Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 9/10 kreska: 8/10
fabuła: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 4
Średnia: 7,5
σ=0,87

Wylosuj ponownieTop 10

Shinsengumi Imon Peace Maker

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 1999-2001
Liczba tomów: 6
Tytuły alternatywne:
  • 新撰組異聞 PEACE MAKER
  • Peace Maker
Widownia: Shounen; Postaci: Samuraje/ninja; Rating: Przemoc; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość; Inne: Realizm

Ognistowłosy piętnastolatek ratuje XIX­‑wieczne Kioto… może nie do końca. Shounen (nieco) rozsądniej.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: moshi_moshi

Recenzja / Opis

Po Peace Makera sięgnąłem „zachęcony” adaptacją anime w wykonaniu studia Gonzo. Cudzysłów ma na celu zasygnalizowanie faktu, że serial był tragiczny – ledwo dotrwałem do końca. Czyżbym więc był masochistą, sięgając po mangę? Być może, ważniejszą przyczyną było jednak, że serial sprawiał dojmujące wrażenie, iż pod okiem lepszego reżysera miałby potencjał stać się naprawdę wartościowy. Po przeczytaniu oryginału źródło owego potencjału stało się jasne.

Już na pierwszych stronach obserwujemy protagonistę – rudego piętnastolatka Tetsunosuke Ichimurę, maszerującego raźnie przez Kioto z czasów zmierzchu szogunatu (1864 r.) wraz ze swoim bratem Tatsunosuke, który właśnie dostał posadę księgowego w ówczesnym luźnym odpowiedniku policji miejskiej – Shinsengumi. Jego celem jest, jakżeby inaczej, pomszczenie śmierci brutalnie zamordowanych rodziców, tudzież bronienie słabych i ciemiężonych poprzez dołączanie do wyżej wspomnianej organizacji, co też się ze standardowymi trudnościami (kto by go chciał…) po drodze, udaje (sarcasm off) Fakt, że jego zagraniczna aparycja nie wzbudza powszechnej sensacji, oddala podejrzenia o przesadną historyczną dokładność. Przesadną, ponieważ mimo takich „szczegółów” autorka Nanae Chrono udowadnia, że na epoce się zna i w sposób zamierzony ubarwia opowieść w miejscach, na temat których źródła niewiele mówią, przy ważnych faktach wykazując podziwu godną dokładność. Sprawia to, że czytanie encyklopedii może okazać się sporym spoilerem, przed czym, zanim się skończy lekturę, przestrzegam. Po zakończeniu – jak najbardziej, bo wybór czasu akcji był nad wyraz trafny. Był to okres próby sił między rządzącym rodem Tokugawa (reprezentowanym właśnie przez Shinsengumi) a zbuntowanymi roninami prowadzonymi przez ród Choushuu. Najważniejszym placem boju dla tego konfliktu było właśnie Kioto. Działo się więc dużo, a opowiedziana historia obejmuje tylko niewielki skrawek ówczesnych wydarzeń.

W sześciu tomach dałoby się zmieścić w akcji dużo większą część zawirowań tego czasu, ale zamiast tego epoka została potraktowana bardziej jako tło dla opowieści, użyjmy poważnego słowa – psychologicznej. I nie wychodzi to źle, należałoby dodać. Bohaterowie, czyli głównie skład dowództwa Shinsengumi wraz z rodzeństwem Ichimura, stanowią główną siłę napędową mangi dzięki wielostronnemu, głębokiemu i realistycznemu (ale też bez przesady – to jednak shounen) ich ujęciu. Aby nie budzić zbyt wysokich oczekiwań odnotuję, że można ich ciągle śmiało wpisać w powszechnie znane szablony charakterów anime. Rzecz w tym, że wypadają oni w porównaniu do przykładów z reszty rzeczonego rodzaju zdecydowanie lepiej. Weźmy na patelnię głównego bohatera. Żywiołowy, śmiały, odważny, ale i lekkomyślny (pamiętałem wspomnieć o wielkim apetycie?) Tetsu może subtelnie przypominać innych znanych bohaterów, to fakt. Jego będący ostoją zdrowego rozsądku brat również. Różnica tkwi w tym, że podczas gdy w innych tytułach będący początkowo zawalidrogą protagonista szybko staje się główną siłą bojową organizacji, przed Tetsu nie pojawia się tak łatwa droga, z korzyścią dla czytelnika. Bohater został dopuszczony, tylko jako sługa, do organizacji, której członkowie to zawodowi i mający całe lata wprawy rzeźnicy, bo nie sposób tego inaczej nazwać. Organizacja Shinsengumi cieszyła się złą sławą, a autorka nie zamierza jej członków wybielać, ba, wręcz żeruje na kontraście, jak tworzy przedstawiając ich codzienne życie i wzajemne relacje w stosunku do obrazu bezwzględnych morderców, jakimi stają się podczas służby. Właściwie nie mogła postąpić inaczej, używając historycznych postaci, choć ich życie prywatne ułożyła po swojemu.

