Ilegenes: Ścieżki obsydianu
Recenzja
Podsumowanie czwartego tomu Ilegenes jest krótkie: dzieje się! Dzieje się dużo, szybko, dość interesująco i dramatycznie, a przy tym, o dziwo, nie toniemy w patosie, jak można by się spodziewać. Zresztą obawiam się, że niewiele więcej szczegółów mogę zdradzić, żeby nie zepsuć lektury. W każdym razie – Fon przy pomocy Esa znajduje mordercę swoich rodziców i… wychodzi na jaw mroczna strona jego osobowości. Po czym dowiadujemy się, o co chodzi z mroczną stroną jego osobowości i innymi dziwnostkami. Jeśli więc ktoś czekał niecierpliwie na te informacje, to jest to właśnie ten moment. I muszę przyznać, że choć owa ujawniona prawda nie jest może szokująco zaskakująca, przynajmniej jako tako trzyma się kupy i nie kłóci z tym, czego dowiedzieliśmy się do tej pory o Fortinbrasie, a nawet o świecie przedstawionym (co do którego spójności mam liczne zastrzeżenia od samego początku). A to już coś…
Fon pozostaje na pierwszym planie przez znakomitą większość czasu, oprócz niego szwenda się po kartach mangi zamartwiający się jak zwykle Jake, tym razem bardziej jako widz niż uczestnik wydarzeń, i nie do pojęcia naiwny Es (na szczęście szybko znika). Dwie inne osoby pojawiają się na krótko, ale odgrywają dość istotne role w wyjawianiu wspomnianych wyżej tajemnic. Dużo jest tu przeskakiwania i cofania się w czasie, nie tylko w postaci znanych nam już retrospekcji, które zresztą nabierają w pewnym momencie innego wymiaru. Akcja sprawia dzięki temu wrażenie zagęszczonej, skondensowanej, jakby wszystkie drogi nieuchronnie musiały doprowadzić do jednego miejsca, kulminacyjnego punktu. Inne dotychczasowe wątki, jak wywrotowa działalność czwórki chłopaków, rozpracowywanie Black Market czy patologie rodziny Janisa, zupełnie straciły przy tym na znaczeniu, czego bynajmniej nie żałuję. Chyba właśnie dzięki temu ten tomik jest w moim odczuciu znacznie lepszy niż poprzedni. Czułam nawet przy czytaniu tych rozdziałów pewne napięcie, zamiast irytacji nadmiarem idiotyzmów i niekonsekwencji. Oczywiście nadal jest się czego czepiać, i to nie szukając daleko, ale ogólne wrażenie jest bardziej pozytywne, niż mogłabym się spodziewać. Końcówka, mimo że także bardzo dramatyczna, nie wywołuje aż takiego napięcia. Za to muszę przyznać, że Fon wypada tu dość wiarygodnie psychologicznie – biorąc wszystko pod uwagę…
Dynamicznej akcji towarzyszą bardzo dynamiczne rysunki w stylu, jaki już znamy, co oznacza bogactwo kontrastów, różnorodność kątów ujęć, swobodę i rozmach w kadrowaniu, a także, niestety, problemy z anatomią postaci, zwłaszcza rękami. Przykładem sama obwoluta, na której biedny Fon wygląda, jakby został połamany kołem… Z kwestii wydawniczych przy okazji obwoluty wspomnę wyjątkowo nieprzyjazną czcionkę użytą do notki z tyłu, a gdyby komuś do czegoś była potrzebna paginacja stron, to szukajcie wiatru w polu. Poza tym jak zwykle, czyli całkiem przyzwoicie. Język tłumaczenia także wypada lepiej niż poprzednio, gdyż bohaterowie w większości zrezygnowali z koturnowo‑teatralnych kwestii na rzecz starego dobrego stylu hollywoodzkiego (to też bez wątpienia zasługa przyspieszenia akcji – nie mają czasu na przybieranie odpowiednich póz i natchnionych tonów). Żadnych szczególnie rażących błędów językowych nie dostrzegłam, za to warto odnotować bogactwo krojów czcionek użytych nie tylko w onomatopejach. Na koniec polecam zajrzeć pod obwolutę – jest naprawdę zabawnie.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Studio JG | 7.2015 |
2 | Tom 2 | Studio JG | 9.2015 |
3 | Tom 3 | Studio JG | 11.2015 |
4 | Tom 4 | Studio JG | 1.2016 |
5 | Tom 5 | Studio JG | 3.2016 |