Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 9/10 kreska: 9/10
fabuła: 7/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 4
Średnia: 7,75
σ=1,48

Wylosuj ponownieTop 10

Peace Maker Kurogane

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 2002-
Liczba tomów: 7+
Tytuły alternatywne:
  • PEACE MAKER 鐵
Widownia: Shounen; Postaci: Samuraje/ninja; Rating: Przemoc; Miejsce: Japonia; Czas: Przeszłość; Inne: Magia

Ciąg dalszy perypetii ognistowłosego Tetsunosuke i jego towarzyszy, czyli pełna emocji opowieść o losach formacji Shinsengumi pod koniec epoki szogunatu.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: moshi_moshi

Recenzja / Opis

Tytuł ten sprawia duże problemy natury nomenklaturowej. Cóż, przywołując za Szekspirem: „To, co zowiem różą, pod inną nazwą równie by pachniało”, Peacemaker Kurogane jednakże nie jest różą (ba, nie należy nawet do rzędu Rosales). Uporządkujmy więc sobie wszystko. Istnieje manga Shinsengumi Imon Peace Maker tej samej autorki Nanae Chrono; istnieje również anime Peacemaker Kurogane będące jej ekranizacją. Natomiast stanowiąca przedmiot recenzji manga Peacemaker Kurogane to kontynuacja powyższych. Osoby, które nie miały z poprzednikami styczności, ostrzegane są przed zaglądaniem do akapitów o postaciach i fabule, chyba że czerpią masochistyczną przyjemność z nieuchronnego spoilerowania byłych wydarzeń.

Na początek mam propozycję nie do odrzucenia dla siebie i czytelnika. Zignorujmy utarty schemat pisania recenzji. Zacznijmy od rzeczy istotnych. Od grafiki mianowicie. Jako rewanż za przyjęcie propozycji zamieszczam streszczenie – jest wspaniała. Teraz, kiedy rachunki się wyrównały, mogę zacząć wzdychać. Wiem, nie przystoi facetowi, ale jakże się powstrzymać przy takim poziome dopracowania i przemyślenia, jaki prezentuje twórczość pani Chrono. Co prawda miewa ona pomysły na ułatwienie sobie pracy w rodzaju nierysowania twarzy przechodniów, czy też wykorzystywania dziwnych modeli twarzy (szczególnie postać Suzu zdaje się mieć jakieś deformacje), ale to przypadki nieczęste i uwierać mogą tylko prawdziwych purystów (ktoś się przyznał). Po kronikarskim odnotowaniu tych drobnych przypadłości pozostaje tylko pisać o rzeczach dobrych, czyli całej reszcie. Główna emfaza została położona na bohaterów – to na nich się skupia i to sposób ich przedstawienia decyduje o odbiorze całości. Wystarczy otworzyć na losowej stronie, a zobaczymy galerię postaci we wszelkich możliwych ujęciach. Taka monotematyczność nie nudzi, ponieważ to portret jest głównym kanałem przekazania emocji i charakterów bohaterów. Każdy jest rysowany w indywidualnym stylu dopasowanym do osobowości: dla przykładu wycofany Hajime Saitou jest narysowany oszczędnie, w sposób mało ekspresyjny, z kolei kreska jego charakterologicznego przeciwieństwa, Toshizou Hijikaty, jest znacznie bardziej agresywna. Poziom tego dopasowania jest na tyle duży, że widząc nową postać, natychmiast można rozpoznać jej usposobienie do tego stopnia, że obserwując dyskusje bez wcześniejszego zapoznania z rozmówcami da się poczuć, kiedy rozmowa jest autentyczna, a kiedy jeden z nich podejmuje grę psychologiczną.

