Manga
Oceny
Ocena recenzenta
7/10postaci: 8/10 | kreska: 7/10 |
fabuła: 6/10 |
Ocena czytelników
Recenzje tomików
Top 10
Fairy Tail
- フェアリーテイル
- Fairy Tail (TV)
- Fairy Tail: 100 Years Quest (TV)
- Fairy Tail: 100 Years Quest
- Fairy Tail [2011] (OAV)
- Fairy Tail [2014] (TV)
- Fairy Tail [2016] (OAV)
- Fairy Tail [2018] (TV)
- Fairy Tail: Blue Mistral
- Fairy Tail: Dragon Cry (film)
- Fairy Tail Gaiden - Kengami no Souryuu
- Fairy Tail Gaiden - Road Knight
- Fairy Tail: Houou no Miko (film)
- Fairy Tail: Houou no Miko - Hajimari no Asa
- Fairy Tail: Houou no Miko: Hajimari no Asa (SP)
- Fairy Tail: Stone Age
- Fairy Tail x Rave
- Fairy Tail x Rave (OAV)
- Fairy Tail Zero
- Fairy Tail Zero (TV)
- Hoshigami no Satsuki
- Tale of Fairy Tail: Koori no Kiseki
Magia, przyjaźń i przygoda. Czy można chcieć więcej?
Recenzja / Opis
Recenzja na podstawie 34 tomów – może w przyszłości ulec zmianie.
Przystępując do lektury wielotomowego dzieła, trzeba się liczyć z pewnymi konsekwencjami. Autor zabiera czytelnika w długą podróż, podczas której wystawia na próbę swe umiejętności kreowania wciągającego, spójnego świata, a także dających się lubić bohaterów. Na pozór nie są to kryteria oceny odmienne od stosowanych w krótszych tytułach, jednak z każdym kolejnym tomem wyzwanie staje się coraz bardziej wymagające. Narastają trudności w utrzymaniu spójnej, konsekwentnej narracji, uwzględniającej wszystko, co wydarzyło się wcześniej. Wychodzą na jaw wszelkie niedopowiedzenia i nielogiczności, bezlitośnie obnażające, czy autor pracował nad swym dziełem, mając od początku zaplanowaną wizję, czy wprost przeciwnie, dawał się ponieść sile rozpędu, zachęcony sukcesem pierwszych rozdziałów. Łatwo przy tym zapędzić się w ślepy zaułek, kontynuując tworzenie ponad swe siły i zamiary, wyłącznie ze względu na popularność. Wiele znanych mang, które swego czasu zyskiwały rzesze fanów na całym świecie, pod koniec było wyłącznie cieniem samych siebie, dogorywając powoli przy systematycznie słabnącym zainteresowaniu dawnych wielbicieli.
Gdy lata temu za sprawą animowanego serialu po raz pierwszy zainteresowałem się Fairy Tail, zdawałem sobie sprawę, że mimo pochlebnego pierwszego wrażenia sporo ryzykuję. Będąc człowiekiem z natury upartym, praktycznie niezdolnym do porzucenia raz zaczętej serii, postawiłem jednak wszystko na jedną kartę, zauroczony wciągającą wizją, jaką Hiro Mashima kreślił na kartach swego komiksu. To barwna kraina, w której magia łączy się z techniką na rozmaite sposoby, pozwalając na konstrukcję kamer, samochodów i innych cudów ułatwiających życie, ale jednocześnie świat spokojny, pozbawiony szalonego tempa naszej współczesności. Na pierwszy rzut oka niewiele różni się od standardowego fantasy rodem z komputerowych gier RPG, ale autor, mający już spore doświadczenie w kreowaniu podobnych krain (w mniej znanym Rave, które z perspektywy czasu można uznać za poletko doświadczalne dla Fairy Tail), rozsądnie podszedł do rzeczy i systematycznie dokładał kolejne elementy układanki, nie zapominając o tym, co stwierdził wcześniej. Mashima sam przyznawał się niejednokrotnie, że zawsze rozwija scenariusz na bieżąco, mając tylko kilka najważniejszych faktów zaplanowanych z góry i to nierzadko nie tych kluczowych. Na szczęście nie przeszarżował i zawsze pamiętał, by o krainach nieznanych po prostu milczeć, co pozwoliło uniknąć większych nieścisłości. Owszem, zdarzają się wpadki celnie wytykane przez fanów, ale w ostatecznym rozrachunku świat Fairy Tail to miejsce, do którego z przyjemnością można wyruszyć na poszukiwanie przygody.
