Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 6/10 kreska: 10/10
fabuła: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,00

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 8
Średnia: 7,88
σ=0,6

Wylosuj ponownieTop 10

Family Compo

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 1996-2000
Liczba tomów: 14
Tytuły alternatywne:
  • F. COMPO
  • ファミリー・コンポ
Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm

Urzekająca historia o bardzo nietypowej rodzinie, a do tego bardzo orzeźwiające spojrzenie na skomplikowaną sprawę.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Nie miałam jeszcze nigdy okazji powiedzieć, jak bardzo lubię mangi „o tym i owym”, czyli o normalnym (w miarę) życiu normalnych ludzi w normalnym świecie, bardziej lub mniej wiernie oddającym japońską rzeczywistość (lub jakąkolwiek inną, ale póki wyznacznikiem miejsca jest Japonia, trzymajmy się tego). Nie wspominałam o tej mojej małej fascynacji głównie dlatego, że „okruchy życia”, choć piekielnie zabawne i urzekające, nie miały w sobie… hmm… dodatkowego przyśpieszenia, nad którym mogłabym gdybać, roztrząsać i prowadzić dyskusje. A zachwyt „zwykłą” historią zwyczajnie mi nie przystoi. Dlaczego Family Compo wyłamuje się z tego trendu na tyle, że zdecydowałam się je określić jako mojego ulubieńca z gatunku? Zaraz opowiem.

Masahiko Yanagibę poznajemy, gdy oficjalnie zostaje sierotą. Jak przystało na typowego studenta, jego samotne życie opiera się teraz na leżeniu pośrodku zabałaganionego pokoju i dumaniu nad tym, co by było, gdyby posiadał szczęśliwą rodzinę – z niedawno zmarłym ojcem miał raczej dość oschłe relacje. Całkiem niespodziewanie w jego życiu zjawia się jednak nieznana mu ciocia, która w imieniu brata jego matki z radością przyjmie go pod skrzydła, nie takich znów odległych, krewnych. Od tego momentu w kręgu naszego zainteresowania leży nowa rodzina Masahiko z jego śliczną kuzynką na czele. Ach, życie jest piękne…

Ale (tu nagle pojawia się nastrój grozy) już wkrótce Masahiko odkrywa, jaką mroczną tajemnicę kryje jego wujostwo i nie chodzi w tym wypadku o trupy w szafach. Ciocia Masahiko – Yukari – jest tak naprawdę… mężczyzną, a jego wujek Sora wprost przeciwnie. W dodatku ich sekret wydaje się w najmniej odpowiednim momencie, więc szok i zgorszenie, malujące się na twarzy Masahiko są tym większe. Szybko jednak przyswaja sobie tę informację, a nie chcąc tracić kochającej, ciepłej, idealnej jak z obrazka rodziny, postanawia nie uciekać z krzykiem. Oczywiście jeden dylemat nie pozwala mu normalnie funkcjonować: czy przypadkiem także jego kuzynka Shion nie jest chłopcem?!

Gdy opowiadam ludziom o fabule tej mangi, niekiedy rzucają się na mnie z wrzaskiem, że to na pewno coś „arcyzboczonego”, wulgarnego i nie wiadomo jakiego jeszcze. Tymczasem opowieść jest urocza, lekka i umiarkowanie zabawna. Prawdopodobnie nigdy widziałam historii równie bezpretensjonalnej, a przy tym interesującej. Perypetie pary transseksualistów i grupki im podobnych znajomych przeplatają się z problemami Masahiko, który poprzez udział w filmie kręconym przez szkolne kółko nagle ściąga na siebie pasmo nieszczęść. Zawsze możemy jednak liczyć na dobre zakończenie, przez co manga jest bardzo podbudowująca. Optymizm to nieczęsty widok na tym smutnym świecie. Nie ujdzie oczywiście uwadze jasny cel autora: pokazanie, że ludzie, którzy nie czują się komfortowo w swojej płci, niczym nie różnią się od przeciętnego, zadowolonego z siebie osobnika. Masahiko to zrozumiał, a w miarę rozwoju akcji, coraz więcej osób także okazuje swoją sympatię. Słodkie. Naprawdę przesłodkie.

Natomiast mojej uwadze nie uszło nagromadzenie zbiegów okoliczności. Yukari i Sora wręcz perfekcyjnie wpisują się w stereotyp wybranej przez siebie płci, do tego stopnia, że gdy próbują zamienić się rolami, wyglądają dość komicznie. Znając statystyki takich przypadków, można uznać, że mieszczą się w małym procencie zbioru możliwych kombinacji, a już fakt, że się spotkali i założyli rodzinę jest z matematycznego punktu widzenia prawie niemożliwy. Podobnie ma się sprawa z osobami kręcącymi się wokół nich. Kobiety w męskich ciałach, pracujące z Sorą, są perfekcyjnymi przedstawicielkami płci żeńskiej i wiele osób dało się na to nabrać. Problemy z męskim wyglądem ma tylko jedna z owych znajomych i wygląda na to, że po prostu tak było autorowi wygodnie. Oczywiście, bez takiego potraktowania sprawy nie udałoby wiele dowcipów, lecz mimo wszystko uważam to za pewne sztuczne udogodnienie. Z drugiej strony sposób rysowania autora wymusza poniekąd dziewczęcość wszystkich postaci. Nazwijmy to grupą ludzi delikatnej urody. I kropka.

