The Innocent
Recenzja
Kiedy człowiek umiera, jego dusza zostaje zazwyczaj oczyszczona, a on odradza się, ale ten przywilej nie został dany Ashowi. Rada Aniołów, przed którą staje, stwierdza, że jego dusza posiada zbyt wiele skaz, by mężczyzna mógł się odrodzić. Ponieważ Ash został niesłusznie skazany i zginął na krześle elektrycznym, Rada postanawia dać mu szansę: powróci on na Ziemię wraz z opiekunem o imieniu Angel, by pomagać osobom takim jak on – oczekującym na śmierć za zbrodnie, których nie popełnili. Jeżeli satysfakcjonująco wypełni swoje zadanie, zostanie oczyszczony.
The Innocent to interesująca koprodukcja amerykańsko‑japońska, oparta na pomyśle założyciela Marvel Studios, Aviego Arada, a zrealizowana przez scenarzystę Junichiego Fujisaku i rysownika Ko Yasunga. Ponieważ w najbliższych planach mam także recenzję główną The Innocent, pozostawię głębszą analizę fabuły i szczegółowy opis kreski Ko Yasunga na tę okazję. Dość powiedzieć, że graficznie manga to prawdziwy cukierek dla oka: zwraca uwagę szalenie estetycznymi projektami postaci i dynamizmem przedstawionych scen. Chociaż grupą docelową komiksu są panowie, także czytelniczki znajdą tutaj coś dla siebie; wystarczy wspomnieć, że zarówno główny bohater, jak i jego przeciwnik, to całkiem porządni bishouneni.
Kiedy odebrałam swój egzemplarz The Innocent przez pierwsze dziesięć minut podziwiałam obwolutę, a przez kilka kolejnych ukrytą pod nią okładkę. Śmiem twierdzić, że to najładniej wydana w Polsce manga w roku 2011. Matowa czarno‑srebrna obwoluta przykuwa wzrok efektownym przedstawieniem głównego bohatera, utrzymanym w zimnych odcieniach szarości, bieli i niewielkiej ilości bladej żółci. Dwukrotnie powtórzony tytuł i autorzy to jedyne elementy liternicze, jakie zdobią przód obwoluty. Srebrny, elegancki krój liter pięknie odcina się od czarnego tła i współgra z paletą barw zastosowaną w rysunku Asha. Wszelkie dodatkowe informacje umieszczono z tyłu, acz trochę szkoda, że zamiast wkomponować w okładkę, wstawiono je w białe pole, brutalnie odcinające się od tła będącego dokończeniem rysunku z przodu mangi. Na skrzydełkach obwoluty umieszczono zdjęcia i rysunki przedstawiające autorów, którym towarzyszą krótkie notki odautorskie. Pod obwolutą kryje się równie udana okładka utrzymana w bieli i srebrze, powtarzająca motywy z tej pierwszej. Na początku tomiku znajdują się dwie kartki wydrukowane na papierze kredowym; tytułowa i z grafiką przedstawiającą bohaterów oraz spisem treści (ta druga to także kolorystyczny i literniczy majstersztyk). Komiks wydrukowano na wysokiej jakości białym papierze dbając, by kontrast i ilość nałożonej farby były idealne. Jest to o tyle istotne, że Ko Yasung wypełnił poszczególne panele rastrami, często o drobnym wzorze i jakakolwiek pomyłka drukarska byłaby bardzo widoczna i zdecydowanie niepożądana. Tłumaczenie jest dobre; opiera się raczej na języku potocznym, jak najbardziej stosownym w przypadku tej historii. Podczas lektury nie rzuciły mi się w oczy żadne wpadki tłumaczeniowe, natomiast pojawił się jeden, ale za to bardzo przykry błąd ortograficzny – „męda” zamiast „mendy”. Dla niektórych może być także wadą pozostawienie obok polskiej wersji językowej japońskich onomatopei. Mnie nie przeszkadzały, głównie dlatego, że trudno byłoby je usunąć, nie naruszając jednocześnie rysunkowej kompozycji poszczególnych paneli. „Z dwojga złego” wolę wersję estetyczniejszą. Małym zgrzytem był tekst w dymkach, który w kilku miejscach zlewał się, sprawiając wrażenie, jakby między wyrazami nie wstawiono spacji (może faktycznie o niej zapomniano). Warto też wspomnieć, że niektóre kwestie, jak piosenka, którą śpiewa jeden z bohaterów niemowlakowi, nie zostały przetłumaczone (przy czym są one zawsze po angielsku). Ma to swoje uzasadnienie fabularne, gdyż na przykład wyżej wspomniana piosenka idealnie opisuje scenę, jaka się wtedy rozgrywa, a żaden polski odpowiednik nie byłby jej w stanie zastąpić. Moim zdaniem to bardzo rozsądne podejście, niepsujące czytelnikowi lektury i pozwalające się cieszyć pomysłową grą słów. Ani jedna kartka nie została poświęcona na reklamy, a na ostatniej stronie można znaleźć wszystkie informacje o wydaniu. Patrząc na cenę komiksu (19,90 złotych) i jakość wydania, dochodzę do niepokojącego wniosku, że albo Studio JG jest tak bogate, albo ktoś im dopłaca do interesu. Serio, to jak promocja, idźcie korzystać, póki ktoś nie zauważy, że wydrukowali złą cenę na obwolucie!
The Innocent to jedna z tych małych rzeczy, które cieszą. Nie jest to ambitne dzieło, tłumaczące sens życia, ale kawałek sprawnie i z pomysłem napisanej historii o człowieku, który jeszcze za życia musiał być wyjątkowy. Warto się w nie zaopatrzyć, chociażby dla samej przyjemności dotykania i wpatrywania się w tę piękną matową obwolutę.
Tomiki
Tom | Tytuł | Wydawca | Rok |
---|---|---|---|
1 | Tom 1 | Studio JG | 11.2011 |