Od początku cieszy oko szczegółowy rysunek i dbałość o elementy nadające serii charakteru. Bohaterowie są rozpoznawalni na pierwszy rzut oka i to nie tylko za sprawą sylwetki czy fryzury. Zarówno uczesania, jak i stroje często się zmieniają, przez co nie ma się wrażenia, iż bohaterowie są gołodupcami, ewentualnie masochistami kupującymi jedno wdzianko w dwudziestu egzemplarzach. Mashima potrafi przekonująco oddawać emocje postaci, dynamicznie przechodząc z lekkiego stylu w poważny, co jest nie bez znaczenia, jeśli weźmiemy pod uwagę ponadprzeciętną ilość humoru obecnego w mandze. Kadry z leniwym białym tłem są jedynie okazjonalnym wypadkiem przy pracy. Przy odrobienie dobrej woli można by bez problemu napisać pracę doktorską na temat geografii, architektury oraz fauny i flory prezentowanych krain. Nie ma miejsca na nudę, a jednocześnie zachowana jest spójność wizji, dzięki której świat wydaje się żywy.
Nawet najpiękniejsza okolica niewiele byłaby warta w kiepskim towarzystwie, dlatego też z satysfakcją stwierdzam, że bohaterowie mangi stanowią jej największą siłę, przyciągając charakterem i bezkompromisowością. W recenzji anime porównałem członków tytułowej gildii magów do mieszkańców galijskiej wioski ze słynnego komiksu René Goscinny'ego i Alberta Uderzo, i z każdym kolejnym odcinkiem tylko umacniałem się w tym przekonaniu. Podobne wrażenia pozostawia po sobie wersja mangowa. Wierność towarzyszom, niepokorność wobec wszelakich odgórnie narzucanych zasad, skłonność do rozróby i szukania zwady nawet we własnym gronie, wzbudzały we mnie nostalgiczne uczucia. Najważniejsza okazała się prostota bohaterów, operujących na co dzień w myśl nieskomplikowanych przekonań, może nie zawsze trafnych, ale stojących momentami we wręcz komicznym kontraście do skomplikowanych planów czarnych charakterów. Fairy Tail nie jest świątynią myślenia i w niczym to nie przeszkadza. Miło popatrzeć na poczynania prostych i bezpośrednich ludzi udowadniających, co w życiu jest rzeczywiście ważne. Nawet jeśli ratują świat, czynią to jakby mimochodem, na pierwszy plan wsuwając argument, że oto ktoś zadarł z nimi i ich przyjaciółmi.
Jak na tasiemcowego shounena przystało, manga roi się od postaci, przy czym już stosunkowo wcześnie wyróżnia się spośród nich „drużyna A”, od czasu do czasu jedynie wzbogacana nowymi nabytkami urozmaicającymi skład osobowy. Fabularnie najważniejszym bohaterem jest Natsu, ognisty zabójca smoków pragnący odnaleźć swego przybranego ojca. To klasyczny młodzik o wybuchowym temperamencie, małym rozumku i niezłomnym charakterze, który w pojedynkę były może i nudny, ale dzięki kontrastowi ze swym najlepszym przyjacielem i jednocześnie rywalem – magiem lodu, a także dzięki towarzystwu swego gadającego kota, zyskuje pewną głębię i nie nudzi już po kilku rozdziałach. Mimo to nie jest do końca głównym bohaterem, gdyż rolę tę w równie znaczącym stopniu pełni poznana już w pierwszym tomie Lucy, wstępująca w szeregi gildii adeptka magii Gwiezdnych Duchów. Dziewczyna poznaje zupełnie nowy świat i jest osobą najsilniej łączącą czytelnika z akcją. Ponieważ jej wiedza na wiele tematów jest równie ograniczona, co odbiorcy, pozwala to Mashimie na obranie solidnego punktu odniesienia wobec faktów, które czytelnik powinien poznać. W skład głównej ekipy wchodzi również niezłomna Erza, której powaga równie często jest kluczowa do budowania napięcia, co stanowi dodatkowy element komiczny, a także kilku innych bohaterów, w toku opowieści przyłączanych spośród pokonanych bądź przekabaconych wrogów, czy też towarzyszy poznanych podczas wspólnej podróży. Nie zabrakło charakterystycznych postaci drugoplanowych, czasem fascynujących, czasem śmiesznych, ale prawie zawsze dziwnych i zapadających w pamięć.
