Tokyo Ghoul:re
Recenzja
Od operacji na wyspie oraz wydarzeń w podziemiach Cochlei mija miesiąc. Po tym czasie wiemy już, że BSG odniosło sukces – organizacja Aogiri została ostatecznie pokonana, a jej niedobitki nie wiedzą, co ze sobą począć, i nie stanowią poważnego zagrożenia. Trudno jednak świętować ten sukces, gdyż BSG również poniosło druzgocące straty, po których trudno się podnieść – zostali bez przywódcy, rada starszych inspektorów nie jest ani odrobinę jednomyślna, a prawowity następca dyrektora, Matsuri Washuu, sam jest w stanie dalekim od podejmowania jakichkolwiek sensownych decyzji. Jednak ani inspektorzy, ani niedobitki ghuli nie mają szansy na solidne przeorganizowanie się, gdyż moment ich słabości wykorzystuje kolejny adwersarz – troszkę nam już poniekąd znana, choć nadal niezwykle tajemnicza grupa ghulów zwana Klaunami.
Po całym poprzednim tomie, w którym Kaneki nie pojawił się ani na chwilę, nasz bohater powraca znów na karty powieści i obejmuje ster. Postanawia podążać za ostatnią wolą Arimy i mianuje się „Jednookim królem” oraz staje na czele nowej organizacji, która ma za zadanie ruszyć świat z posad, by umożliwić koegzystencję ghuli i ludzi. A co, jeśli ludzie nie będą do tego skorzy? Cóż, trzeba będzie ich do tego zmusić. Początek tomu wita nas nostalgiczną atmosferą i zapachem kawy – miło znów wrócić do starej dobrej gwardii, która niegdyś gromadziła się w kawiarni Anteiku, a obecnie w kawiarni „:re”. Kolejnym krokiem Kanekiego jest pozbieranie pozostałych przy życiu ghuli i przekonanie ich, by dołączyli do jego grupy, którą ochrzcił „Czarną Kozą”. Tymczasem stan Akiry Mado, która osłoniła Takizawę podczas akcji na wyspie, ulega znacznemu pogorszeniu. Aby ją ocalić, potrzebne są supresanty komórek RC, więc Kaneki organizuje wyprawę do laboratorium, by je stamtąd wykraść. Niestety, plany się mocno komplikują, gdy wszystko zbiega się w czasie ze zmasowanym atakiem Klaunów na różne dzielnice miasta, a do tego na Kanekiego zaczynają polować sami tajemniczy inspektorzy „V”.
Cóż, po śmierci Arimy dla mnie ta manga tak jakby trochę umarła. Choć „bóg śmierci BSG” był silny aż do przesady, stanowił nieodłączny element tej opowieści. Gdy go zabrakło, trudno mi było wyobrazić sobie, co będzie dalej… No ale wreszcie wzięłam się za zaległą lekturę, wyposażona w kubek gorącej kawusi… Nie był to najlepszy pomysł i już tłumaczę dlaczego. Ishida Sui z typową dla siebie gracją i wdziękiem operuje w tym tomie groteską, niebezpiecznie zbliżając się miejscami do granicy obrzydzenia, tak więc nie jeden i nie dwa razy kawą się niemalże zakrztusiłam – czy to przy Matsurim obnażającym swe „wnętrze”, czy przy niecnych planach Furuty w stylu „101 dalmatyńczyków”. Zdawać by się mogło, że po tak ogromnej dawce akcji będziemy mieli chwilę wytchnienia, ale nic z tego! Oto nadchodzi era chaosu oraz tych, co w chaosie się lubują… Sama fabuła jest nadal niezwykle drobiazgowa, złożona, skomplikowana – stanowi niezwykły majstersztyk, lecz z czasem zaczyna męczyć czytelnika. Zwyczajnie nie sposób zapamiętać wszystkich bohaterów, a śledzenie toczących się równolegle wątków jest mocno frustrujące. No bo czy pamięta ktoś przyjaciółkę Touki z czasów, gdy ta uczęszczała jeszcze na uniwersytet? Oj, stare dzieje! Nie pomaga też fakt, że autor ewidentnie lubuje się w zabijaniu swoich bohaterów, a następnie wskrzeszaniu ich – i to niejednokrotnie. Tymczasem do końca zostało już tylko sześć tomów, dostajemy więc także kilka odpowiedzi na niektóre pytania.
Polskie wydanie prezentuje się nadal wybornie. Na okładce znajduje się Urie Kuki, który w tym tomie miał chwilę dla siebie (choć wpadł w solidne tarapaty) – to też jedna z tych postaci, które przeszły niesamowitą metamorfozę charakteru, z totalnego buca w bardziej sympatycznego buca. Kolorowe pierwsze strony, dalej spis bohaterów, krótkie przypomnienie akcji… Na końcu tomu zaś kilka bonusowych stron z krótkimi historyjkami oraz stopka redakcyjna. Tłumaczenie – pierwsza klasa. Tekstu jest dużo, jest on skomplikowany, zawiera też masę różnych odniesień, a tłumaczce niezmiennie udaje się doskonale oddać ducha tej opowieści. Z radością więc podsumowuję, że tom dziesiąty Tokyo Ghoul:re to naprawdę kawał dobrej roboty.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 8.2017 |
2 | Tom 2 | Waneko | 10.2017 |
3 | Tom 3 | Waneko | 12.2017 |
4 | Tom 4 | Waneko | 2.2018 |
5 | Tom 5 | Waneko | 4.2018 |
6 | Tom 6 | Waneko | 6.2018 |
7 | Tom 7 | Waneko | 8.2018 |
8 | Tom 8 | Waneko | 10.2018 |
9 | Tom 9 | Waneko | 12.2018 |
10 | Tom 10 | Waneko | 2.2019 |
11 | Tom 11 | Waneko | 4.2019 |
12 | Tom 12 | Waneko | 6.2019 |
13 | Tom 13 | Waneko | 8.2019 |
14 | Tom 14 | Waneko | 10.2019 |
15 | Tom 15 | Waneko | 12.2019 |
16 | Tom 16 | Waneko | 2.2020 |