Podobnie jest z przedstawieniem emocji. Są oddane niezwykle szczegółowo i dynamicznie, głównie częstymi zbliżeniami na twarze, choć mowa ciała też wyraża istotne detale. W wielu miejscach całe strony pozbawione są dymków, a cała uwaga skoncentrowana jest na, często dramatycznych, uczuciach. Rozpoczęcie tego tekstu od opiniowania rysunku to nie tylko moja fanaberia, ale też próba podkreślenia, o czym ten tytuł naprawdę jest – właśnie o emocjach, w największej mierze rysunkiem przekazanych. Nadają głębię i często drugie dno wydarzeniom – bez nich pozostałby sztampowy shounen z dołączoną opowiastką historyczną. Skoro jesteśmy w temacie sztampowego shounena – walki oczywiście również występują. Wzorem mangowego poprzednika jest ich mało, pojawiają się dopiero w dalszej części opowieści i są piękne. Pani Chrono doskonale oddaje ruch (co na marginesie tyczy się też wiatru), a to podstawa. Są też wysoce krwawe, zawsze uzasadnione fabularnie i pozbawione shounenowej gadaniny. Wiecie, co mam na myśli: „Teraz zastosuję taki siaki cios!”, „Nie, nie dasz rady synu Wercyngetoryxa!”, „A czyżby!?” (krzycząc podczas wyprowadzania ciosu). Naprawdę dziękuję pani Chrono, brak sztucznego dorabiania stron zdecydowanie zwiększa przyjemność płynącą z lektury.

Postacie w większości już znamy, relacje między nimi zostały w ogólnym kształcie ustalone, trudno więc oczekiwać rewolucji bez złamania elementarnego realizmu. Niemniej akcja toczy się na przestrzeni kilku lat, co pozwala uchwycić bardziej długookresowy rozwój osobowości i związków. Metody jego ukazania nie zmieniły się od Shinsengumi Imon, ciągle obserwujemy sporo scen z życia codziennego i powszednich rozmów, które stopniowo układają się w obraz wzajemnych stosunków. Mnie nie nudziły, zawsze można oglądać dopracowane rysunki, poza tym monotonię urozmaicają pewne dramatyczne wydarzenia, a nierozerwalnie związane z nimi są dramatyczne wybory, tutaj istotnie trudne i niejednoznaczne, opierające się na konfliktach wartości i osobowości – należy się za nie szczera pochwała. Z tła wybija się postać Suzu. Niestety negatywnie – jego rozwój poszedł dokładnie w tę stronę, w którą można było obawiać się, że pójdzie, tzn. stał się ucieleśnieniem idei dark bishounena. Dość powiedzieć, że przechadza się on po mieście z czaszką (sic!). Graliście w Final Fantasy VII (ja nie)? Spójrzcie na Sephirotha, obetnijcie mu włosy i oto projekt postaci Suzu w pełnej krasie. Wymienię pozostałe różnice: czarne paznokcie zamiast czarnych rękawiczek, poza tym karnacja Suzu jest ciemniejsza. Do pełni obrazu musi on pałać jednocześnie miłością i nienawiścią do Tetsu, a jego obecnym celem istnienia jest sprawienie mu niewyobrażalnego cierpienia. Niestety, piszę serio. Takie postacie mają swoich wielbicieli, rozumiem, ale tutaj pasują jak pięść do nosa. Z przyjemniejszych nowości przede wszystkim wymienić wypada Ryoumę Sakamoto – bardzo ważną postać historyczną, tutaj przedstawioną jako energiczny i zwariowany człowiek, a przez to główne źródło gagów w komiksie, chociaż w późniejszych rozdziałach pokaże też poważniejsze oblicze. Warto też wspomnieć o Kashitarou Itou – przebiegłym doradcy militarnym o wyraźnych skłonnościach męsko­‑męskich (co jest ciągłym obiektem żartów), na którego knowaniach koncentruje się duża część historii. Czuć wyraźnie, że ten aspekt mangi nie ustępuje szacie graficznej, mocno podtrzymując całość w czasie, kiedy szukamy…

