Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Komentarze

San-san

  • Avatar
    M
    San-san 4.09.2020 09:00
    Jak Panna Młoda?
    Komentarz do recenzji "Beztroska kraina"
    Na półce w empiku odkryłam 1 tom tej serii. Prędko zajrzałam w internety, czy coś o tym tytule wiadomo, znalazłam jedynie informacje, że jak dotąd tomów jest 5, natomiast w ręku mam pierwsze polskie wydanie, jeszcze ciepłe – z lipca. Treść podejrzanie znajoma, ale do środka nie wypadało zajrzeć – całość zafoliowana. Przyjemna okładka z dekoracyjnym wzorem, XVIII­‑wieczny Tybet, panna młoda… może być ciekawie.
    W domu niecierpliwie zaglądam do wnętrza i co się okazuje? Oczywiście, że poprzeczkę postawiła „Opowieść Panny Młodej” Kaoru Mori i wydaje się (choć kompletnie nie wiem nic o autorze, nawet płeć mi jest nieznana. Zgaduję, że to kobieta ze względu na sposób prowadzenia fabuły), że autor „Beztroskiej krainy” zainspirował się tamtą piękną mangą. Ilustracje są staranne, przyjemne i sporo w nich ciekawych detali. A projekty postaci ich ubiory, otoczenie – no niby się wszystko zgadza, ale jeśli oczekujecie, że to będzie tak jak w „Pannie Młodej” to nie.

    Po pierwsze: detal i ornamentyka nie umywają się do rysunków Kaoru Mori, której skill rysunku jest tak wysoki, że widać go zarówno w anatomii postaci, zwierząt czy w niesamowitych tłach. Tutaj należy przyznać, że są ładne, udane, ale nie „WOW!”. Zresztą styl Ichimon Izumi jest nieco inny, ale przede wszystkim Przeszkadzają mi niewielkie elementy deformed. To jest – te okrągłe oczy! Bez przerwy u głównego bohatera… U psa, u młodszej siostry i ogromne okrągłe kulki u głównej bohaterki. Nawet wobec elementów humorystycznych gryzą się dla mnie. Strój postaci ukrywa anatomię ciała, więc oprócz dłoni i twarzy nie widzimy czy autor/ka ma umiejętność budowania właściwych proporcji człowieka.

    Po drugie: realia. Trudno mi ocenić na ile pewne elementy są prawdziwe. Widać, że Ichimon Izumi postarał/a się i zrobił/a research. Tom obfituje w ciekawostki dotyczące ziół, ziołolecznictwa, oraz potraw. Pojawia się kilka dań i przysmaków, których nazwy objaśniane są nam w przypisach. Także na końcu tomu jest krótka część opisująca tybetańską herbatę, kwestię imion czy fragment mantry buddy medycyny. to są plusy.
    Natomiast nie jestem pewna czy medyk z rodziną mieszkałby w tak przestronnym bogatym domu, czy Panna młoda chodziłaby bez przerwy w tym prześlicznym haftowanym stroju a'la Amira (gdzie u Amiry to mi jakoś zupełnie pasuje). Kontrast może był celowy, gdyż Ranti nie pochodzi z Tybetu, ale wszyscy miejscowi, cała rodzina Khanga Zhipa wygląda legitymacyjnie. Jedynie Ranti sprawia wrażenie wyciętej z Journala.
    Wszyscy zwracają się do siebie z szacunkiem godnym Japończyka, możliwe, że XVIII­‑wieczni Tybetańczycy tak właśnie się traktowali wzajem, ale mam w sobie co do tego pewną nieufność.
    I choć to szczegół jakich mało to rozbroiła mnie jedna z pierwszych ilustracji na której widzimy wioskę z lotu ptaka. Wszystko jest tak równiutkie i poukładane, jak klocuszki.

    Po trzecie: jeszcze raz wrócę do wzajemnych relacji postaci w opowieści. Wszyscy są mili, przyjaźni, grzeczni, pracowici. Nieautentycznie pracowici. Ranti i Khang Zhipa aż rwą się do robienia rzeczy. I choć Amira i Karluk w „Pannie Młodej” mają podobny rys – uprzejmych dla siebie, zaangażowanych, odważnych, pracowitych ideałów to tam to kupowałam. Tutaj jest to słabe. Zwłaszcza, że na każdej stronie powtarza się to jak Khang Zhipa kocha zbierać zioła i leczyć ludzi i jak ważne jest dla niego aby pomagać… Jest to tak sztuczne i przelukrowane nawet jak dla mnie. Poza tym postaci wypowiadają się w sposób nieadekwatny do wieku. Szczególnie przeszkadza mi młodsza siostra Khang Zhipa – Pema. Pojawiają się jej komentarze, które wygłosiłby może 80 letni dziadek, ale taka mała dziewczynka? Wątpię żeby to utykało tłumaczenie. Skoro Khang Zhip ma 13 lat, to jego siostra wygląda na 8. Dzieci tak nie mówią! Nawet mądre. Kuleje mi to bardzo i pozostawia niesmak.

    Po czwarte: oprócz ciekawostek mamy także sceny humorystyczne… Jak to mawiał mój historyk w szkole średniej: „opuśćmy na to zasłonę milczenia”.