Autorowi nie sposób zarzucić braku wyobraźni, zarówno pod względem sposobu przedstawiania bohaterów, jak i wymyślania nowych mocy, którymi się posługują. Jedyną obowiązującą zasadą jest wszechstronność i plastyczność magii, pozwalająca powołać do życia zaklęcia ograniczone jedynie mocą wyobraźni Mashimy. On sam ani na moment nie zwalnia, przelewając na papier dosłownie wszystko, co przychodzi mu do głowy. W efekcie zdarzają się przypadki tak nieortodoksyjne, że wymykające się trzeźwej ocenie, jednak w ostatecznym rozrachunku to właśnie różnorodność mocy, prowadząca do równie zwariowanych walk, wyróżnia mangę na tle podobnych tytułów. Znikają ograniczenia spowodowane koniecznością używania mieczy, sztuczek ninja czy wręcz praw fizyki i logiki, pozostaje jedynie niczym nieskrępowana radosna twórczość, dodatkowo okraszona humorem w ponadprzeciętnych jak na gatunek dawkach. Lektura staje się łatwa i przyjemna, nawet gdy fabuła zahacza o poważniejsze tematy, ani na moment nie pozwalając zapomnieć o swym przygodowym charakterze. Dzięki temu tempo akcji nie zwalnia, a potyczki się nie dłużą. Pomysłów jest tak wiele, że zwyczajnie szkoda było by czasu na poświęcanie jednej konfrontacji zbyt dużej liczby stron.
Najsilniejsza broń Fairy Tail jest również przyczyną najpoważniejszych problemów komiksu. Przy tak rozbudowanej puli postaci i ciągłym dokładaniu nowych wątków do tworzonej na bieżąco linii fabularnej, scenariusz staje się w okolicach 16‑24 tomu niepotrzebnie rozbudowany, wprowadzając nowe postaci i miejsca, którym poświęca się stanowczo zbyt dużo czasu. Jestem skłonny uznać to za chwilowy kryzys pomysłowości autora, który nie miał planu na poprowadzenie fabuły, wobec czego dał sobie więcej czasu na myślenie, tworząc dwie nieskomplikowane historie pozwalające zebrać myśli i przywrócić akcję na właściwe tory. Drugi kryzys pojawia się w momencie odkrycia kart i odpowiedzi na najważniejsze pytania, jakie czytelnik zadawał sobie od samego początku (między innymi: gdzie się podziały smoki). Uważam zaprezentowane rozwiązanie za mało satysfakcjonujące, ale jednocześnie wcale nie tak rozczarowujące, jak się obawiałem. Okazuje się, że w chwili poznania wszystkich faktów byłem już tak zżyty z bohaterami, że bardziej od losów świata interesował mnie ich osobisty los. I choć autor zarzekał się, że nie chciał poświęcać zbyt dużo miejsca na relacje damsko‑męskie w swojej mandze, i tak ostatecznie stały się ważnym powodem przywiązania do postaci. To bodaj pierwszy przypadek, w którym podczas czytania shounena tak mocno angażował mnie aspekt obyczajowy scenariusza, którego zaskakujące zwroty akcji biły na głowę wydarzenia w większej skali, decydujące o losach wszystkich krain.
Nie bez znaczenia jest fakt, iż piszę te słowa z perspektywy czytelnika o wiele starszego niż teoretyczny odbiorca docelowy. Już dawno przestałem oczekiwać od tasiemcowych serii, nawet tak wynoszonych na piedestał jak Detektyw Conan, że są czym innym niż przyzwyczajeniem, wyrosłym na bazie przywiązania do lubianych postaci. Im bardziej zagłębiać się w treść każdej z nich, tym bardziej bezlitosny młot suchego obiektywizmu rozbija kruche budowle na drobne kawałki. A jednak wciąż bawię się przy nich doskonale, o ile tylko autorzy przelewają na strony swego dzieła twórczy entuzjazm i zamiłowanie do swej pracy. Kubo, wypalony i pozbawiony pomysłów, dokończył Bleacha niemal na siłę, a gdyby mógł, zapewne rzuciłby pracę o wiele wcześniej. Oda już dobre parę lat temu powinien pozwolić swemu piratowi dopłynąć do celu, a Kishimoto tak bardzo zmienił charakter Naturo, że manga w moich oczach straciła wiele w porównaniu do swoich mających spory potencjał początków. Mashima jako jeden z niewielu udowadnia, że nawet w chwilach kryzysu tworzył z pasją i zaangażowaniem, które wyczuwałem w każdym rozdziale. I choć pisze te słowa, nie znając jeszcze zakończenia komiksu, ponieważ cierpliwie wyczekuję na kolejne tomiki polskiego wydania, moja dotychczasowa przygoda z mangą aż do 34 tomu była czasem przyjemnie spędzonym, z którego nie żałuję ani minuty.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Kodansha |
Wydawca polski: | Studio JG |
Autor: | Hiro Mashima |
Tłumacz: | Paulina Ślusarczyk-Bryła |
Wydania
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Podyskutuj o Fairy Tail na forum Kotatsu | Nieoficjalny | pl |