Jeśli już wspomniałam o komediowości, to muszę przyznać, że im bardziej się w tę mangę wgryzałam, tym bardziej mnie nużyła. Rzecz w tym, że sporo utartych żartów powtarza się tu co jakiś czas i jest to nieco męczące, nawet jeśli za każdym razem są równie śmieszne. Dziwny paradoks, ale to prawda.

Bohaterowie tej serii nie są może nadzwyczaj interesujący, lecz mają w sobie coś rozbrajającego. Im bardziej o tym myślę, tym bardziej przekonuję się, że właściwie nie znamionują ich żadne mocne cechy charakteru, po prostu są. Czytanie o ich codziennym życiu uważam za całkiem przyjemne doświadczenie, choć z tajemniczych powodów Shion zawsze mnie nieco irytowała. Chciałabym też zaznaczyć, że postaci zachowują się nad wyraz ludzko, co wbrew pozorom nie zdarza się w mangach tak często (prawdę mówiąc, częściej miałam do czynienia z rozdartymi histerykami niż reagującymi jak człowiek istotami myślącymi). Ot, prości, nudni obywatele. No, prawie nudni. Nie ukrywam, że postaci nieco obniżają poziom całej mangi przez swoją prostotę, ale z drugiej strony, uważam ten zabieg za całkiem kosmetyczny – chodzi przecież o to, by pokazać, jacy są normalni mimo nietypowości!

Jeśli mówić o grafice, to z ogromną przyjemnością wystawiam za nią pełne dziesięć punktów. Niemal fotograficzna dokładność kreski autora sprawia, że postaci naprawdę żyją. Nigdy przedtem nie widziałam tak dopieszczonej mangi i mówię to z pełną świadomością swoich czynów. Każdy z kadrów, nawet te pokazujące widok z oddalenia, obfituje w szczegóły i nie ma tu mowy o uproszczonych formach, które w komiksach zdarzają się nad wyraz często. Prawdopodobnie największym uproszczeniem spotykanym w Family Compo jest rysowanie postaciom oczu w formie pionowych kreseczek, jednak nawet wtedy nie tracą swojego „realistycznego” uroku. Mimika jest tu tak ludzka, że moja znajoma miała opory przed poleceniem mi tego dzieła z obawy, że uznam je za zbyt „amerykańskie”. Absolutnie nie jest amerykańskie. Jest japońskie do bólu, ale w cudownym wykonaniu.

Naprawdę urzekło mnie w tej mandze doskonałe operowanie perspektywą. Każdy kadr pokazuje scenę pod innym kątem, toteż nie nuży oglądaniem podobnych do siebie ujęć. Postaci nie są może nie wiadomo jak oryginalne w swoim otoczeniu, ale nawet taka ignorantka jak ja, nie miała problemu z odróżnieniem ich od siebie. To jest właśnie ten drobiazg wyróżniający prawdziwie utalentowaną osobę spośród dobrych rysowników. Po każdym powrocie do Family Compo odczuwam niechęć do innych mang, bo wydaja mi się po prostu brzydkie. Myślę, że więcej mówić nie trzeba.

Podchodziłam do Family Compo, mając pełen obraz tego, co w nim zobaczę, więc nie było mowy o zaskoczeniu. Odkryłam tą recenzją tak naprawdę największą niespodziankę tej mangi, ale z powodów w pełni zrozumiałych: bez tego nie miałabym czego opisywać. Biorąc się za lekturę tego tytułu, trzeba mieć tak naprawdę świadomość, co się w nim zobaczy (w zasadzie przeczyta), bo nie ma, absolutnie nie ma tu żadnych scen, które mogłyby kogoś zgorszyć, albo które nie nadawały by się do czytania, gdy rodzice siedzą za plecami. Jeśli ktoś nie wykazuje pociągu do lekko kontrowersyjnych historii, poruszających delikatne tematy, powinien sobie odpuścić Family Compo. Wszystkich, którzy nie skrzywili się do tej pory, zachęcam do zapoznania się z tą mangą, gdyż jest warta poświęcenia każdego czasu – obojętne, czy ktoś ma ochotę obejrzeć prawdziwe kilkutomowe arcydzieło, czy umilić sobie czas ciepłą historyjką o rodzinie (i studenckim życiu, oczywiście). Wplatanie trudnych tematów w ładną, sympatyczną fabułę wymaga niesamowitego wyczucia, a tu udało się znakomicie. To ostateczny wielki plus dla tej serii.

Garcinda, 25 maja 2010

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Shueisha
Autor: Tsukasa Houjou