Ujmując sprawę zwięźle – Tetsu nie ma szans. Rozbudowując – nie ma nadziei w najbliższym czasie choćby drasnąć podczas treningu nikogo ze swoich nowych przyjaciół, a o wzięciu udziału w akcji bojowej może na razie zapomnieć. Większość traktuje go jako maskotkę drużyny, a jego racje z bezpośrednim przełożonym, Toshizou Hijikatą, są dość ambiwalentne. Ta sytuacja oczywiście powoli zacznie się zmieniać, tymczasem (żeby nie powiedzieć – z braku innego zajęcia) bohater musi pokonać własne demony wewnętrzne w postaci traumatycznych wspomnień z dzieciństwa. Wiem, w pierwszym akapicie nastąpił sarcasm off, więc szybko zapewniam, że nie jest tak źle, jak wygląda. Nie jest tak źle dlatego, że pani Chrono faktycznie się jego przeżyciami zajmuje, a nie tylko traktuje je jako dramatyczny przerywnik pomiędzy walkami. Odwrotnie, to walki traktuje jako przerywnik między aktami głównej opowieści. Nie chcę sprawiać mylnego wrażenia – ten tytuł nie jest przesadnie ciężki. W sporej części sceny lekkie i komediowe nawet dominują i może nie wywołały u mnie zamierzenie wielkiej wesołości (ale też zażenowania), za to zgrabnie powiedziały co nieco o postaciach. O kontraście już wspominałem, porównując swobodniejsze momenty do prawdziwej masakry, bardzo dosłownie i na serio przedstawionej w pewnym momencie: trudno uwierzyć, że pochodzą z jednego komiksu. Można się zastanawiać, jaki był cel takiego zabiegu i może nie będę się narzucał ze swoimi przemyśleniami, ale na pewno wzbudza pewien rezonans emocjonalny.

Pisząc o momentach gore wypada też napisać o sposobie ich przedstawienia, co pozwala zgrabnie przejść do tematu szaty graficznej. Sceny walk są krwawe, dynamiczne i dopracowane. Widać, że poświęcono im dużo więcej uwagi niż wynikałoby z ich relatywnej objętości w mandze. To wyrażenie powtarza się jak mantra przy komentowaniu tego tytułu – pewien realizm występuje, ale nieprzesadny. To tu, to tam zwiększono nieco ilość krwi, która jest w stanie wytrysnąć z ludzkiego ciała, nieco nagięto prawa mechaniki i fizjologii przy akrobacjach bohaterów… ot, drobnostki, zastosowane w celu zwiększenia puli środków ekspresji artystycznej (powiedzmy, że sarcasm switch nieco się zaciął). Co do reszty – kreska podoba się. Nawet. Bardzo. Się. Podoba. Jest taka… (westchnienie) elastyczna, ulotna, a przy tym zdecydowana i ostra, kiedy trzeba. W dodatku autorka zamieszcza co jakiś czas czarno­‑biało­‑szkarłatne grafiki, których związek z treścią jest najczęściej odwrotnie proporcjonalny do skali doznań estetycznych, czyli odpowiednio: mały i duży. Siląc się na resztki obiektywizmu – kreska bardzo ekspresyjna. Gdyby tylko twórczyni zawsze się chciało. Niestety często się nie chce. Po co komu tła? Wszak emocje bohaterów przedstawione na wysmakowanej białej płaszczyźnie będą tylko wyrazistsze. Ciekawy jest też zwyczaj nierysowania dowolnie dużych części twarzy postaci w sytuacjach, kiedy najwyraźniej nie są niezbędne dla akcji. W kilku innych kadrach z kolei autorka sprawia wrażenie, jakby nie radziła sobie z perspektywą przy rysowaniu twarzy, co nadaje bohaterom oblicza posągów z Wyspy Wielkanocnej. To boli tym mocniej, im mocniej widać, jakie są jej szczytowe możliwości. Ogólnie jednak z górką nadrabia złe momenty dobrymi, choć pozwolę się ubezpieczyć adnotacją o mocnym osobistym afekcie w temacie.

Długą recenzję czyniąc krótką – shounen wart grzechu. Wydawałoby się, że czytanie po raz (gdzie n – liczba naturalna większa od 20) o Dziwnie Znajomym Bohaterze walczącym ze Złą Organizacją, Która Zabiła Jego Rodziców nie powinno od dawna budzić żadnych sentymentów. Autorka chyba to zresztą widzi, bo nie narzuca się przesadnie z tym wątkiem. Okazuje się jednak, że umiejętne rozłożenie akcentów psychologicznych wystarczy, aby zmiękczyć twarde recenzenckie serce. We zmiękczony wstępnie mięsień wlewa się następnie fakt przyjemnego wprowadzenia w ciekawy okres historii Japonii. Ostateczny rozpad zawartości osierdzia zapewniają dobre momenty grafiki. Polecam – sporo dobrej rozrywki.

Spragnionych większej ilości perypetii Tetsu i spółki informuję, że istnieje mangowa kontynuacja tej historii pod nazwą Peacemaker Kurogane – zmiana tytułu miała związek ze zmianą wydawcy, a akcja obejmuje wydarzenia nieprzedstawione w adaptacji anime o tym samym tytule.

Tablis, 15 sierpnia 2011

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Square Enix
Autor: Nanae Chrono