x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Ogólnie na plus, dobrze się czyta, wciąga i nawet chwilami trzyma w napięciu :)Nastrój rzeczywiście ponury, ale nie przytłacza. kliknij: ukryte Zakończenie jednak lekko rozczarowało, mogło być nieco bardziej… rozstrzygające.
Ariel-chan
10.10.2015 13:24 1 tom - Nie wiem, co to miało być, ale to było dziwne xD
1 tom – Nie wiem, co to miało być, to było dziwne xD
Po 1 tomie mam mętlik w głowie. I to nie taki z cyklu, że nic nie zrozumiałam, bo w sumie fabuła była dosyć prosta. Po prostu to było tak… dziwne. Momentami głupie i żenujące, ale z drugiej strony czytało się szybko i podobało mi się. Choć co, to ja nie wiem, chyba ta cała „dziwność” i „inność” mi się podobała xD
Nie spodziewałam się tego znaczka + 18, no i w sumie nie bez kozery tam się znalazł. Już sam początek mnie zabił xD
Generalnie nie wiem, czego się spodziewałam, ale chyba jednak trochę większej fantastyki, czegoś tak pięknego i skomplikowanego jak u Moto. Ale to nie było to.
Tutaj dostałam historię psychicznego chłopca (bo on w sumie cały jest psychiczny jak dla mnie), któremu pod wpływem elektrowstrząsów objawia się bogini, po czym przeżywa jakąś pseudomiłosną historię podczas wojny. Mówię pseudo, bo jak dla mnie to było tak naciągane – zobaczył Żydówkę i co, zakochał się od pierwszego wejrzenia? Po czym ledwie historia się zaczyna, a już się kończy. Potem się budzi w szpitalu i zaś pod wpływem hipnozy doznaje kolejnej wizji. Tym razem wraz z dziewczyną lądują na bezludnej wyspie, na której zwierzęta żyją w dziwnej symbiozie. Później okazuje się, czemu te zwierzęta są takie mądre kliknij: ukryte (wychowane przez człowieka, który je przywiózł z zoo), więc można to jakoś uznać. Zresztą, to była niby tylko wizja, więc w sumie jakaś dziwna fantastyka… nie powinna mnie dziwić. Ta historia już była dłuższa i już można bardziej wierzyć, że się w jakiś dziwaczny sposób zakochał w babce, której wcześniej nie lubił. A potem Shougo zwiewa ze szpitala ( kliknij: ukryte po drodze mordując jakąś przystawiająca się do niego nimfomankę XD), jakaś kobieta go widzi uciekającego i stwierdzając, że byłby z niego niezły, uwaga, maratończyk, zabiera go do chatki w górach i zaczyna trenować na biegacza. I stąd mamy te okropny obrazek na okładce, bo w sumie on biega przez 1/3 tomu. Nie, nie było to aż takie nudne, jak brzmi, ale… Hmm.
Kreska jest generalnie paskudna, ta ekspresja twarzy… momentami nie wiedziałam, czy niektóre miny miały być śmieszne, czy przerażające, czy jakie. Czy on to rysował momentami na poważnie, czy nie? A choćby ta „ekspresja” jak tatusiek Shougo widzi małego brzdąca i się drze „dość tego”, serio nie wiem, co to miało znaczyć xD Czego on miał dość? xD To była jakaś przesadna do przesady złość i kompletnie niezrozumiała. Ale widać, że ludzie w tamtych czasach jeszcze nie do końca wiedzieli, jak ładnie rysować ekspresje twarzy, by to jakoś wyglądało. No, do Moto Hagio się nie umywa. „Srebrny Trójkąt” w porównaniu – a raczej i bez porównania – jest przepiękny graficznie, skomplikowany fabularnie w cudowny sposób i absolutnie fantastyczny (w sensie fantastyki, ale że wspaniały też xD).
Co mnie jeszcze przeraziło? Dialogi i onomatopeje. No dobra, dialogi nie były aż takie złe, ale raz – momentami sztuczne i naciągane, da się przeżyć. Dwa – bardzo dużo, zbyt dużo „he he he he” (czyli śmiechu, który nie wiedziałam, czy miał być normalnym śmiechem, czy jakimś takim… „śmieję się, bo jestem szalony i mam niecne zamiary”, czy jeszcze jakimkolwiek innym. Podejrzewam, że wszystkie odpowiedzi są prawidłowe xD). I „chu chu chu” i innych takich dziwacznych… Jak nigdy nie zwracam uwagi na onomatopeje, tak tutaj bywało ich więcej niż dialogów i trudno było ich nie czytać xD No w sumie biegał ciągle, to co miał nie chuchać, ale to było takie… no, głupie, bo nie wiem, jak to inaczej określić. I jeszcze te zabawy w gonienie się wokół jeziorka. No, tylko że to nie była tak do końca zabawa, bo ona serio zwiewała, a on ją gonił co najmniej jakby miał owe zamiary pasujące do wspomnianego wyżej „hehehe”. I serio nie wiem, co to miało być O.o' xD
To było dziwne. Bardzo dziwne. Ale w sumie nie żałuję tej mangi i cieszę się, że wydali coś doroślejszego, a nie jakiegoś „Kimbę” czy inną dziecinadę, bo tego to już chyba nawet dla fabuły bym nie kupiła. Średnio „Kimbę” pamiętam, ogladałam, jak byłam mała, ale już wtedy nie podobała mi się ta kreska ani ta przesadna do przesady ekspresja twarzy, bo i w anime ją stosowali. To było moje pierwsze spotkanie z mangowym Tezuką, więc i oczekiwania mogłam mieć większe (?) albo po prostu inne (?), bo ja wiem? Podsumowując: Moto Hagio mą królową mangi i to się nie zmieni ^_^ Wymyśla lepsze fabuły, bardziej skomplikowane, z lepszymi bohaterami, takich co da się lubić, i po prostu przepięknie rysuje ^~^ Ejmen.
