Yuu‑kun powoli zaczyna się otwierać (w tym czasie główny bohater jest już dawno zakochany po uszy w młodym „aktorze”). Rodzi się uczucie, jeszcze nieśmiałe i niepewne, ale jakże czyste i niewinne.
W tych dwóch konkretnych przypadkach prostytucja ma zabarwienie silnie romantyczne, ponieważ jest praktycznie jedynym powodem, dzięki któremu bohaterowie w ogóle się spotykają. Obydwie historie łączy duża dawka optymizmu i wręcz dziecięca wiara w to, że wszystko co złe, dobrze się kończy. Przy czym o ile amerykańska produkcja od początku do końca nie wychodzi poza baśniowe ramy, będąc klasyczną opowiastką na dobranoc dla dorosłych, o tyle Vanilla Star zawiera nutkę realizmu. Istotne jest tu podejście Yuuty oraz Vivian do wykonywanego zawodu. Chociaż poniekąd zmusiły ich do tego okoliczności, to jednak ta droga życiowa pozostaje nadal wolnym wyborem, w przypadku kobiety mającym na dodatek niewielki wpływ na nią samą. Nieco inaczej ma się sprawa Yuuty, który owszem, sam zadecydował o graniu w filmach pornograficznych, a potem rozszerzeniu swoich usług, ale widać, że jest to dla niego przykra konieczność. Oczywiście, w każdej chwili może zrezygnować, ale co dalej? Ot, klasyczny przykład osoby zagubionej i tak pogrążonej w codziennych problemach, że niezdolnej do zauważenia innej drogi.
I tu pojawiają się Edward oraz Takeshi, może nie idealni, ale stanowiący oparcie i udowadniający, że można inaczej. Ten pierwszy to niemalże prawdziwy książę na białym koniu, podczas gdy drugi, choć z zadatkami na takiego, pokazany został jednak przez pryzmat szarej rzeczywistości i dlatego tak żałosny. Bo serio, dorosły facet, z pracą, przyjaciółmi, wyglądem, który upodla się do tego stopnia, że po jednym zawodzie miłosnym spędza czas na zatruwaniu życia byłemu kochankowi durnymi SMS‑ami i oglądaniu porno? Uroczy jest, jak każdy tego typu dziwak u Kano Miyamoto. Co ciekawe, kiedy postanawia pomóc Yuucie, nie robi tego dlatego, że chce go mieć na wyłączność, ale dlatego, że gdzieś kiedyś znalazł zdjęcia kochanka, na którym ten się uśmiechał, jak przystało na młodego i pełnego nadziei człowieka. To szalenie ciepłe, że nie powoduje nim egoizm, a zwyczajna troska o drugą osobę, mimo iż sam nie jest w rewelacyjnej sytuacji.
Ich związek to standardowe dla autorki pasmo niedomówień i porażek. Sytuacji nie ułatwia osobowość Yuuty, który jest wycofanym i zamkniętym w sobie chłopakiem, przekonanym o tym, że już przegrał swoje życie. Tymczasem Takeshi udowadnia mu, że jest coś wart i stać go na realizację marzeń oraz rozpoczęcie nowego rozdziału w życiu. Dzięki uporowi i cierpliwości mężczyzna osiąga cel, można powiedzieć, że ratuje duszę kochanka i zyskuje jego uczucie. Jak książę, który w końcu odnajduje Kopciuszka, tyle że bez balu, pięknych strojów i zazdrosnych sióstr, a nawet limuzyny i kwiatów, ale za to z ciągiem dalszym.
Wizualnie jest dobrze, jak zwykle zresztą w przypadku tej mangaczki. Po raz kolejny otrzymujemy znajomy zestaw bishounenów, tym razem z klonem majora Mitaraiego z Calling, ku mojej uciesze. Artystka umiejętnie oddaje różnicę wieku między postaciami, nie popadając w przesadę, która mogłaby polegać na ukazaniu Takeshiego jako potężnego mężczyzny z mięśniami à la Arnold, a Yuuty jako kobiety z narządem. A skoro przy narządach jesteśmy, warto wspomnieć o scenach seksu, których tym razem nie ma zbyt wiele i zdecydowanie nie grzeszą dokładnością. Autorka postawiła na nastrój, skupiając się na twarzach panów, podczas gdy strona anatomiczna pozostaje w gestii wyobraźni czytelniczek. Cóż, ładny to seks, odbywający się bardziej na poziomie emocjonalnym niż fizycznym i jak dla mnie, to idealny sposób jego przedstawienia. Jak na późną mangę pani Miyamoto, bo z 2008 roku, sporo tu bieli, zwłaszcza na panelach, które wypełniają zbliżenia bohaterów. Mimo to dobór spokojnych rastrów, eleganckie szarości i jak zwykle pojawiające się jakby od niechcenia zarysy pomieszczeń, mebli czy krajobrazu miejskiego okazują się miłym i potrzebnym dodatkiem.
Vanilla Star to pozycja obowiązkowa dla miłośniczek twórczości pani Miyamoto, zwłaszcza tych, które zapoznały się z Aisanai Otoko, chociaż nawet bez znajomości wspomnianego komiksu lektura tej jednotomówki sprawia przyjemność. Osoby, które interesuje motyw prostytucji, także znajdą tu coś dla siebie, co prawda bez olbrzymiej ilości lukru, obecnej w Pretty Woman, ale także bez pokładów dramatyzmu. W tym przypadku mamy do czynienia ze świadomym wyborem zawodu, który jednak pozostawia w psychice pewien ślad, co nie umknęło mangaczce, tak lubującej się w historiach na poły realistycznych. To zdecydowanie dobra manga, interesująca zarówno dla wielbicieli okruchów życia, jak i amatorów kameralnego romansu.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Libre Shuppan |
Autor: | Kano Miyamoto |