Ilegenes: Ścieżki obsydianu
Recenzja
Ilegenes to wyspa będąca światowym ośrodkiem badań genetycznych i jednocześnie centrum czarnego rynku, gdzie kwitnie handel rozmaitymi osiągnięciami inżynierii genetycznej, stąd zwana jest powszechnie genetyczną Sodomą. Mimo to najwyraźniej cieszy się poparciem władz, gdyż ma również własną akademię wojskową, gdzie kształci się kadrę służącą do obrony jej tajemnic. Nie jest to jednak szczególnie restrykcyjna instytucja, a raczej wygodna odskocznia do przyszłej kariery dla synów rozmaitych prominentów. Trafia do niej również Fon Fortinbras Littenber, siedemnastoletni geniusz i przybrany syn założyciela „Genosodomy”, chłopak urodziwy, skryty i opanowany, mający, jak przystało na głównego bohatera, traumatyczną przeszłość i tajemniczy plan na przyszłość. Jego współlokatorem w internacie zostaje wyluzowany dwudziestotrzylatek Jacques „Jake” Berne, który będzie się starał po bratersku nim opiekować. Prócz nich bliżej poznamy jeszcze dwóch ich nowych kolegów, a także małą szajkę dowodzoną przez syna premiera, okropnie wrednego Andrew Kristoffersona, który od pierwszego spojrzenia znienawidzi Fona (choć trudno powiedzieć za co) i nie cofnie się przed niczym, żeby się go pozbyć.
W pierwszym tomie dzieje się dużo i szybko. Szybko zapoznajemy się z bohaterami (aczkolwiek już widać czające się za nimi tajemnice), a między nimi równie szybko (aż za, powiedziałabym) rodzą się zarówno antagonizmy skutkujące podłymi i groźnymi działaniami, jak i sympatie, których objawy cieszą serce i oko. Jednak! Należy od razu uprzedzić: to nie jest i nie będzie shounen‑ai, wbrew okładce i kilku scenom, które mogłyby coś takiego sugerować. Co to będzie, trudno powiedzieć: w tle kłębią się już morderstwo, zemsta, korupcja, polityka, manipulacje genetyczne i handel klonami, same poważne kwestie – a przy tym zdarzyło mi się przy lekturze dosłownie turlać ze śmiechu i więcej niż raz pomyśleć: „ale to tak na serio?”. Nie jestem tylko pewna, czy było to zgodne z zamysłem autorki, jednak z samej tej niepewności sięgnę po ciąg dalszy, żeby się przekonać, czy za tym miszmaszem kryje się jakiś głębszy sens, czy też jest to efekt wrzucenia do jednego worka wielu potencjalnie interesujących (jak również bardzo stereotypowych) elementów i mocnego potrząśnięcia. Liczę oczywiście na to pierwsze…
Ilegenes jest efektem współpracy dwóch pań: Mizuny Kuwabary, autorki tak samo zatytułowanej dwutomowej light novel, opowiadającej historię dorosłego już Fona, i trzytomowego sequela do Ścieżek (a wcześniej twórczyni Honoo no Mirage), oraz rysowniczki Kachiru Ishizue. Pierwszą ocenimy pewnie całościowo po zakończeniu serii, natomiast co do drugiej można już stwierdzić, że nie jest źle jak na pierwszy samodzielny tomik. Postaci (wyłącznie męskie, drogie panie!) rysowane są na ogół poprawnie anatomicznie, choć zdarzają się uproszczenia, a poza tym często miałam wrażenie, że dłonie są za duże. Twarze i fryzury są za to bardzo charakterystyczne i nie sposób się pomylić, z kim mamy do czynienia. Kadry są dynamiczne, do czego przyczynia się częste operowanie przez mangaczkę kontrastami czerni i bieli oraz sporą ilością szarości i cieniowań. Dzięki temu nie rzucają się w oczy nieliczne puste ramki czy (rzadkie) użycie rastrów, a stosunek gadających głów do szczegółowych teł jest moim zdaniem całkiem dobry. Mamy też w środku jedną kolorową ilustrację z Fonem. Na pierwszy, a nawet drugi rzut oka całość sprawia całkiem niezłe wrażenie.
Jeśli chodzi o tłumaczenie, daje się zauważyć lekki wysiłek w oddaniu języka, jakim mogliby się posługiwać młodzi mężczyźni w takim środowisku jak szkoła wojskowa, a że emocji tu sporo, styl grawituje w stronę czegoś w rodzaju młodzieżowego slangu, z nie zawsze szczęśliwie dobranym słownictwem (wyjątkowo drażni mnie „nieogar”). Zdarzyło się też kilka widocznych potknięć, jak „funkcja reprezentatywna” zamiast „reprezentacyjnej”, zmiana nazwiska postaci z Wohlen na Warren i brak pierwszej litery w imieniu innego bohatera, wreszcie odmienny przekład tej samej, dwukrotnie przywołanej kwestii. Nie zauważyłam natomiast nieprzetłumaczonych onomatopei.
Podstawowym zastrzeżeniem do samego tomiku jest z kolei to, że czasami trzeba mocno rozchylić strony, by doczytać dymki przy grzbiecie; jednak klej dobrze trzyma i nie udało mi się przy tej okazji rozerwać książki na części. Papier jest biały i dość sztywny, a druk wyraźny. Strony liczbowane są, nawet dość sporo, aczkolwiek zupełnie nieprzydatne do poszukiwania rozdziałów; zresztą spis treści rozjechał się chyba lekko z rzeczywistością. Za to błyszcząca obwoluta z dyskretnymi złotymi elementami jest bardzo elegancka, a pod nią kryje się równie zachęcająca okładka ukazująca Fona oraz Fona i Jake’a prezentujących umundurowanie. Szczerze mówiąc, podoba mi się, jak manga wygląda na moim regale. A że mnie też rozbawiła i zaciekawiła, na tę chwilę stwierdzam, że chętnie powitam na nim kolejne tomy.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Studio JG | 7.2015 |
2 | Tom 2 | Studio JG | 9.2015 |
3 | Tom 3 | Studio JG | 11.2015 |
4 | Tom 4 | Studio JG | 1.2016 |
5 | Tom 5 | Studio JG | 3.2016 |