1 tom - Nie wiem, co to miało być, ale to było dziwne xD
Po 1 tomie mam mętlik w głowie. I to nie taki z cyklu, że nic nie zrozumiałam, bo w sumie fabuła była dosyć prosta. Po prostu to było tak… dziwne. Momentami głupie i żenujące, ale z drugiej strony czytało się szybko i podobało mi się. Choć co, to ja nie wiem, chyba ta cała „dziwność” i „inność” mi się podobała xD
Nie spodziewałam się tego znaczka + 18, no i w sumie nie bez kozery tam się znalazł. Już sam początek mnie zabił xD
Generalnie nie wiem, czego się spodziewałam, ale chyba jednak trochę większej fantastyki, czegoś tak pięknego i skomplikowanego jak u Moto. Ale to nie było to.
Tutaj dostałam historię psychicznego chłopca (bo on w sumie cały jest psychiczny jak dla mnie), któremu pod wpływem elektrowstrząsów objawia się bogini, po czym przeżywa jakąś pseudomiłosną historię podczas wojny. Mówię pseudo, bo jak dla mnie to było tak naciągane – zobaczył Żydówkę i co, zakochał się od pierwszego wejrzenia? Po czym ledwie historia się zaczyna, a już się kończy. Potem się budzi w szpitalu i zaś pod wpływem hipnozy doznaje kolejnej wizji. Tym razem wraz z dziewczyną lądują na bezludnej wyspie, na której zwierzęta żyją w dziwnej symbiozie. Później okazuje się, czemu te zwierzęta są takie mądre kliknij: ukryte (wychowane przez człowieka, który je przywiózł z zoo), więc można to jakoś uznać. Zresztą, to była niby tylko wizja, więc w sumie jakaś dziwna fantastyka… nie powinna mnie dziwić. Ta historia już była dłuższa i już można bardziej wierzyć, że się w jakiś dziwaczny sposób zakochał w babce, której wcześniej nie lubił. A potem Shougo zwiewa ze szpitala ( kliknij: ukryte po drodze mordując jakąś przystawiająca się do niego nimfomankę XD), jakaś kobieta go widzi uciekającego i stwierdzając, że byłby z niego niezły, uwaga, maratończyk, zabiera go do chatki w górach i zaczyna trenować na biegacza. I stąd mamy te okropny obrazek na okładce, bo w sumie on biega przez 1/3 tomu. Nie, nie było to aż takie nudne, jak brzmi, ale… Hmm.
Kreska jest generalnie paskudna, ta ekspresja twarzy… momentami nie wiedziałam, czy niektóre miny miały być śmieszne, czy przerażające, czy jakie. Czy on to rysował momentami na poważnie, czy nie? A choćby ta „ekspresja” jak tatusiek Shougo widzi małego brzdąca i się drze „dość tego”, serio nie wiem, co to miało znaczyć xD Czego on miał dość? xD To była jakaś przesadna do przesady złość i kompletnie niezrozumiała. Ale widać, że ludzie w tamtych czasach jeszcze nie do końca wiedzieli, jak ładnie rysować ekspresje twarzy, by to jakoś wyglądało. No, do Moto Hagio się nie umywa. „Srebrny Trójkąt” w porównaniu – a raczej i bez porównania – jest przepiękny graficznie, skomplikowany fabularnie w cudowny sposób i absolutnie fantastyczny (w sensie fantastyki, ale że wspaniały też xD).
Co mnie jeszcze przeraziło? Dialogi i onomatopeje. No dobra, dialogi nie były aż takie złe, ale raz – momentami sztuczne i naciągane, da się przeżyć. Dwa – bardzo dużo, zbyt dużo „he he he he” (czyli śmiechu, który nie wiedziałam, czy miał być normalnym śmiechem, czy jakimś takim… „śmieję się, bo jestem szalony i mam niecne zamiary”, czy jeszcze jakimkolwiek innym. Podejrzewam, że wszystkie odpowiedzi są prawidłowe xD). I „chu chu chu” i innych takich dziwacznych… Jak nigdy nie zwracam uwagi na onomatopeje, tak tutaj bywało ich więcej niż dialogów i trudno było ich nie czytać xD No w sumie biegał ciągle, to co miał nie chuchać, ale to było takie… no, głupie, bo nie wiem, jak to inaczej określić. I jeszcze te zabawy w gonienie się wokół jeziorka. No, tylko że to nie była tak do końca zabawa, bo ona serio zwiewała, a on ją gonił co najmniej jakby miał owe zamiary pasujące do wspomnianego wyżej „hehehe”. I serio nie wiem, co to miało być O.o' xD
To było dziwne. Bardzo dziwne. Ale w sumie nie żałuję tej mangi i cieszę się, że wydali coś doroślejszego, a nie jakiegoś „Kimbę” czy inną dziecinadę, bo tego to już chyba nawet dla fabuły bym nie kupiła. Średnio „Kimbę” pamiętam, ogladałam, jak byłam mała, ale już wtedy nie podobała mi się ta kreska ani ta przesadna do przesady ekspresja twarzy, bo i w anime ją stosowali. To było moje pierwsze spotkanie z mangowym Tezuką, więc i oczekiwania mogłam mieć większe (?) albo po prostu inne (?), bo ja wiem? Podsumowując: Moto Hagio mą królową mangi i to się nie zmieni ^_^ Wymyśla lepsze fabuły, bardziej skomplikowane, z lepszymi bohaterami, takich co da się lubić, i po prostu przepięknie rysuje ^~^ Ejmen.