Strażnik domu Momochi
Recenzja
Dziewczyna w ramach prezentu na szesnaste urodziny otrzymuje w spadku dom. Jest to jedyne, co w jakikolwiek sposób łączy ją z rodziną, którą utraciła w dzieciństwie. Rodzice Himari zginęli w wypadku, a z braku innych krewnych dotychczas mieszkała w sierocińcu. Testament i nowe możliwości spadły na nią zatem jak grom z jasnego nieba. Tyle że entuzjastycznie i optymistycznie nastawiona do nowej sytuacji Himari ciągle jeszcze nie wie… że rodzina najwyraźniej chciała ją wrobić w rolę strażniczki starego opuszczonego domu. Okazuje się, że dom ten jest przejściem pomiędzy światem ludzi i demonów, a zamieszkują go dziwny chłopak i jego dwaj shikigami. Na początku dziewczyna jest zdegustowana obecnością intruzów, ale szybko przekonuje się, że odziedziczenie posiadłości niesie ze sobą pewne obowiązki. Np. pilnowanie, żeby demony nie wyłaziły i nie dręczyły ludzi, czym zajmuje się właśnie tajemniczy nastolatek – Aoi, który jest talizmanem i pełni rolę strażnika – oraz jego świta. Himari stara się przekonać Aoiego, że jak najbardziej powinna tu zamieszkać, podczas gdy on usilnie próbuje jej to wyperswadować. Wszystko jest spowodowane troską o dziewczynę; demony zwęszyły dziedziczkę rodu Momochi i niektóre z nich ostrzą sobie na nią zęby, co powoduje, że Aoi nie ma chwili spokoju. Zapowiada się chwilowo schemat „jeden demon na rozdział”, a zawiązanie akcji przywiodło mi na myśl przedziwne skrzyżowanie Fruits Basket, Demon Maiden Zakuro i Jak zostałam bóstwem!?. Jest dziewczyna, są demony, jest potencjał na romans.
Na początku myślałam, że będzie to seria typu odwrotna haremówka, ale chyba się myliłam, bo na razie dwóch pomagających bohaterowi bishounenów stanowi tylko dodatek. Cała uwaga Himari skupia się od samego początku na Aoim – z wzajemnością. Dziwi mnie jedynie, że w kluczowych momentach, kiedy chłopak pokazuje, na co go stać, ciągle powtarza by dziewczyna na niego nie patrzyła… podczas gdy bohaterka wlepia w niego ślipia jak sroka w gnat. Na razie ciut więcej wiemy jedynie o głównej dwójce. Niesamowicie podoba mi się bohaterka, która nie daje sobie w kaszę dmuchać i choć faktycznie trzeba ją ratować, to jednak w gruncie rzeczy jest dosyć samodzielna. Aoi jest typowym księciem na białym koniu, oddanym bohaterce, ale nie mam ochoty go zakneblować i zepchnąć do studni, co należy uznać za zaletę. Ogółem nie spodziewałam się zbyt wiele po tym tytule, więc zostałam mile zaskoczona pierwszym tomikiem. Zapowiada się naprawdę sympatyczne i lekkie shoujo z dodatkiem lisich ogonów, kocich uszu i pięknych panów; a główna bohaterka nie obraża w sposób urągający wszelkim normom inteligencji czytelnika, przynajmniej na razie.
Nie będę ukrywać, że okładka od razu wpadła mi w oko. Przepiękny obrazek z obwoluty sprawia, że aż chce się wziąć tomik do ręki i choćby przekartkować. Wnętrze też przyciąga wzrok, bo kreska mangi jest naprawdę bardzo ładna jak na standardy gatunku Jedynie do czego mogę się przyczepić w przypadku okładki to napis „Aya Shouoto presents”, który jak najbardziej można było zastąpić polskim słowem „prezentuje”. Ponadto jest on troszkę nieczytelny, ale bogiem a prawdą, wizerunek Aoiego sprawia, że dosyć trudno skupić się na czymkolwiek innym. Rozmiar tomiku nieco się różni od np. Ścieżek młodości, format jest trochę większy, co mnie cieszy. Standardowo obecna jest obwoluta, a w środku cztery kolorowe strony, w tym jeden dwustronicowy obrazek przedstawiający głównych bohaterów. Czcionki użyte w mandze nie są typowe dla komiksów, ale czytelne i przyjemne, co zdecydowanie mi odpowiada, bowiem najbardziej zależy mi na tym, żeby nie poświęcać zbyt wiele czasu na odszyfrowywanie tekstu. Papier mangi właściwej jest typowy dla polskich wydań – biały. Numeracja stron pojawia się sporadycznie, co mnie nieco zbulwersowało, bo nie zawsze mam pod ręką zakładkę i choć chciałabym sobie czasem zanotować pewne rzeczy, to nie mogę, bo nie wiem, na której stronie jestem. Nie zauważyłam żadnych błędów w druku czy niedociągnięć graficznych.
Tłumaczenie stoi na wyższym poziomie niż w przypadku Ścieżek młodości i mangę czyta się znacznie przyjemniej. Bardzo podoba mi się tłumaczenie tytułu, które jak rzadko brzmi dla mnie lepiej od oryginału. Dialogi czasami bywają nieco niezgrabne, ale ogólnie naprawdę mi się podobały i przede wszystkim pasowały do klimatu całej historii. Jedyne, co mi przeszkadzało, to niefortunne porównania i związki frazeologiczne, np. bohaterka stwierdza, że „nie jest z cukru” w sytuacji, w której prawie się przewróciła i została podtrzymana przez bishounena. Takich przypadków było więcej, ale obstawiam, że większość czytelników nie zwróci na to uwagi.
Pierwszy tomik Strażnika domu Momochi powinien znaleźć się na półkach fanek fantastycznych romansów. Historia wygląda obiecująco, a wydanie polskie stoi na naprawdę wysokim poziomie. Z niecierpliwością czekam na drugi tom.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Waneko | 7.2015 |
2 | Tom 2 | Waneko | 9.2015 |
3 | Tom 3 | Waneko | 11.2015 |
4 | Tom 4 | Waneko | 1.2016 |
5 | Tom 5 | Waneko | 3.2016 |
6 | Tom 6 | Waneko | 5.2016 |
7 | Tom 7 | Waneko | 7.2016 |
8 | Tom 8 | Waneko | 9.2016 |
9 | Tom 9 | Waneko | 11.2016 |
10 | Tom 10 | Waneko | 3.2017 |
11 | Tom 11 | Waneko | 7.2017 |
12 | Tom 12 | Waneko | 12.2017 |
13 | Tom 13 | Waneko | 7.2018 |
14 | Tom 14 | Waneko | 2.2019 |
15 | Tom 15 | Waneko | 8.2019 |
16 | Tom 16 | Waneko | 2.2020 |