Manga
Ingènuo
- Lian Ying Tian Shi
- 戀影天使
Szesnastoletnia Jiayu uwielbia fotografię, ale jak się okazuje nawet współpraca z największym idolem może okazać się bardzo trudna… Czyli jak mógł wyglądać Skip Beat!.
Recenzja / Opis
Aby spełnić swoje marzenie o zostaniu zawodowym fotografem, szesnastoletnia Jiayu Ding pragnie zatrudnić się u swojego idola, Jo Junga. Problem w tym, że słynny fotograf do swojego zespołu przyjmuje jedynie mężczyzn. Dziewczyna postanawia więc przebrać się za chłopaka i spróbować. O dziwo, zostaje przyjęta, jednak współpraca z nowym przełożonym okazuje się bardzo, bardzo trudna.
Brzmi jak wstęp do typowej serii shoujo? Jak najbardziej. Od samego początku Ingènuo przypominało mi wcześniej zaczęte przeze mnie Skip Beat! (tyle tylko, że recenzowana przeze mnie manhua jest starsza). Młoda dziewczyna próbuje swoich sił w show biznesie, pracuje ze swoim idolem i tak dalej. Z tym że scenariusz Ingènuo dość szybko odsuwa na bok wątek perypetii zawodowych i zaczyna skupiać się na trójkącie romantycznym, który zarysowuje się już na samym początku. Dzięki temu wypada bardziej autentycznie od konkurencyjnej mangi, bo o ile przygody aktorskie Kyouko do pewnego momentu były ciekawe, to w pewnej chwili to wszystko zrobiło się męczące, a zapomniany wątek romantyczny z rozdziału na rozdział tracił na wiarygodności..
Wracając jednak do Ingènuo, muszę stwierdzić, iż był to jeden z najbardziej udanych tytułów z tego gatunku, jakie ostatnio czytałam. Dlaczego? Historia doskonale spełnia wymagania standardowego shoujo, ale bardzo zręcznie żongluje wszystkimi elementami, nie popada w skrajności i nie trąci zbytnią infantylnością. Uczucie między bohaterami rodzi się w miarę szybko i rozwija płynnie na przestrzeni piętnastu tomów. Niektórym zapewne przeszkadzać będzie różnica wieku, która wynosi dwanaście lat i z początku faktycznie, może ona razić, biorąc pod uwagę, że dziewczyna nie jest jeszcze pełnoletnia, a jej potencjalny partner ma dwadzieścia osiem lat. Brzmi naiwnie? Jeśli nie brać pod uwagę wyjawionych później szczegółów, to tak. W Ingènuo nie obędzie się bez dramatów, osób trzecich, które chętnie rozdzieliliby parę, zbiegów okoliczności, ale autor dawkował wszystkie motywy bardzo rozważnie, dzięki czemu nie wyszła jej kolejna telenowela. Jesteśmy świadkami zmagań z życiem osobistym i pracą, zmagań, jak już wspominałam, raczej standardowych, lecz dobrze wymieszanych. Nie jest to burzliwy romans, ale też nie leniwa historyjka, która kończy się na wyznaniu miłości – śledzimy zwyczajne życie bohaterów, raz bardziej, raz mniej ciekawe. Wątek zawodowy nie wysuwa się raczej na pierwszy plan, często jednak odgrywa dość istotną rolę w życiu bohaterów. Jak się zapewne domyślacie, nie ma co liczyć na wyjątkowo wiarygodne odwzorowanie realiów życia zawodowych fotografów, tym niemniej w oczach laika takiego jak ja całość przedstawiono względnie blisko rzeczywistości, acz bez zbędnego zagłębiania się w szczegóły.
