x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w polityce prywatności.
Wyskoczyła mi na tanukowej głównej recenzja adaptacji tej mangi i przeczytałam ją sobie trochę z nudów. Potem, kierowana tym samym uczuciem, przeczytałam recenzję mangi, żeby finalnie – już w przypływie brawury, zabrać się za sam komiks. Zmogłam zaledwie jeden tom, po czym stwierdziłam, że jednak nie.
Gdzie leży problem? Nie mogę powiedzieć, żeby recenzja mnie oszukała. Rzeczywiście dane jest nam śledzić poczynania małoletniej Mayi, dziewczynki – co podkreśla się nam na każdym kroku – mocno nijakiej, którą pomiatają wszyscy, łącznie z jej rodzoną matką. Jedyną cechą wyróżniającą bohaterkę jest jej nieprzeciętny talent aktorski. Talent, co należy wziąć pod uwagę – nieuświadomiony. Dzięki pomocy usłużnie podsuniętej przez scenariusz dobrej czarownicy (przenośnia), Maya pojmuje, że chce poświęcić się sztuce i wkracza na trudną i wyboistą ścieżkę do spełnienia marzeń. I faktycznie to aktorstwo i ciężka praca stanowią tu główną oś fabuły… A jednak czuję się wprowadzona w błąd. Glass no kamen JEST bajką dla grzecznych dziewczynek, o ile śmiało(?) założymy, że grzeczne dziewczynki mogą marzyć o czymś innym niż miłość księcia. Chociaż, z drugiej strony, chęć zostania aktorską to chyba popularne marzenie w okresie wczesnonastoletnim.
Na dodatek jest to bajka opowiedziana w stylu shoujo z lat 70tych, a do takiej narracji trzeba mieć szczególny rodzaj cierpliwości. A więc wszystkie przedstawione tu emocje zostały podkręcone na jakieś 300%. Nie ma zadowolenia, jest ekstaza. Nie ma smutku, jest rozpacz i histeria. Nie ma gniewu, jest amok, etc. I trudno mieć o to pretensję, taka konwencja. Konwencja również wymaga, żeby na bohaterkę spadały Niesprawiedliwość i Przeciwności Losu, ale nie takie zwyczajne, tylko przekombinowane i aż do śmieszności dramatyczne. Maya chce zobaczyć przedstawienie operowe (tutaj w wersji na dyskretnie ocenzurowane kwestie mówione)? Musi pracować na to aż do utraty przytomności z wyczerpania, a potem jeszcze rzucić się po bilet do morza. Maya, której nie stać na wpisowe do szkoły aktorskiej, chce chociaż przez okno przyjrzeć się lekcji? Źli studenci szczują ją psami. Maya zostaje wybrana do obsady szkolnego przedstawienia? Przypada jej rola „Najbrzydszej i Najgłupszej Dziewczyny w Królestwie”, Osoba A jest w konflikcie z Osobą B? Wylewa na nią wrzątek z czajnika, który – cóż za przypadek – akurat znalazł się pod ręką w samym środku przyjęcia ... I wszędzie pełno jest Złych Ludzi, którzy wykrzywiając twarze w złośliwym grymasie szydzą z Mayi zupełnie bez powodu. Do tego stopnia, że każda postać, która tego nie robi, jawi się jako ktoś Dobry, nawet jeśli faktycznie jest postacią neutralną.
Nie poświęca się nawet chwili uwagi faktowi, że ktoś wydał ciężkie pieniądze na bilet na operę w celu zabrania swojej dziewczyny na randkę i wcale niekoniecznie może mu się podobać, że dziewczyna owa pozbywa się tego biletu dla złośliwego kaprysu. I jaki nauczyciel z chociaż odrobiną rozumu zgodziłby się na inscenizację „sztuki”, w której jedna z ról jest czystym upokorzeniem? Jasne, zostaje nam wyłożone jak krowie na rowie, że to bardzo wymagająca rola, że może skraść przedstawienie, ale która z Was, drogie czytelniczki, w pierwszym odruchu nie pomyślała sobie „o nie…!”, kiedy odkryła, że Maya ma grać jakąś tam Bibi głuptaska, zamiast głównej roli? Kto spodziewałby się w gimnazjalnym przedstawieniu na 20 minut głębi i wielkiego aktorstwa? Kto spodziewałby się, że „aktorka” zostanie pokierowana doświadczeniem zawodowca? No nikt przecież. Obiektywnie mamy tutaj do czynienia z sytuacją skrajnie nieedukacyjną, ale to nic… To samo tyczy się oblanie gotującą się wodą. Czy ofiara trafiła do szpitala? Nie. Czy po napastniczkę przyjechała policja? Nie, ale to nic, bo nie o realizm tu chodzi. Mamy odczuwać EMOCJE. Tak się jednak składa, że są to emocje na poziomie telenoweli.