    Jestem ciekawa jak to będzie się dalej rozwijać, ale nie jestem pewna, czy chcę mieć wszystkie tomy, tak jak pragnęłam mieć całą serię „Panny Młodej”. Chyba po prostu przycupnę w empiku by przejrzeć treść. I tyle.

    po pierwszym tomie 6/10
  • Avatar
    San-san 5.04.2012 12:33
    W obronie Alicji
    Komentarz do recenzji "Alicja w Krainie Serc"
    Z wątami do autorki książki

    Yuiss, jeśli masz na myśli oryginalną Alicję to autorEM jest Lewis Carroll czyli Charles Lutwidge Dodgson, (Carroll – to po matce, może być mylące).

    wszyscy biednej Alicji utrudniali powrót do domu

    Poza tym, Alice Liddel stanowiąca wzór dla książkowej wersji Alicji, była bardzo rezolutną dziewuszką i w obu częściach (po tamtej stronie lustra i W krainie dziwów <powtarzam tłumaczenie AS'a>) nie sprawiała wrażenia zalęknionej. Jedyny powód łez, to niemożność przedostania się do Tajemniczego Ogrodu. Alicja miała dużo frajdy z fakty wędrowania po krainie. W końcu w szachowo­‑lustrzanym świecie sama przelazła poprzez lustro.

    Zwróćcie też proszę uwagę, że czasy powstania Alicji… To wiktoriańska Anglia. Oni się lubowali w grotesce.
    Alicja dostała rękopis jeśli się nie mylę od Charlesa, na gwiazdkę, a wszystkie trzy (wraz z siostrami) bardzo lubiły słuchać dziwnych opowieści matematyka z Oxfordu.
    Nawet królowa Wiktoria poprosiła, by następną część zadedykował jej. Oryginał po ang. pełen jest zabaw językowych i nawiązań do znanych Alice Liddell i jemu samemu osób oraz zwyczajów.
    Nonsens, groteska, oniryzm no i angielskie poczucie humoru.
    Bywają narody równie odległe pod względem myślenia i kultury, co Japonia :P.
  • Avatar
    M
    San-san 19.11.2011 21:48
    Komentarz do recenzji "Solanin"
    Przyznaję się, że czytałam po łebkach. Fabuła troszkę mnie nudziła, więc w nieco zwariowany sposób przeskakiwałam to w przód to znów w tył. Kilka razy otwierałam tę mangę i odkładałam na półkę (moim zwyczajem, że najpierw czytam, a później kupuję przeczytane). Zakończenie nawet z tego co pamiętam odrobinę mnie wzruszyło. Ogólnie wrażenie miałam jednak przede wszystkim takie: że główna bohaterka jest zagubiona i zniechęcona tym z czym przyszło się jej zmierzyć. Oderwana od ciepłego gniazdka w domu rodziców musi stawić czoło samodzielności, a świat zamiast pomagać, to otacza ją ścianą szarego betonu zamkniętą nad głową daleką, daleką wizją błękitu.
    Przede wszystkim w mandze odczułam przedstawienie trudności życia wciąż na tym samym standardzie i beznadzieję. Przeczucie, że nic, a nic się nie zmieni. Jakby cały świat to tylko było biuro, domy, klatki schodowe, praca, praca…
    Najbardziej przygnębiający temat jak dla mnie. Śmierć czy choroba czy inne dramatyczne przypadki nie są znowu takie częste. A to, taka normalna codzienność. Takie nieuniknione. Brr. Dlatego wolałam się nie zagłębiać. Dla pogody ducha, omijać. Dla rozrywki – omijać. Dla refleksji – czytać.
  • Avatar
    M
    San-san 15.11.2011 22:37
    wessane dziś w empiku
    Komentarz do recenzji "Morfina"
    Z recenzentem zgadzam się w większości.
    Bohaterka mimo iż krucha i wątła pasowała do tej roli. Najbardziej jednak przeszkadza mi to, że wygląda tak młodo. W zestawieniu z narzeczonym ordynatorem sprawia wrażenie raczej jego córki. Mi osobiście jednak kreska odpowiada, nadaje nieco romantyczny charakter Morfinie. Klarowność obrazów sprzyja lekturze. Szkoda tylko, że jakby to ująć… Jedna mina powielana jest kilkakrotnie. Bardzo uproszczona mimika postaci :P.

    Kłopotliwe było dla mnie zorientowanie się w akcji. Przy ukazujących się często retrospekcjach (są to wspomnienia głównej bohaterki, zwłaszcza te dotyczące spotkań z Hidem) bohaterka wyglądała dla mnie tak samo, może poza krótszymi nieco włosami. Hide wcale się nie zmienił ( kliknij: ukryte ).
    Pomijając wygląd, akcja przeskakuje jakby. Czuję że więcej muszę się domyślać niż widzę, a to trochę przeszkadza.
    Zakończenie było w porządku (spodziewałam się czegoś gorszego) ale nie do końca jestem pewna, czy rozumiem co się stało. Może lepiej było by przeczytać myśli Maki zamiast oglądać to w obrazkach (we wspomnieniu). Kilka szczegółów też jakby znikło za kadrem, a ja się irytuję, że nie mogę zajrzeć co się z nimi stało.

    Jeśli chodzi o postaci, są ciekawe. Zgadzam się, że za mało czasu poświęcono innym bohaterom (a i tak jest ich niezbyt oszałamiająca ilość).

    Wciągnęłam całość na raz i mam wrażenie że taka ta manga jest: na raz. Mimo że wydaje się przygnębiająca, pozostawiła (przynajmniej u mnie) przyjemne wrażenie, trochę refleksyjne, trochę sentymentalne. Wbrew pozorom nie taka znów emo. Może nawet bardziej pozytywna niż się wydaje.

    Warto zerknąć, choć rewelacji nie ma :)