Jiayu to żywiołowa, roztrzepana, może odrobinę naiwna, ale przy tym sympatyczna nastolatka, bez reszty oddana swojej pasji. Od miliona podobnych bohaterek różni się tym, że jest w miarę rozgarnięta i bardziej zaradna niż przeciętna dziewoja z pierwszego, lepszego tytułu shoujo. Trudno wymagać od niej uczuciowej dojrzałości, której brak dość często możemy obserwować w przeróżnych sytuacjach, lecz raczej nie można tego zrzucić na kark przypuszczalnej nieudolności scenariusza. Z początku poważnie może dziwić, że zainteresowany taką małolatą jest dwudziestoośmioletni mężczyzna (zainteresowany tak zupełnie na poważnie, bez jakichkolwiek niecnych zamiarów wykorzystania młodej i niewinnej dziewczyny), który zdaje się mieć za sobą poważniejsze związki, w dodatku aktualnie prowadzący dość rozrywkowy tryb życia. O samym Jo Jung ciężko z początku powiedzieć cokolwiek, gdyż okazuje się on raczej zdystansowany i zamknięty w sobie. Nie jest idealnym typem faceta, tym niemniej na przestrzeni piętnastu tomów daje się poznać z różnych stron i wszystko to, czego się o nim dowiadujemy, buduje obraz w miarę dojrzałego, odrobinę zaborczego, ale wrażliwego człowieka. Do grona głównych bohaterów trzeba zaliczyć również Ai Wena, dzięki któremu otrzymujemy obowiązkowy trójkącik. To typowy, pewny siebie idol nastolatek, który nagle zwraca uwagę na zdawałoby się przeciętną dziewczynę (wyróżniającą się tym, że wcześniej nie miała pojęci o jego istnieniu). Jak się potem okazuje, pozory mylą i Ai Wen nieraz pokazuje swoją drugą, tzw. lepszą stronę. Charaktery tej trójki rozwijają się płynnie na przestrzeni całej opowieści, bez nagłych przeskoków i mimo pewnej schematyczności, sprawiają wrażenie wiarygodnych i zdecydowanie dają się lubić.
Przez manhuę przewija się masa innych mniej lub bardziej ciekawych postaci. Najbardziej wyróżniają się chyba Le Ting, szkolna przyjaciółka Jiayu, i Louis – brat Jo. Koleżanka głównej bohaterki to twardo stąpająca po ziemi młoda mistrzyni sztuk walki, a Louis to lekkoduch obracający się wśród najbardziej wpływowych ludzi show biznesu. Biorąc pod uwagę fakt, że charaktery obojga zostały odpowiednio przerysowane, można sobie wyobrazić, co się stanie, gdy dojdzie do konfrontacji… A ponieważ mocno między nimi zaiskrzyło, po zakończeniu Ingènuo autor opublikował siedmiotomową serię poświęconą tej dwójce pt. Steel Rose. Bohaterowie drugoplanowi sprawdzają zarówno jako element komediowy, jak i stanowią dobry materiał na poważniejsze wątki. Od rodziców Jiayu zaczynając, a na poznanych przypadkowo podczas wakacji nowych znajomych kończąc, posiadają swoje osobowości – jedne bardziej rozbudowane, drugie mniej, ale przedstawienie ich w różnych sytuacjach sprawia, iż nie ma się wrażenia czytania o pustych wydmuszkach.
Kreska jest szalenie typowa dla gatunku shoujo, zobaczymy więc dobrze nam znane szczuplutkie dziewczątka o nieproporcjonalnie dużych oczach oraz wysokich, trójkątnych (szerokie bary i wąskie biodra) panów. Wszyscy mają nieco koślawe, charakterystyczne dla starszych tytułów twarze, co może, ale nie musi spodobać się miłośnikom staroci. Bohaterom zwykle towarzyszą puste, białe kadry, lecz pojawiające się elementy krajobrazu i wyposażenia wnętrz wykonane są porządnie, jednak bez zagłębiania się w szczegóły. Zdecydowanym plusem jest natomiast to, że bohaterowie nie chodzą w jednym stroju i co jakiś zmieniają uczesanie, choć mam pewne wątpliwości, czy ludzkie włosy byłyby w stanie urosnąć tak szybko w ciągu zaledwie roku (tym niemniej przy ocenie całości to tak naprawdę nieistotne detale). Wszystkie kadry są czytelne i wyraziste, również te z bardziej dynamicznymi scenami.
Ingènuo ma szansę spodobać się (raczej) miłośniczkom typowego shoujo, choć w tym przypadku fabuła całkiem zgrabnie wyłamuje się ze znanych schematów i potrafi czasem zaskoczyć ciekawym rozwiązaniem danego problemu. To w gruncie rzeczy dość spokojna i niekoniecznie oryginalna, płynnie rozwijająca się historia miłosna, dziejąca się raczej za kulisami show biznesu niż w świetle reflektorów. Sympatyczni i całkiem wiarygodni bohaterowie przeżywają wzloty i upadki, jak to w prawdziwym życiu. Przy tak ogromnej liczbie podobnych do siebie tytułów o wartości danej pozycji decyduje spójność, umiar i przede wszystkim pomysł na, może niekoniecznie odświeżenie, ale dobre wykorzystanie znanych schematów. A z tym autor poradził sobie bardzo dobrze.
Technikalia
Rodzaj | |
---|---|
Wydawca (oryginalny): | Tong Li |
Autor: | Ryan |