x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Niby widownia shoujo… Ale sądząc z opisu, myślę, iż jest to komiks dla panów. Japończycy czasem potrzebują pofantazjować o poniżaniu kobiety czy znęcaniu się nad nią, by dać jakiś upust swoim emocjom, na co w życiu codziennym nie mają wielu okazji. Dlatego czytają mangi o takich patologicznych związkach, a im bardziej bierna bohaterka, tym lepiej. Zdaje się, że Mayu Shinju też tworzy takie mangi? Poziom tych dzieł jest wątpliwy, ale chyba nie należy ich krytykować za ten konkretny aspekt – patologię w związku – bo jest to zamierzone i służy tylko podsycaniu fantazji salarymanów.
(nawet pani Joanna Bator zauważyła to w swojej książce Japoński Wachlarz)
Gdyby motyw „sadystyczny i poniżający drań, który jednak w głębi serca mnie kocha, tylko musi to do niego dotrzeć, i będzie happy end (chociaż nadal może będzie się nade mną znęcał, ale to takie sexy)", wszystkie te otome game w typie „Diabolik Lovers” czy „Amnesia” (wg ankiety Touma, który z miłości zamknął heroinę w klatce, okazał się najpopularniejszym wśród Japonek bohaterem gry) oraz naprawdę duża ilosć drama CD w typie „Bad Medicine -Infectious Teachers-" czy „ALICE=ALICE” w ogóle by się nie sprzedawały (a studio Rejet to by już w ogóle splajtowało dawno temu…). A się sprzedają, i to jak jeszcze! Akurat ta gałąź biznesu kwitnie.
Japońscy salarymani nie mają z tym nic wspólnego. Robisz nadinterpretację, i to dość feministyczną. Zresztą, wystarczy spojrzeć na ogromny sukces tego pseudo sado‑maso badziewia „50 twarzy Greya” – takie fantazje tkwią też w kobietach. A już motyw „wydobywania z brutala jego dobrej strony, nie tracąc przy tym całkiem brutala” jest chyba jednym z najstarszych możliwych.
(nawet pani Joanna Bator zauważyła to w swojej książce Japoński Wachlarz)
Gdyby motyw „sadystyczny i poniżający drań, który jednak w głębi serca mnie kocha, tylko musi to do niego dotrzeć, i będzie happy end (chociaż nadal może będzie się nade mną znęcał, ale to takie sexy)", wszystkie te otome game w typie „Diabolik Lovers” czy „Amnesia” (wg ankiety Touma, który z miłości zamknął heroinę w klatce, okazał się najpopularniejszym wśród Japonek bohaterem gry) oraz naprawdę duża ilosć drama CD w typie „Bad Medicine -Infectious Teachers-" czy „ALICE=ALICE” w ogóle by się nie sprzedawały (a studio Rejet to by już w ogóle splajtowało dawno temu…). A się sprzedają, i to jak jeszcze! Akurat ta gałąź biznesu kwitnie.
Japońscy salarymani nie mają z tym nic wspólnego. Robisz nadinterpretację, i to dość feministyczną. Zresztą, wystarczy spojrzeć na ogromny sukces tego pseudo sado‑maso badziewia „50 twarzy Greya” – takie fantazje tkwią też w kobietach. A już motyw „wydobywania z brutala jego dobrej strony, nie tracąc przy tym całkiem brutala” jest chyba jednym z najstarszych możliwych.