Fairy Tail
Recenzja
Zaskakujących spotkań w Edolas ciąg dalszy. Niecny plan króla ludzi wychodzi na jaw – chce on obalić władającą tym światem rasę kotów bez względu na ofiary i środki. Magowie Fairy Tail pakują się jak zawsze w sam środek zamieszania i są jedyną, przynajmniej w teorii, nadzieją na powstrzymanie szaleńca. Muszą uwolnić porwanych towarzyszy, odkryć dokładne zamysły wroga i zmierzyć się nie tylko z armią i gwardią królewską, ale i rozmaitymi o wiele potężniejszymi wrogami, którzy polegają co prawda całkowicie na mocy swych magicznych przedmiotów, ale nie czyni ich to mniej groźnymi.
Tom jest po brzegi wypełniony wartką akcją. Wszystko dzieje się błyskawicznie, a rozstrzygnięcia zapadają na przestrzeni jednego, góra dwóch rozdziałów. Uwidacznia to problem części bohaterów drugoplanowych, którzy grają rolę wyłącznie przeszkód i zapychaczy, nie wnosząc nic ciekawego do historii. Narzekałem na poprzednich przeciwników gildii, Oración Seis, którzy pojawiają się znikąd i mają wybitnie nieciekawe charaktery. Mankamenty antagonistów z Edolas wynikają z kolei przede wszystkim z prostoty historii i niechęci, bądź też braku pomysłu autora na kreatywniejsze jej wykorzystanie. Erza Knightwalker jest doskonałym przykładem zaprzepaszczonego potencjału na interesujący konflikt, wykraczający poza sztampowe zmagania między uciskanymi i uciskającymi, motywowane najlepszymi intencjami obu stron. Jeśli dodać do tego kwiatki w postaci nazwania Wielkiego Złego Planu „Exceed Total Destruction” (Mashima ewidentnie ma zamiłowanie do idiotycznie brzmiących skrótów, choć to wciąż nic w porównaniu z późniejszymi ekscesami) i coraz bardziej dziwacznych walk, jak choćby wyścigu motocyklowego w wesołym miasteczku, ostateczny obraz historii nie prezentuje się zbyt zachęcająco. Przebrnąłem jednak przez tomik błyskawicznie, gdyż autor, mimo postępującego pomieszania z poplątaniem w kwestiach fabularnych, prezentuje fascynujący warsztat techniczny.
Wystarczy spojrzeć na kadr ze stron 118–119, by zauważyć, jak dopracowane i klarowne stają się rysunki. Owszem, wciąż zdarzają się dziwnie puste tła, jak choćby na stronie 160, jednakże w znakomitej większości przypadków widać coraz lepsze wyczucie własnego stylu. Rysunki perfekcyjnie balansują między szczegółowością a ilością detali, zaś mimika bohaterów wyraża więcej niż tysiąc słów. Dzięki temu nawet banalne wątki prezentują się zachęcająco, a w połączeniu z jak zawsze lekkim polskim przekładem tworzą przyjemną w odbiorze całość. Patrząc na okładkę, stwierdzam, że w kolorze nie prezentuje się najlepiej, ale to jeden z nielicznych wyjątków od reguły. Polecam dokładnie wpatrywać się w kadry, by nie przeoczyć rozmaitych ciekawostek i szczegółów, wyróżniających ten tytuł na tle konkurencji wśród shounenów.
Jak przystało na Fairy Tail, nie brakuje rozmaitych materiałów dodatkowych. Zwyczajowe rysunki i pogadanki uzupełnia posłowie tłumaczki, tym razem nie tylko pełne ciekawostek dotyczących znaczenia wielu imion i nazw, ale też wyjaśniające ich rodowód w wyczerpującym temat i nierzadko zaskakującym stopniu, do tego wzbogacone kilkoma przekonującymi przypuszczeniami.