Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
kreska: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,33

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 12
Średnia: 6,08
σ=1,8

Wylosuj ponownieTop 10

Houmonsha

Rodzaj: Komiks (Japonia) (oneshot)
Wydanie oryginalne: 1984
Tytuły alternatywne:
  • Visitors
  • 訪問者
Widownia: Seinen; Rating: Przemoc; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność

Co zrobić, gdy dosłowność jest pełnym wewnętrznych sprzeczności stekiem bzdur? Niewidzialny gość może stanowić o tandecie utworu lub sygnalizować jego sensy zewnętrzne.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: SixTonBudgie

Recenzja / Opis

Tytuły z półek fantastyki, niesamowitości i grozy prawie od samego początku istnienia – niewątpliwie na własne życzenie – miały „pod górkę”. To, co ich założyciele (Wells czy Poe) jeszcze potrafili rozwinąć problemowo, ich następcy z upływem czasu redukowali do tandety i kiczu. Jednak nie tylko oni odpowiadają za taki stan rzeczy – w końcu tego oczekiwali czytelnicy, a co za tym idzie, także wydawnictwa. Tak ustalone wzajemne relacje były jak chwytanie się tonącego, by samemu nie utonąć, przez co wszyscy idą na dno. W efekcie nawet to, co najbardziej nieprawdopodobne i niesamowite brane jest za dobrą monetę, bo ukazane dosłownie i wprost, jako na pierwszym planie. Gdzież by tam komu przyszło na myśl doszukiwanie się ukrytych treści w horrorach czy opowieściach o duchach, co jest zresztą najzupełniej rozsądnym podejściem. W konsekwencji jednak, już nawet antynomiczne treści są bezrefleksyjnie przyjmowane jako prawdziwe oblicze utworu, a wszelkie możliwe ukryte znaczenia są jak czarna dziura dla kompletnego laika – może on zobaczyć jej realny wpływ na rzeczywistość (poprzez teleskop), ale ponieważ jest niewidoczna, nie widzi i nie nazwie jej – już raczej będzie się upierał, że obserwowany proces pochłaniania gwiazdy przez pobliską czarną dziurę jest jakimś fenomenem i immanentną własnością tej gwiazdy. Nie inaczej przedstawia się sytuacja z Houmonshą.

Komiks przedstawia, jak tytułowy gość przychodzi z wizytą do „znajomego”, po czym odkrywa zbrodnie popełnione przez gospodarza, by na koniec z obojętnością opuścić jego lokum. Jak widać, nawet takie uproszczenie nie jest w stanie ukryć dziwactw tego tytułu, które umiejscowione są nie tylko lokalnie i wręcz domagają się poświęcenia im choćby krótkiej chwili uwagi. Fundamentem twórczości (także komiksowej) jest logika – nie musi być ona logiką naszego świata, wystarczy, że jest spójna względem świata przedstawionego. Czasem jej reguły są łamane i biada autorowi, jeśli wynika to ze zwykłej nieumiejętności, lecz bywa i tak, że czyni to celowo, odwołując się w ten sposób do czegoś więcej niż dosłowność przekazu, czegoś na wyższym poziomie. Dlaczego więc w Houmonshy jawne sprzeczności przyjmowane są jak gdyby nigdy nic? Na tak postawione, obciążające czytelników, pytanie nie jestem w stanie tutaj odpowiedzieć, spróbuję jednak wskazać kluczowe miejsca tego tytułu.

Najbardziej rzuca się w oczy, choć brzmi to cokolwiek dziwnie, niewidzialny bohater – tytułowy gość. Nie jest on żadnym duchem, ponieważ otwiera drzwi, a nie przenika przez nie, jest też osobą materialną w (prawie) każdym sensie (gdy wchodzi po schodach, te skrzypią, gdy uderza gospodarzem, ten odczuwa cios), co więcej, gospodarz go widzi i nie dostrzega w nim niczego nieludzkiego („duchowego”). Bohater jest, a zarazem go nie ma (nie posiada żadnego konkretnego wyglądu). Jak to możliwe? To jeszcze łatwiej wykryć – bohaterem jest czytelnik. Autor postawił go w tym miejscu, jednak – na co warto zwrócić uwagę – wszystko, czego się dowiadujemy, pochodzi od gospodarza, który jako jedyny słyszy, co mówi do niego gość i najistotniejsze powtarza (zabieg istotny dla zachowania przejrzystości wydarzeń, lecz, mimo iż w formie niezbędnego minimum, pozostawiający po sobie efekty uboczne – coś z komizmu).

