Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Komentarze

Zetsuai 1989

  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime
  • Avatar
    M
    odpowiedzi: 1
    raiah 27.04.2011 16:27
    Moja ocena ,,Zetsuai”, jest do bólu nieobiektywna, jako że jego forma jako anime była moją pierwszą stycznością z yaoi, pogrążając mnie w ślepym oddaniu dla tego anime :).
    Nie lubię tragizmu w anime, zwłaszcza dlatego, że nie mogę się później oderwać i ocieram oczy przed komputerem – nie można nie przyznać, że akurat ta seria, jest nim w czystej postaci. Jednakże perypetie Koji'ego, choć tak rozległe (moim zdaniem lepiej ujęte w Zetsuai 1989 niż w ,,Zestuai:Bronze”), wciągają i każą przeszukiwać internet gdy nie można znaleźć kolejnego tomu na <PUFFF!>
    Kreska, choć obecnie rzadko spotykana, oczarowała mnie zmysłowością. Oczy są definitywnie tym, co przykuwa uwagę najbardziej, ale włosy Koji'ego, zawsze mnie oczarowują :) Jeżeli jednak postacie nie spodobają się po kilku pierwszych stronach, nie polecam przeglądać dalej, gdyż jest to kolejny powód, do przebrnięcia przez stosy dylematów bohaterów.
    Jako oddana fanka polecam, lepiej jednak zacząć od anime, niż od mangi, jeżeli postanowi się zabrać za serię.

     kliknij: ukryte 

    Pozdrawiam.


    Usunięto odnośniki do skanlacji. Proszę nie grzeszyć więcej.
    Moderacja


    Odpowiedz
  • Avatar
    M
    buzzybuzz 9.10.2010 14:13
    Jeśli ktoś odważy się tutaj szukać wiarygodnych sytuacji i racjonalnych zachowań, to oczywiście srodze się zawiedzie. Zarzuty podane w recenzji zaprawdę higieniczne słuszne i logiczne i nie mogę nie zgodzić się z Autorką. Wszystko wskazuje na to, że seria „Zetsuai” to gotowy przepis na to, czego i jak „nie należy”...

    No więc… hmm… „dla kogo jest ta seria?”, takie wredne pytanie z gatunku retorycznych… to może ja sie poznęcam, to znaczy spróbuję ugryźć to ciastko z nieco innej strony…

    Toż przecież korzenie „Zestsuai” sięgają czasów, w których błyszczały gwiazdy synthpopu ( tacy na przykład Tears for Fears, czy Depeche Mode), Michael Jackson był królem, a w domach królowały łzawe, obciachowe produkcje w formacie VHS. Ludzie, tak było. Naprawdę, to nie żart. Ja to doskonale pamiętam. Takie to były czasy, kiedy to emocjonalność o rysach schizoidalnych, nadmierna uczuciowość oraz infantylizm współgrała z syfkiem znużenia, poczucia, że chwiejemy się nad przepaścią, że wszystko już było, że nic nowego nie będzie, że dotarliśmy do kolejnej magicznej granicy, za którą już tylko dno i wtórność. Na takim to tle dogorywały sobie europejskie totalitaryzmy, świat trząsł się od ekonomicznych i politycznych kryzysów… a kultura masowa płodziła… różne twory. „Nie dowalając” serii za zawartość merytoryczną pragnę zauważyć, że wraz ze wszystkimi swoimi ułomnościami, jest ona przede wszystkim tworem endemicznym, dla którego przeniesienie na współczesny grunt stanowi poważne naruszenie homeostazy.

    Osobiście polecam „Zetsuai” wszelkim tropicielom osobliwości, archeologom, hobbystom i entuzjastom (do których się zaliczam). Wszystkim innym (a przede wszystkim tym, co nie daj Boże, łudzą się że ktoś kiedyś na tej ziemi spłodził coś, co można nazwać obiektywnie „dobrym”, „wartościowym” czy wręcz „wybitnym”) proponuję „Zetsuai” zamknąć w szczelnym słoiku i zaklasyfikować jako raczej egzotyczny eksponat.
    Odpowiedz
  • Dodaj komentarz
  • Recenzja anime