Fabuły. Fabuło, gdzieżeś! (Okrzyk niesie się po górach, po kilkunastu sekundach dobiega do mnie słabe echo). Pozwolę sobie oddać głos autorce, która na stronach końcowych tomu 3. pisze: „Przepraszam za nudny rozwój historii. To wszystko wydarzenia, które musiałam bezwzględnie opisać. Liczę, że zostaniecie ze mną, ale… (siąpnięcie nosem) ”. Cóż, Nanae Chrono zapracowała sobie na mój szacunek, więc jeśli ona twierdzi, że są problemy z fabułą jej mangi, to tak musi być w istocie. Mają one swoje wytłumaczenie – po incydencie w Ikedaya, będącym kulminacją Shinsengumi Imon dla Shinsengumi nastał okres nieco spokojniejszy, w którym jednak nastąpiło wiele drobniejszych wydarzeń, które zsumowane znacząco zmieniły obraz tej organizacji. Pozostając skrupulatnie wierną historii okresu Bakumatsu, pani Chrono nie miała innego wyjścia, jak po kolei wszystkie omówić. Stąd początkowo akcja skacze po kilka miesięcy w serii słabo powiązanych epizodów. Dostarczają one uciechy, autorka umiejętnie rozbudowuje suche historyczne fakty o sferę psychologiczną i społeczną, zniecierpliwienie budzi jednak brak spójnego obrazu. Odnoszę wrażenie, że osobliwy wątek mrocznej zemsty Suzu miał za zadanie pomóc przebrnąć przez ten okres, donoszę więc, że funkcji tej nie spełnia, wolałbym już czysty format „okruchów życia”. Zdziwienie budzą delikatne wątki fantastyczne. Przejawiają się w spirytystycznych zainteresowaniach Saitou Hajime i dwóch dziewczynkach­‑kotach towarzyszących Suzu. Pierwsze jest akceptowalne – nie można jednoznacznie powiedzieć, czy Saitou faktycznie ma nadprzyrodzone zdolności, czy jedynie tak pozuje, a buduje to klimat wokół postaci, w przypadku dziewczynek nie widzę wszelako uzasadnienia, nie pełni to żadnej funkcji, a tylko psuje „historyczność” mangi. Jak widać, cokolwiek chwalę, jestem zmuszony podać wątek Suzu jako negatywny kontrprzykład – to prawdziwe nemezis nie tylko Tetsu, ale też całego tego tytułu.

Cierpliwość w oczekiwaniu na dominujący wątek około tomu 4. zostaje nagrodzona, a z mozołem nagromadzone fakty układają się na powstanie formacji Goryoueji i będący tego następstwem krwawy incydent w Aburanokoji, na czym opowieść na chwilę pisania recenzji (lato 2011) się kończy. Kto nie chce tracić niespodzianki, niech do encyklopedii w tych sprawach nie zagląda, fakt, że Shinsengumi stali po przegranej stronie konfliktu, traktuję jednak jako wiedzę powszechną. Nastrój w związku z tym staje się z czasem coraz cięższy, a epizody z życia codziennego w obliczu czekającej nieuchronnie większość bohaterów śmierci nabierają słodko­‑gorzkiego charakteru. Przed incydentem Ikedaya antagonista serii był odpychającą postacią, tym razem poznajemy nową ich grupę (właściwie dwie) znacznie lepiej, mają oni kilka rozdziałów sobie poświęconych i w żadnym miejscu autorka nie pokazuje, aby uważała ich za ludzi mniej moralnych lub nawet mniej sympatycznych od protagonistów. Można by się spodziewać, że rozrysowany zostanie w takim razie konflikt wartości, ale – co dość oryginalne – nic takiego nie następuje. Kilka wzniosłych przemów Ryoumy, wygłaszanych pod publikę, to wszystko, na co można liczyć w tym temacie, obrony racji Shinsengumi nie uświadczymy nigdzie. Wyraźnie za to podkreślone jest, że siłą trzymającą Shinsengumi w całości są związki pomiędzy członkami grupy, fakt, że czują się jak rodzina. Jest to więc konflikt emocji. Powtórzę – to opowieść o emocjach.

Niewiele jest na rynku shounenów niepowodujących uszkodzeń mózgu podczas lektury, każdy przypadek jest więc na wagę złota. Ten wykracza poza ramy gatunku, nie pozbywając się jego uroku. Okazja do sięgnięcia po mangę jest dobra. W 2005 roku Nanae Chrono zawiesiła tworzenie Peacemaker Kurogane, gęsto się tłumacząc fanom, teraz postanowiła do niego wrócić, jest więc znowu co czytać. Mam nadzieję, że dostatecznie wyraźnie przekazałem, że czytać warto.

Tablis, 16 września 2011

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Kodansha, Mag Garden
Autor: Nanae Chrono