x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Lekturę zakończyłem zamyślony, z niepokojącym uczuciem, jakie przelało się do mnie z mangi. Niby to takie krótkie, niby powiązane w swej odmienności, a jakże wiele elementów można tu znaleźć.
Dystopia? Hmm… Jeśli już to daleko jej do tych „klasycznych”, choć właściwie waham się, czy mógłbym ten świat nazwać antyutopią. Klasyczne dla s‑f są tu motywy miasta‑świata, pełnego labiryntów, nigdy nie poznanego do końca, a jednocześnie poniekąd sprawującego kontrolę nad mieszkańcami. Ale ani to, ani cenzura ideologiczna, ani patologiczne zachowania niektórych ludzi, nie daje ostatecznie obrazu świata na dnie. W tym świecie dalej możliwe jest szczęście, możliwa jest miłość – co bardzo ważne, nie kontrolowane odgórnie, nie sterowane. Przez to też całość, jako że trudno przedstawione historie uznać za „szczęśliwe”, jest dla czytelnika (tj. dla mnie) dość frapująca. Więc dystopia? Raczej nie. Powiedziałbym prędzej, że coś pośredniego, coś w „połowie drogi”.
Jedną z bardziej rzucających się w oczy cech tego tytułu są… małe dziewczynki, bardzo często w kontrowersyjnych kontekstach. Pedofilia wydaje się że zasymilowała w tym świecie i sprzeciwu już nie budzi wcale. Co ciekawe – to, co w innych tytułach uznałbym za co najmniej niesmaczne, tutaj mnie nie raziło. Może właśnie dlatego, że w świecie tej mangi jest to normalne (na tyle, na ile można powiedzieć). Poza tym, za samymi tymi scenami kryje się coś więcej, przez co także ich odbiór jest inny.
„Kakutoshi…” nie jest też „prawdziwą” s‑f, bo została „posklejana” z wielu elementów, dając ostatecznie coś na kształt „alternatywy”, świata wyimaginowanego a nie znajdującego się w żadnym konkretnym miejscu, czasie. Ale jedno jest pewne – faktycznie to właśnie świat w swej ogólności jest sednem mangi i w sporej części determinuje sposób odbierania przedstawionych historii.
Fajnie że wreszcie ktoś zrecenzował jakieś dzieło Mohiro Kitoh, autora bardzo mało znanego w Polsce.
Chociaż Hallucination from the Womb uważam za gorsze od Narutaru czy Bokurano to i tak zrobił na mnie wrażenie.
Bardzo spodobały mi się kreska i sposób narracji, czuć taki klimat tajemniczości.
Niestety moja znajomość angielskiego była zbyt słaba abym w pełni zrozumiał ten komiks, liczę że kiedyś będzie mi dane przeczytać go po polsku :)
Naprawdę, bardzo dobra recenzja – bardzo dobrze mi się ją czytało. Ciekawe spojrzenie i podejście do tytułu (np. stwierdzenie, że to świat odgrywa kluczową rolę).
Chyba zainteresuje się tym tytułem – lubię filozoficzne opowieści o przyszłości, a te wydają mi się ciekawe. Martwi mnie jedynie, że przy moim poziomie języków niewiele zrozumiem ^^", ale co tam.
Pozdrowienia i niech kisiel ryżowy będzie z Wami ^^
... No Yume
Dystopia? Hmm… Jeśli już to daleko jej do tych „klasycznych”, choć właściwie waham się, czy mógłbym ten świat nazwać antyutopią. Klasyczne dla s‑f są tu motywy miasta‑świata, pełnego labiryntów, nigdy nie poznanego do końca, a jednocześnie poniekąd sprawującego kontrolę nad mieszkańcami. Ale ani to, ani cenzura ideologiczna, ani patologiczne zachowania niektórych ludzi, nie daje ostatecznie obrazu świata na dnie. W tym świecie dalej możliwe jest szczęście, możliwa jest miłość – co bardzo ważne, nie kontrolowane odgórnie, nie sterowane. Przez to też całość, jako że trudno przedstawione historie uznać za „szczęśliwe”, jest dla czytelnika (tj. dla mnie) dość frapująca. Więc dystopia? Raczej nie. Powiedziałbym prędzej, że coś pośredniego, coś w „połowie drogi”.
Jedną z bardziej rzucających się w oczy cech tego tytułu są… małe dziewczynki, bardzo często w kontrowersyjnych kontekstach. Pedofilia wydaje się że zasymilowała w tym świecie i sprzeciwu już nie budzi wcale. Co ciekawe – to, co w innych tytułach uznałbym za co najmniej niesmaczne, tutaj mnie nie raziło. Może właśnie dlatego, że w świecie tej mangi jest to normalne (na tyle, na ile można powiedzieć). Poza tym, za samymi tymi scenami kryje się coś więcej, przez co także ich odbiór jest inny.
„Kakutoshi…” nie jest też „prawdziwą” s‑f, bo została „posklejana” z wielu elementów, dając ostatecznie coś na kształt „alternatywy”, świata wyimaginowanego a nie znajdującego się w żadnym konkretnym miejscu, czasie. Ale jedno jest pewne – faktycznie to właśnie świat w swej ogólności jest sednem mangi i w sporej części determinuje sposób odbierania przedstawionych historii.
nareszcie coś o Kitoh :)
Chociaż Hallucination from the Womb uważam za gorsze od Narutaru czy Bokurano to i tak zrobił na mnie wrażenie.
Bardzo spodobały mi się kreska i sposób narracji, czuć taki klimat tajemniczości.
Niestety moja znajomość angielskiego była zbyt słaba abym w pełni zrozumiał ten komiks, liczę że kiedyś będzie mi dane przeczytać go po polsku :)
Chylę czoła...
Chyba zainteresuje się tym tytułem – lubię filozoficzne opowieści o przyszłości, a te wydają mi się ciekawe. Martwi mnie jedynie, że przy moim poziomie języków niewiele zrozumiem ^^", ale co tam.
Pozdrowienia i niech kisiel ryżowy będzie z Wami ^^