Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Dziewczyny z ruin

Tom 1
Wydawca: Waneko (www)
Rok wydania: 2015
ISBN: 978-83-65229-02-1
Liczba stron: 168
Okładka
Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja

Lubię cykl Jednotomówek Waneko. Pojawiają się w nim tytuły różnorodne i czasami naprawdę zaskakujące. Tym razem wydawnictwo postanowiło przybliżyć nam nieco twórczość Tsukiji Nao, która, jeśli jest już znana polskiemu fanowi mangi i anime, to bardziej za sprawą jej robiących niemalże magiczne wrażenie, dopracowanych w najdrobniejszym szczególe baśniowych ilustracji, niż jako mangaczka jako taka – nawet jeśli nie kojarzy się jej nazwiska, to sposobu rysowania nie można z niczym pomylić. Tymczasem pani Nao stworzyła również komiksy, w tym zbiór czterech niezależnych od siebie, dziejących się w bliżej niesprecyzowanej, dość surrealistycznej rzeczywistości opowieści, które łączy motyw ruin.

Cały tomik utrzymany jest w atmosferze wywołującej leciutką gęsią skórkę. Niepokojąca jest już sama okładka, przedstawiająca stojące w zrujnowanym, zapuszczonym wnętrzu dwie smukłe dziewczątka o idealnie okrągłych twarzyczkach porcelanowych laleczek obdarzonych dużymi, wyrazistymi oczami i małymi usteczkami… a jedna z nich dość niefrasobliwie trzyma w dłoniach groźnie wyglądającą broń drzewcową (coś jak skrzyżowanie siekiery z halabardą). W takie tło idealnie wpasowuje się tytuł wykonany nieregularną czcionką, jak gdyby napisany w szale przez artystę przy pomocy grubego pędzla ciężkiego od farby, dodatkowo lekko obrośnięty bluszczem. Wrażenie niepewności i napięcia pogłębia się po rzuceniu okiem na spis treści. Zawarte w tomiku opowieści to kolejno: Dziewczyny z ruin, Człowiek, który widział muzykę, Dziewczyna z szuflady i Wzgórze kapeluszy. Tytuły te brzmią w moim odczuciu wystarczająco sugestywnie, by nie musieć nawet pobieżnie przybliżać czytelnikom treści (może poza ostatnim przykładem, gdzie przydałaby się mała podpowiedź, że głównym bohaterem jest pewien szczególny kapelusznik), aby przypadkiem nie zdradzić za dużo i nie pozbawić przyjemności czytania. Wbrew pozorom jednak wymyślone przez Tsukiji Nao historie to nie horrory, a jedynie lekko niepokojące, nieco dziwne opowiastki, które zamiast nastraszyć, mogą raczej skłonić do refleksji.

Manga jest też, oczywiście, okazją do podziwiania kreski mangaczki. Już choćby dla samych rysunków warto mieć Dziewczyny z ruin na półce, zwłaszcza że Waneko postanowiło wydać je w nieco większym niż standardowy formacie 195 x 135 mm. Artystyczny rozmach i momentami nietypowy układ oraz obramowanie kadrów, nawiązujące trochę do charakteryzującego się częstym użyciem motywów roślinnych secesyjnego malarstwa, sprawia, że mangę czyta się momentami jak artbook w odcieniach szarości. Pozostaje jedynie żałować, że tylko jedna strona wewnątrz tomiku jest kolorowa. Dryfujące w odmętach internetu skany barwnych tytułowych stron rozdziałów to uczta dla oczu. Na szczęście zawsze zostaje nam do podziwiania obwoluta (wykonana z mojego ulubionego, gładkiego i niesłychanie przyjemnego w dotyku matowego papieru), która zarówno z przodu, jak i z tyłu oraz na skrzydełkach przedstawia bohaterki pierwszej historii. Pod spodem, na okładce, znajduje się kontynuacja komiksu z ostatniej strony mangi, przybliżającego (mniej więcej) proces tworzenia Dziewczyn z ruin. Tuż przed opowieścią o kapeluszniku znajdziemy też dodatek od autorki, w którym wyjaśnia ona, skąd wzięła pomysły na każdą z historii. Przyznam, że włożyłam sporo wysiłku, żeby to wszystko odczytać – tekstu jest dużo, więc literki są małe, a na dodatek użyto ozdobnej, delikatnej czcionki, która obiektywnie rzecz biorąc perfekcyjnie pasuje do klimatu tomiku, ale w praktyce nieco się rozmywa na jednolicie czarnym tle i staje się nieczytelna. Jednak jest to jedna z niewielu uwag, jakie mam do polskiego wydania. Mogłabym się przyczepić do prawie całkowitego braku numeracji stron, ale chyba się już przyzwyczaiłam i przestałam przejmować – nie samymi liczbami człowiek żyje. Dodatkowo tłumaczenie wydawało mi się momentami albo zbyt sztywne i formalne, albo zbyt na luzie. Mogło to jednak wynikać z tego, że sama właściwie nie wiem, jaki język pasowałby i wydawał się naturalny do tego typu historii, które dzieją się w alternatywnej rzeczywistości i, co gorsza, w „bezczasie”: postaci w mandze noszą japońskie szkolne mundurki, stroje typowe dla baroku (w tym śliczny przykład robe à la française), suknie charakterystyczne dla ostatnich dziesięcioleci epoki wiktoriańskiej, zwiewne szaty znane z obrazów Alfonsa Muchy oraz ciuchy jak najbardziej współczesne, w tym nawet wariację autorki na temat lolita fashion. Warto jednak zaznaczyć, że literówek ani błędów interpunkcyjnych nie znalazłam żadnych, a użyte w dymkach i ramkach czcionki (pomijając opisany nieco wyżej przykład) są czytelne i dobrze dopasowane do sytuacji. Ponadto wszelkie onomatopeje zostały dokładnie wyczyszczone i zgrabnie przetłumaczone, a ogólna jakość druku jest bardzo dobra.

Dodatków od wydawnictwa nie ma żadnych, na ostatniej stronie znajduje się jedynie stopka redakcyjna.

Easnadh, 11 września 2015
Recenzja mangi

Tomiki

Tom Tytuł Wydawca Rok
1 Tom 1 Waneko 8.2015