Żeby to chociaż była komedia, ale nie, historia traktuje się z pełną powagą.
Nie umiem się zaangażować w taką historię. Wywracam oczy, śmieję się, a potem tracę cierpliwość i rzucam w kąt…
nn
3.09.2022 14:31
Nie tyle telenoweli, co melodramatu, którym ta manga jest. Tyle że w dzisiejszych czasach melodramat przetrwał już tylko w telenowelach, i to w słabej formie.
Nie mogę zgodzić się z zarzutem co do nauczyciela – w tym zawodzie jak najbardziej trafiają się tacy, którzy nie mieliby z tą rolą żadnych problemów, a niektórzy pewnie nawet nie rozumieliby, dlaczego komuś może się ona nie podobać.
Żeby to chociaż była komedia, ale nie, historia traktuje się z pełną powagą.
Oj nie – gdyby to była komedia, to dopiero ta manga nie zwracałaby uwagi w żaden sposób, jeśli w ogóle nadawałaby się do czytania.
Sama mangę rzuciłam kiedy miałam już potąd szanownej primadonny Tsukikage, której nikt nigdy nie wytłumaczył, że tworzenie aktorki idealnej nie usprawiedliwia psychologicznych i fizycznych tortur, bo wszyscy byli zbyt zajęci zachwycaniem się jej geniuszem.
(w zasadzie, o ile sam zarzut bardzo słuszny, nadęcie Tsukikage wyjaśnia brak pogotowia i policji – kobieta miała wywalone na wszystko niebędące Sztuką, gdyby na ulicy widziała napad, co najwyżej kazałaby ofierze zejść jej z drogi)
Nie mogę zgodzić się z zarzutem co do nauczyciela – w tym zawodzie jak najbardziej trafiają się tacy, którzy nie mieliby z tą rolą żadnych problemów, a niektórzy pewnie nawet nie rozumieliby, dlaczego komuś może się ona nie podobać.
No tak, w tym niewątpliwie masz rację heh… Chyba, że rola taka trafiłaby się dziewczynce z wyszczekaną matką.
Co do komedii… Z jednej strony trzeba pamiętać, że w latach 70tych powstawały już parodie gatunku, z drugiej nie byłoby parodii, gdyby nie takie dzieła jak to.
nn
5.09.2022 15:02
Były parodie, i niektóre nawet całkiem dobre, ale dla mnie Glass Mask na komedię się nie nadaje, bo Maya jest taką ofiarą, że za łatwo jej współczuć albo przynajmniej się nad nią litować ;D
Co mi przypomina że kartonowa Tsukikage pojawiła się się w musicalu Patalliro XD
Może manga długa… Ale nie żałuję ani minuty spędzonej na czytanie! Manga ma ładną kreskę, fabuła jest zaskakująca i nietypowa. Z reguły nie lubię tasiemców, ale dla tej mangi z przyjemnością zrobiłam wyjątek.
Przetłumaczone 30parę. Napisałam w recenzji, czego można się spodziewać i jeśli uważasz, że brzmi to interesująco to czytaj śmiało. Jak się znudzi po 20 tomach, to zawsze będziesz o te tysiące stron dobrej zabawy do przodu:)
Przepraszam, ale od dłuższego czasu nie czytam recenzji bo są zbyt subiektywne, ale lubię długie serie zwłaszcza romansidła z tym, że obawiam się epizodyczności i odbicia do wątków pobocznych(od romansowego), bo tak to zwykle bywa jak coś ma ponad 20 tomów. Tak było w Kimi wa Pet gdzie połowę z 90 chapterów stanowiły jakieś dziwne wypełniacze nie wnoszące absolutnie nic do fabuły.
