Carciphona
Recenzja
Jeżeli ktoś lubi czyste, uczciwe high fantasy, na serio i jeszcze dobrze narysowane, to… powinien znaleźć sobie inne zainteresowania, bo w Polsce takich tytułów raczej się nie wydaje. Oczywiście można kupować komiksy za granicą, ale nie każdy ma ochotę wydawać spore pieniądze na coś, co może okazać się niewypałem. Pozostaje jeszcze jedna możliwość: twórczość internetowa. Carciphonę znalazłem mniej więcej rok temu za pośrednictwem serwisu deviantART i od tego czasu regularnie śledzę kolejne odsłony nietypowego komiksu, jakże różnego od tego, co można dostać w naszych księgarniach na półkach z mangą. Możecie sobie wyobrazić moją reakcję (To zaskoczenie! Ta ekscytacja!) gdy nowo powstałe wydawnictwo Yumegari zapowiedziało rodzimą edycję Carciphony. I oto, po miesiącach oczekiwania, wreszcie trzymam w ręku ów komiks, gotów napisać o jego polskim wydaniu. Ale może najpierw kilka słów o fabule…
Veloce Visrin, młoda, lecz już potężna czarodziejka, nie ma łatwego życia. Osierocona i porzucona w dzieciństwie, wiedzie samotną i ponurą egzystencję dzięki łasce króla Kronzel, ukrywającego ją wbrew umowie międzypaństwowej zakazującej uprawiania demonicznej magii (a taką włada nasza Veloce). Nasza bohaterka pewnie jeszcze długo marynowałaby się w zapadłej dziurze, do której zesłała ją łaska królewska, gdyby nie wizyta Blackbird – zabójczyni, z nieznanego powodu mordującej magów, a obecnie planującej zabić również i Veloce. Jako że komiks nie może skończyć się w pierwszym rozdziale, po kompletnie nierównej walce Blackbird darowuje życie swej ofierze, w imię rozrywki dając szansę na rewanż. Ale nie tylko to – daje jej także gniew i pewność siebie, dzięki którym Veloce będzie w stanie przeciwstawić się swemu królowi i po raz pierwszy wziąć swe życie we własne ręce.
Wydanie pozostawiło mnie z – delikatnie pisząc – mocno mieszanymi uczuciami. Na pierwszy rzut oka komiks nie wygląda źle; interesująca, choć może zbyt ciemna ilustracja na okładce, przyzwoity format, elementy takie jak spis treści czy stopka redakcyjna na swoich miejscach, jedynie dwie strony przeznaczone na reklamy. Dobre pierwsze wrażenie podtrzymują dwie kolorowe strony na samym początku. Niestety, na tym zalety się kończą i przechodzimy do szarej (dosłownie) rzeczywistości. Szary, przeciętnej jakości druk na szarym, raczej cienkim papierze nie zachwyca, chociaż jest na tyle wyraźny, że lektura nie nastręcza problemów. Osoby które miały okazję porównać polskie wydanie z webkomiksem zapewne zauważyły, że w wersji drukowanej w istotny sposób ucięte zostały kadry (około półtora centymetra w pionie i pół centymetra w poziomie). Jak wynika z informacji otrzymanych od wydawcy, zabieg ten związany był z oparciem polskiego wydania o oryginalną, drukowaną wersję wydaną przez autorkę. Jakkolwiek komiks niewątpliwe na tym ucierpiał, trudno mieć pretensje do wydawnictwa że starało się w jak największym stopniu odwzorować oryginał. Do liternictwa nie mam żadnych zastrzeżeń; zastosowano wyraźną dużą czcionkę, teksty w dymkach zostały prawidłowo rozmieszczone, a onomatopeje przetłumaczone i starannie wpasowane w miejsce angielskich poprzedniczek. Tradycyjnie sprawdziłem tomik pod kątem dodatków. Jak się okazuje, dodatek jest w postaci retrospekcyjnego, bardzo dobrze narysowanego rozdziału „Fale na powierzchni wody”.
Tym jednak, co najbardziej mnie zainteresowało w wydaniu, był nie druk, liternictwo czy dodatki, ale tłumaczenie. Recenzując polskie wydania mangi w zasadzie nie mam możliwości sprawdzenia jakości przekładu; w najlepszym razie mogę porównać polskie i angielskie tłumaczenie, ze świadomością, że tak naprawdę nie będę wiedział, które jest lepsze. Carciphona, wydana w oryginale po angielsku i dostępna legalnie w sieci dała mi unikatową okazję, by napisać coś konkretnego o tłumaczeniu.
