Fairy Tail
Recenzja
Natsu wykazał się nie lada sprytem i przytomnością umysłu, niszcząc filary świątyni i powstrzymując tym samym zaklęcie, które miało uwolnić z lodu demona Deliorę. Niestety jeden z towarzyszy stojącego za całym zamieszaniem Lyona, posługując się magią manipulującą czasem, odwraca zniszczenia, przez co groźba ożywienia zamrożonej bestii powraca. Nawet w tak niekorzystnej sytuacji Fairy Tail nie zamierza składać broni. Natsu i Gray, choć prywatnie się nie znoszą, wierzą wzajemnie w swe umiejętności i są przekonani, że wyjdą z konfrontacji zwycięsko. W nadchodzącej walce Mashima stawia naprzecie siebie obu uczniów Ur, zaś ognistemu zabójcy smoków każe mierzyć się z owym przebiegłym złoczyńcą władającym czasem.
W dalszej części szóstego tomu, z niewielkim przerywnikiem na niszczenie księżyca, autor rozpoczyna coś, o czym – jak sam przyznaje w posłowiu – marzył już od dłuższego czasu. W miejsce misji zarobkowych i ratowania świata przed zagładą wprowadza wojnę między gildiami. Pod nieobecność ekipy, która wypłynęła na Galunę, siedziba Fairy Tail zostaje zaatakowana przez konkurencyjną gildię, teoretycznie zrzeszoną w oficjalnych strukturach, ale najwyraźniej niewiele robiącą sobie z formalnych zakazów. Niegodziwcy nocą demolują budynek, a następnego dnia napadają na kilku podwładnych Makarova, by sprowokować na co dzień spokojnego i rozważnego starca do odwetu. Czy nagła wrogość jest tylko demonstracją siły i próbą ustalenia porządku dziobania, czy też kryje się za nią coś więcej? Wydarzenia z końcówki szóstego tomu sugerują drugą opcję, ale na odpowiedzi przyjdzie jeszcze poczekać.
Fabuła nabiera rumieńców i choć autor bez bicia przyznał się, że wymyślana była na poczekaniu, to zwrot akcji poganiany kolejnym zwrotem nie pozwala się nudzić ani przez moment. Jeśli ktoś do tej pory śledził uważnie tę mangę, nie będzie miał wątpliwości, że którakolwiek ze stron wygra i którakolwiek zostanie uznana za agresora, tym razem konsekwencje będą o wiele poważniejsze niż zwyczajowe upomnienie. Porządek tak pilnie strzeżony przez radę zostaje zaburzony i to nie przez kogoś z zewnątrz, ale z wnętrza organizacji.
Szósty tom Fairy Tail poza nowym wątkiem wprowadził też kolejne postaci, co zwłaszcza wśród polskich fanów nie przeszło bez echa z powodu wybranego tłumaczenia ich imion. Bohaterami drugoplanowymi nikt się przejmować nie będzie, choćby zwali się Maurycy i Hawranek, jednak gdy sprawa dotyczy bardziej rozpoznawalnych osobistości, nietrudno o kontrowersje. Paulina Ślusarczyk‑Bryła naraziła się części fanów kojarzących komiks z wersji angielskiej, znanego wszystkim Gajeela nazywając Gajiru, zaś Juvię zmieniając na Lluvię. Krok tyleż odważny, co merytorycznie uzasadniony, gdyż jak wyjaśnia sama tłumaczka, imię żelaznego zabójcy smoków jest nawiązaniem do japońskiej onomatopei oznaczającej przeżuwanie, zaś wdzięczne miano wodnej magini pochodzi z hiszpańskiego, oznacza „deszcz” i jest jak najbardziej poprawnym zapisem uzasadnionym lingwistycznie. Jako że sam jestem wiernym fanem mangi, niełatwo mi było przyzwyczaić się do proponowanej pisowni, mimo że rozumiem przemawiające za nią argumenty. Taki już niestety urok przyzwyczajenia, chociaż po kilku tomach nawet czytelnikom nawykłym do anglojęzycznych wersji imion powinno być łatwiej. Szkoda jedynie, że „Gajiru” w odróżnieniu od „Gajeela”, w polskiej wersji prezentuje się, przynajmniej w moim odczuciu, dość blado i nieciekawie. Czasami za dokładność trzeba zapłacić sporą cenę, ale w ostatecznym rozrachunku warto było.
Pomijając ów moim zadaniem niepotrzebnie kontrowersyjny dla niektórych temat, wydanie rodzimej wersji pozostaje na zwyczajowym, solidnym poziomie. Jako materiały dodatkowe oprócz pogadanki autora i tłumaczki umieszczono też galerię prac fanów, głównie z Japonii, kilka pytań od czytelników, na które odpowiadają Mira i Lucy oraz rozkładówkę z Makarovem, na szczęście w ciuchach roboczych, a nie w stroju kąpielowym…