Uwaga, poniższa opinia zawiera sporą dawkę subiektywizmu.
Nie, romans nie może być nazwany „pobocznym wątkiem”, bo podporządkowany jest ściśle głównemu celowi, którego rozwinięcie powoli acz pełznie do przodu.
Chodziło mi o to czy w tej serii w miarę postępowania historii romans schodzi na drugi plan jak napisała Yiya poniżej, np postępuje rozwój kariery bohaterek ale relacje między niedoszłymi kochankami nie zmieniają się w ogóle.
Jacy kochankowie? Ten cały „romans” istniał tylko w ich głowach i całe szczęście. Jest w pewnym sensie siłą napędową, miał różne koleje losu, ale nadal pozostaje w większości korespondencją.
Ale Poza tym- ciekawie napisana recenzja, no i zgadzam się z autorką- bardzo ciekawe jest obserwowanie zmagań bohaterek, no i…cieszy, że mimo iż shojo, nie dominuje wątek romantyczny, lecz ukazania życiowej pasji utalentowanych ludzi.
Gdzie leży problem? Nie mogę powiedzieć, żeby recenzja mnie oszukała. Rzeczywiście dane jest nam śledzić poczynania małoletniej Mayi, dziewczynki – co podkreśla się nam na każdym kroku – mocno nijakiej, którą pomiatają wszyscy, łącznie z jej rodzoną matką. Jedyną cechą wyróżniającą bohaterkę jest jej nieprzeciętny talent aktorski. Talent, co należy wziąć pod uwagę – nieuświadomiony. Dzięki pomocy usłużnie podsuniętej przez scenariusz dobrej czarownicy (przenośnia), Maya pojmuje, że chce poświęcić się sztuce i wkracza na trudną i wyboistą ścieżkę do spełnienia marzeń. I faktycznie to aktorstwo i ciężka praca stanowią tu główną oś fabuły… A jednak czuję się wprowadzona w błąd. Glass no kamen JEST bajką dla grzecznych dziewczynek, o ile śmiało(?) założymy, że grzeczne dziewczynki mogą marzyć o czymś innym niż miłość księcia. Chociaż, z drugiej strony, chęć zostania aktorską to chyba popularne marzenie w okresie wczesnonastoletnim.
Na dodatek jest to bajka opowiedziana w stylu shoujo z lat 70tych, a do takiej narracji trzeba mieć szczególny rodzaj cierpliwości. A więc wszystkie przedstawione tu emocje zostały podkręcone na jakieś 300%. Nie ma zadowolenia, jest ekstaza. Nie ma smutku, jest rozpacz i histeria. Nie ma gniewu, jest amok, etc. I trudno mieć o to pretensję, taka konwencja. Konwencja również wymaga, żeby na bohaterkę spadały Niesprawiedliwość i Przeciwności Losu, ale nie takie zwyczajne, tylko przekombinowane i aż do śmieszności dramatyczne. Maya chce zobaczyć przedstawienie operowe (tutaj w wersji na dyskretnie ocenzurowane kwestie mówione)? Musi pracować na to aż do utraty przytomności z wyczerpania, a potem jeszcze rzucić się po bilet do morza. Maya, której nie stać na wpisowe do szkoły aktorskiej, chce chociaż przez okno przyjrzeć się lekcji? Źli studenci szczują ją psami. Maya zostaje wybrana do obsady szkolnego przedstawienia? Przypada jej rola „Najbrzydszej i Najgłupszej Dziewczyny w Królestwie”, Osoba A jest w konflikcie z Osobą B? Wylewa na nią wrzątek z czajnika, który – cóż za przypadek – akurat znalazł się pod ręką w samym środku przyjęcia ... I wszędzie pełno jest Złych Ludzi, którzy wykrzywiając twarze w złośliwym grymasie szydzą z Mayi zupełnie bez powodu. Do tego stopnia, że każda postać, która tego nie robi, jawi się jako ktoś Dobry, nawet jeśli faktycznie jest postacią neutralną.