Bodajbym tej okazji nie dostał.
Nie owijając w bawełnę, przekład jest bardzo, ale to bardzo słaby. Tłumaczka wyraźnie ma problemy z językiem polskim, operując nim na poziomie co najwyżej przeciętnym, w stopniu wystarczającym, by napisać w miarę składny tekst, ale nie na tyle, aby pokusić się o wykonanie tłumaczenia literackiego. Szczęście w nieszczęściu, zna przynajmniej angielski; co prawda w tym zakresie też zdarzają się błędy, ale ogólnie przekład jest dosyć wierny. Cóż, wypowiadając tak kategoryczne stwierdzenia, wypadałoby je podeprzeć jakimiś przykładami. Lista wszystkich potknięć w przekładzie Carciphony byłaby dosyć długa, biorąc jednak pod uwagę krótką formę recenzji wydania, pozwolę sobie przytoczyć jedynie te, które najmocniej utkwiły w mojej pamięci. Z jakiegoś powodu większość z nich znalazło się w opowieści Gorchena (dosyć istotnym fragmencie komiksu, w którym padają wyjaśnienia na temat magii i carciphon), gdzie można znaleźć takie oto kwiatki: „Wszyscy czarodzieje i czarodziejki winni zostali oddać swe umiejętności magiczne” (str. 17), „Zakaz naniesiono przez pewne skutki używania magii” (str. 18), „Zrównała z ziemią najzacniejszych wojowników świata” (str. 20, w sieci „She slaughtered the world's most prestigious warriors without fail”). Zdarzają się też przypadki, gdy przekład dosyć istotnie odbiega od webkomiksu, co ponownie może być spowodowane oparciem polskiego wydania o oryginalną wersję drukowaną (dobrym przykładem mogą być zupełnie zmienione kwestie na str. 21.). Przyznam jednak, że nadal mam pewne podejrzenia co do niektórych dialogów, w których z kontekstu wynika że chyba jednak tłumaczenie powinno być nieco inne, vide np. „Nie zniósłbym jednak, gdyby sprowadziła kataklizm” (str. 74, w sieci „Nevertheless, I could not bear to bring calamity upon the young”). Zastanawiam się także, czy aby na pewno znajdująca się na str. 58 kwestia „Uratował ci tyłek, więc czemu jesteś taka chamska?” (w sieci „He saved your life, why are you speaking ill like that?”) w wersji drukowanej również została zmieniona z neutralnej na nieuprzejmą i napastliwą? Oby.
Pocieszające w tym wszystkim jest, że mniej więcej od połowy tomiku jakość tłumaczenia nieco się poprawia. Rozmowy Veloce i Blackbird brzmią dosyć naturalnie, podobnie jak monolog Veloce wygłoszony po walce z królem i jego nieszczęsną drużyną. Szczerze napiszę, że nie liczę na jakąś wyraźną poprawę w kolejnych tomach, ale jeżeli tłumaczce uda się utrzymać najlepszy poziom z tego, co do tej pory zaprezentowała, będzie Carciphona lekturą w miarę znośną, przynajmniej od strony językowej. A ostatecznie, jakby się pogorszyło, zawsze pozostaje wersja oryginalna, z której pomocą będzie można dojść, o co w danej kwestii chodziło.
Niestety, nawet jeżeli tłumaczenie wyjdzie na prostą, pozostają wszystkie problemy wspomniane na wstępie. Trzeba jednak wyraźnie powiedzieć, że nie są to przeszkody, których nie dałoby się pokonać pracą, starannością i chyba nieco wyższą ceną tomiku. Tak więc, drodzy czytelnicy i czytelniczki, jeżeli tylko wydawnictwo Yumegari weźmie sobie do serca, com wyżej napisał, popracuje nad tłumaczeniem i drukiem, ma jeszcze Carciphona wszelkie szanse stać się wzorowym wydaniem polskiego rynku komiksu azjatyckiego. A czy można zwątpić w wydawnictwo, które na własnej stronie napisało „nasza praca jest naszą pasją, dlatego pracujemy z przyjemnością i dużym zaangażowaniem. Oczywiście przekłada się to na jakość naszych wydań i efektywność działania”? Na pewno nie! Trzymajmy kciuki i miejmy nadzieję, że drugi tom Carciphony utwierdzi nas w przekonaniu, iż to nie tylko pusty slogan.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Yumegari | 7.2012 |
2 | Tom 2 | Yumegari | 9.2012 |
3 | Tom 3 | Yumegari | 12.2013 |
4 | Tom 4 | Yumegari | 11.2014 |