Nie mniej ważne są logiczne błędy, same w sobie nie do wytłumaczenia, a więc, traktowane dosłownie, spychające całość do rangi bredni. Otóż gość nie przyszedł tylko ze zwykłą wizytą towarzyską – przyszedł, gdyż szukał czegoś (czy też kogoś – dziewczyny gospodarza), lecz ponieważ nie znalazł, oskarża gospodarza o morderstwo, jako jedyny argument przedstawiając, że do tej pory nie wróciła do siebie. Z fabuły wynika jednak dość jednoznacznie, że nie było jej co najwyżej godzinę lub dwie. Po tak krótkim czasie nieobecności ktoś miałby jej szukać i uznać od razu (sic!) za martwą? Takiej postawy nic tutaj nie broni, nawet to, że faktycznie zbrodnia została popełniona. Mało tego – można by raczej przypuszczać, że to ten gość zachowuje się irracjonalnie, bo nie tylko z uporem maniaka stoi na stanowisku oskarżyciela o mord, wszczynając przy tym burdę, to jeszcze, gdy już wszystko wyszło na jaw i pojawiają się trupy, gość najspokojniej w świecie wychodzi, z obojętnością równie nieadekwatną do sytuacji, jak wcześniejsze awanturowanie się. Podsumowując, nasz bohater zawzięcie szuka potencjalnej awantury tam, gdzie jej nie ma (lub jeszcze nie ma), lecz wtedy, gdy ją już znajdzie i nadchodzi właściwa chwila działania (ukarania zbrodniarza, choćby poprzez zawiadomienie odpowiednich służb), ten nie dość, że rezygnuje ze swojej postawy, to jeszcze odchodzi i momentalnie zapomina o wszystkim, zajmując się byle czym (ostatnie ujęcie).

Czy więc autor Akiry tworzył Houmonshę w malignie? Wyjaśnienie to jest tak samo prostackie co nieprawdopodobne, tym bardziej więc dziwi postawa czytelników tego one­‑shotu, z którą się spotkałem – naiwna i po prostu źle o nich świadcząca. Najzabawniejsze, że to właśnie oni są tu wykpiwani, z czego nawet nie zdają sobie sprawy. Czym innym jest postawa przeciętnego czytelnika tytułów niesamowitości, grozy i fantastyki, jeśli nie poszukiwaniem tanich intryg, których się wręcz w nich domagają (gość jest przekonany, że miała miejsce zbrodnia, nawet jeśli nie mógł mieć o niej pojęcia)? Tutaj drwina dosięga też autorów i tytuły tych gatunków, jako że to właśnie oni te tanie intrygi dostarczają, mniej lub bardziej to ukrywając (okazało się, że zbrodnia, której gość oczekiwał, faktycznie miała miejsce). Zakończenie natomiast znakomicie podkreśla zarówno czytelniczą postawę – można powiedzieć, że to przecież ich obowiązkiem jest oddanie sprawiedliwości (czasem wręcz jej wymierzenie) przeczytanemu, od czego się jednak uchylają – jak i sporej części autorów, którzy może i by chcieli zawrzeć w swoim dziele coś więcej, ale tego nie robią – wolą dostarczać to, czego się od nich oczekuje. Na nic wszelkie próby zwrócenia na siebie uwagi – gdy tylko wierzchnia intryga się wyjaśni (tytuł zostanie przeczytany), czytelnik przewraca ostatnią stronę i o wszystkim zapomina – bez względu na to, czy zapomnienia jest warte czy nie. Smutna to diagnoza, ale w dużej mierze, niestety, prawdziwa, o czym miałem okazję nie raz się przekonać.

Houmonsha jest tytułem starym, gdyż liczącym ponad ćwierć wieku, co jest widoczne w rysunku bohaterów – nie sposób obecnie takich spotkać, lecz to w żadnym razie nie stanowi wady, a raczej osobliwość w natłoku współczesności. Powiedziałbym nawet, że ten „staroświecki” sposób przedstawienia postaci pozwala zdecydowanie wyraźniej pokazać bohaterów, niż ma to miejsce w sposobie modnym obecnie, ale za to prostym i ubogim. Inna sprawa, że przecież Otomo do przeciętnych mangaków się nie zalicza.

Ta pozycja tyleż mocno, co pozytywnie mnie zaskoczyła, tym bardziej, że nawet jeszcze w trakcie lektury powątpiewałem w istnienie jakichkolwiek jej większych zalet. Jest ona króciutka, więc osoby szukające czegoś więcej niż wyśmiewanej tutaj tandety, nie powinny mieć większych oporów przed sięgnięciem po nią. Z drugiej strony mógłbym polecić ją wszystkim ciekawym – tylko co, jeśli będzie widziało się w niej wyłącznie „coś strasznego” albo „przestrogę przed wchodzeniem do czyjegoś mieszkania bez pukania” (to są przykłady wzięte z rzeczywistości)...?

SixTonBudgie, 28 czerwca 2010

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Tokuma Shoten
Autor: Katsuhiro Ootomo