Nie poświęca się nawet chwili uwagi faktowi, że ktoś wydał ciężkie pieniądze na bilet na operę w celu zabrania swojej dziewczyny na randkę i wcale niekoniecznie może mu się podobać, że dziewczyna owa pozbywa się tego biletu dla złośliwego kaprysu. I jaki nauczyciel z chociaż odrobiną rozumu zgodziłby się na inscenizację „sztuki”, w której jedna z ról jest czystym upokorzeniem? Jasne, zostaje nam wyłożone jak krowie na rowie, że to bardzo wymagająca rola, że może skraść przedstawienie, ale która z Was, drogie czytelniczki, w pierwszym odruchu nie pomyślała sobie „o nie…!”, kiedy odkryła, że Maya ma grać jakąś tam Bibi głuptaska, zamiast głównej roli? Kto spodziewałby się w gimnazjalnym przedstawieniu na 20 minut głębi i wielkiego aktorstwa? Kto spodziewałby się, że „aktorka” zostanie pokierowana doświadczeniem zawodowca? No nikt przecież. Obiektywnie mamy tutaj do czynienia z sytuacją skrajnie nieedukacyjną, ale to nic… To samo tyczy się oblanie gotującą się wodą. Czy ofiara trafiła do szpitala? Nie. Czy po napastniczkę przyjechała policja? Nie, ale to nic, bo nie o realizm tu chodzi. Mamy odczuwać EMOCJE. Tak się jednak składa, że są to emocje na poziomie telenoweli.
Żeby to chociaż była komedia, ale nie, historia traktuje się z pełną powagą.
Nie umiem się zaangażować w taką historię. Wywracam oczy, śmieję się, a potem tracę cierpliwość i rzucam w kąt…
Nie mogę zgodzić się z zarzutem co do nauczyciela – w tym zawodzie jak najbardziej trafiają się tacy, którzy nie mieliby z tą rolą żadnych problemów, a niektórzy pewnie nawet nie rozumieliby, dlaczego komuś może się ona nie podobać.
Oj nie – gdyby to była komedia, to dopiero ta manga nie zwracałaby uwagi w żaden sposób, jeśli w ogóle nadawałaby się do czytania.
Sama mangę rzuciłam kiedy miałam już potąd szanownej primadonny Tsukikage, której nikt nigdy nie wytłumaczył, że tworzenie aktorki idealnej nie usprawiedliwia psychologicznych i fizycznych tortur, bo wszyscy byli zbyt zajęci zachwycaniem się jej geniuszem.
(w zasadzie, o ile sam zarzut bardzo słuszny, nadęcie Tsukikage wyjaśnia brak pogotowia i policji – kobieta miała wywalone na wszystko niebędące Sztuką, gdyby na ulicy widziała napad, co najwyżej kazałaby ofierze zejść jej z drogi)
No tak, w tym niewątpliwie masz rację heh… Chyba, że rola taka trafiłaby się dziewczynce z wyszczekaną matką.
Co do komedii… Z jednej strony trzeba pamiętać, że w latach 70tych powstawały już parodie gatunku, z drugiej nie byłoby parodii, gdyby nie takie dzieła jak to.
Co mi przypomina że kartonowa Tsukikage pojawiła się się w musicalu Patalliro XD
Napisałam w recenzji, czego można się spodziewać i jeśli uważasz, że brzmi to interesująco to czytaj śmiało. Jak się znudzi po 20 tomach, to zawsze będziesz o te tysiące stron dobrej zabawy do przodu:)
Nie, romans nie może być nazwany „pobocznym wątkiem”, bo podporządkowany jest ściśle głównemu celowi, którego rozwinięcie powoli acz pełznie do przodu.
GM
Ale Poza tym- ciekawie napisana recenzja, no i zgadzam się z autorką- bardzo ciekawe jest obserwowanie zmagań bohaterek, no i…cieszy, że mimo iż shojo, nie dominuje wątek romantyczny, lecz ukazania życiowej pasji utalentowanych ludzi.
Re: GM