Orange
Recenzja
Kiedy dowiedziałam się o istnieniu szóstego tomu Orange, poczułam rozczarowanie. No naprawdę, Takano Ichigo zniżyła się do stworzenia odgrzewanego kotleta?
I tak, i nie. Tomik szósty Orange zawiera dwie historie. Pierwsza, w której mieszają się przeszłość, teraźniejszość i dwie przyszłości, pobieżnie przybliża nam losy bohaterów po szczęśliwym zakończeniu. Druga to opowieść z punktu widzenia Suwy. Na szczęście mangaczka nie streszcza całej historii, zmieniając tylko narratora. Owszem, czasem odwołuje się do nieznanych nam rozmów obu chłopców z czasów szkolnych, ale te dwie trzecie tomiku poświęcone są głównie na danie czytelnikowi wglądu w przemyślenia Suwy oraz pokazanie jego postaci w innym świetle, a większość wydarzeń ma miejsce już po skończeniu liceum. Chłopak, który do tej pory wydawał się być nie do końca realny, niczym jakiś ideał wzięty z marzeń dorastających dziewczątek, okazuje się wcale nie takim rycerzem bez skazy ni zmazy. Powiem wprost – dla mnie był w pewnym sensie oszustem. Zastanawiam się, czy bywały momenty, kiedy po ślubie Naho czuła się oszukana (znając ją, pewnie nie). Jakim cudem facet, który przedtem wykazał się (kilkoma bo kilkoma, ale zawsze) romantycznymi i niezwykłymi, z marszu zdobywającymi serce pomysłami, potem okazuje się być bez fantazji, polotu i prozaiczny aż do bólu? Idę o zakład, że na pierwszą rocznicę ślubu dał jej patelnię i bukiet czerwonych róż…
Na końcu tomiku znajdują się jeszcze dwa dodatki, każdy po dwie strony: posłowie od autorki, troszkę ckliwe, ale z paroma trafnymi spostrzeżeniami oraz powiązany, jak sądzę, z posłowiem króciutki rozdzialik, w którym narratorką ponownie jest Naho.
Na obwolucie tym razem z obu stron widnieje nieco koślawo namalowany Suwa oraz bardzo ładny krajobraz. Lepiej prezentuje się okładka pod spodem, przedstawiająca bohaterów z przyszłości z happy endem, w ubraniach charakterystycznych dla swoich wymarzonych zawodów. Technicznie tom szósty nie różni się od poprzednich. Jakość druku i papieru są dobre, tłumaczenie poprawne i płynne, co miejscami pewnie trudno było osiągnąć, biorąc pod uwagę nieco pompatyczne już w oryginale kwestie bohaterów. Moje oko wyłowiło co prawda ze dwa braki w interpunkcji oraz tradycyjny niemalże całkowity brak paginacji, ale to wszystko jest doprawdy niczym w porównaniu z czcionką. Tak jest. Powrót Orange oznacza powrót tej nieszczęsnej czcionki stosowanej w dialogach, nad którą jęczałam chyba we wszystkich recenzjach poprzednich tomów. Nadal nie rozumiem, dlaczego wydawnictwo się jej trzyma, skoro ma kilka naprawdę poważnych wad, jak na przykład niemożliwość odróżnienia kropki od przecinka czy za wąską spację, co skutkuje czasami takimi tworami jak: „IKARAGE”, „DOPÓKINIE” czy „ZNAHO”.
Ach, prawie zapomniałam: w posłowiu mangaczka wspomina coś o tomie siódmym – trochę się tego boję, bo nie wiem, co by tu można jeszcze wymyślić, ale jestem też ciekawa. Pożyjemy, zobaczymy.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 11.2014 |
2 | Tom 2 | Waneko | 1.2015 |
3 | Tom 3 | Waneko | 3.2015 |
4 | Tom 4 | Waneko | 5.2015 |
5 | Tom 5 | Waneko | 2.2016 |
6 | Przyszłość | Waneko | 10.2017 |
7 | Tom 7 | Waneko | 11.2022 |