Fairy Tail
Recenzja
Po zwariowanych przygodach i karkołomnych wyzwaniach bohaterowie zasłużyli wreszcie na chwilę relaksu. Loki w ramach podziękowania wręcza drużynie vouchery pozwalające się zabawić w luksusowym hotelu nad brzegiem morza. Oprócz typowo plażowych atrakcji na gości czeka kasyno, pozwalające przepuścić ciężko zarobione klejnoty. Bohaterowie bez wahania ruszają zmierzyć się z ruletką, pokerem i innymi hazardowymi pokusami, gdy nagle wydarzenia przybierają nieoczekiwany obrót. Okazuje się, że część obsługi i gości ma zdecydowanie wrogie zamiary i przybyła po to, by porwać Erzę. Co więcej, okazuje się, że owe podejrzane typy to jej przyjaciele z dzieciństwa, z którymi dzieliła swego czasu trudny los. Wzięci przez zaskoczenie magowie Fairy Tail zostają szybko pokonani, a Erza wraz z Happym uprowadzeni. Otrząsnąwszy się po porażce, Natsu, Gray, Lucy i pomagająca im gościnnie Lluvia, wyruszają na ratunek.
Po spojrzeniu w przeszłość władającej magią Gwiezdnych Duchów Lucy, Hiro Mashima postanowił tym razem sięgnąć do korzeni kolejnej popularnej bohaterki swej mangi. Jej dzieciństwo, spędzone na niewolniczej pracy przy budowie tajemniczej wieży dla sekty szaleńców, to przygnębiająca historia, która, jak sam autor przyznaje, była wyzwaniem w kontekście wcześniejszej, stosunkowo pogodnej formy komiksu. Znalezienie równowagi między poważnymi a komediowymi elementami nie było łatwym zadaniem, ale udało się. Mashima zachowuje umiar we wstawkach komediowych, ograniczając je do okazjonalnych przytyków, które Lluvia kieruje pod adresem Lucy, czy też jak zawsze trafnych komentarzy Happy’ego. Mimo pewnych typowych dla gatunku uproszczeń fabularnych i konieczności pogodzenia się z mało realnym przebiegiem wydarzeń z przeszłości, tomik czyta się przyjemnie. Z autentycznym zainteresowaniem śledziłem wydarzenia, których konsekwencje mają później tak znaczący wpływ nie tylko na gildię Fairy Tail, ale i całe Fiore.
Ponieważ dziesiąty tomik dopiero rozpoczyna kolejny wątek, jak nierzadko w podobnych przypadkach znalazło się sporo wolnego miejsca, które można było przeznaczyć na materiały dodatkowe. Pojawia się mój ulubiony Happy na misji, galeria prac fanów, zwyczajowe posłowie, pogadanki tłumaczki, anulowana okładka, stylizowany plakat z filmu pochodzącego z uniwersum mangi, a także dodatkowa historia poświęcona Lucy i Natsu. Uff, sporo tego jak na jeden tomik! Najciekawszy jest bonusowy rozdział traktujący o relacjach damsko‑męskich w gildii. Mashima wielokrotnie zarzekał się, że nie chce koncentrować się przesadnie na życiu uczuciowym swoich bohaterów, żeby nie przyćmiewało ono głównej fabuły, tym niemniej na przestrzeni kilkudziesięciu tomów powoli formują się wyraźne pary, co nadaje postaciom wiarygodności.
Recenzowany wolumin prezentował się jak należy pod względem jakościowym, a sama manga osiągnęła tym samym dwucyfrową liczbę tomów bez choćby jednej spektakularnej wpadki, co powinno ucieszyć każdego czytelnika. Tłumaczce udało się zachować niepowtarzalny styl wypowiedzi każdej z ważniejszych nowych postaci, co ma niebagatelne znaczenie ze względu na zróżnicowanie ich charakterów. Jubileusz udał się studiu JG bez zarzutu, pozostaje tylko kibicować, by ta długa i kręta droga zakończyła się sukcesem. Wszak w chwili, gdy piszę te słowa, dziesięć tomów to zaledwie kilkanaście procent całej serii…