Tanuki-Manga

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Manga

Okładka

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 kreska: 8/10
fabuła: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 23
Średnia: 6,17
σ=2,01

Wylosuj ponownieTop 10

Aisanai Otoko

Rodzaj: Komiks (Japonia)
Wydanie oryginalne: 2008
Liczba tomów: 1
Tytuły alternatywne:
  • 愛さない男
Widownia: Josei; Postaci: Artyści, Pracownicy biurowi; Rating: Nagość, Seks; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm, Shounen-ai/yaoi

Nieco leniwy romans „z życia wzięty”, a także przykład na to, że nawet najgorsza seria miłosnych porażek musi się kiedyś skończyć.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: cathbanned

Recenzja / Opis

Zatrudniony w wydawnictwie Sahara zauważa, że grafik Seto od jakiegoś czasu stara się do niego zbliżyć. Sahara, przekonany, iż młodszy kolega jest heteroseksualny, stara się zrobić wszystko, aby go zniechęcić do siebie. Cóż, jego zachowanie jest uzasadnione – szukając prawdziwego uczucia, kilkakrotnie wpakował się w związek z kimś, kto preferuje kobiety. Oczywiście wszystkie takie romanse kończyły się porażką, która oznaczała dla bohatera złamane serce i potężnego „doła”. Ale Seto nie daje za wygraną. Czy Sahara zdecyduje się zaryzykować jeszcze raz?

Tym razem Kano Miyamoto skupiła się tylko na romansie jako osi fabuły. Jak to w przypadku tej autorki bywa, całość jest spokojna, nieco melancholijna i zawiera rys realizmu. Uczucia są głęboko skrywane, wstydliwe, ale szalenie intensywne. Fabuła w dużej mierze składa się ze zwyczajnych rozmów i codziennych sytuacji, które pozwalają na lepsze poznanie charakterów bohaterów i ich motywacji. To zdecydowanie nie jest najlepsza manga pani Miyamoto: preferuję jej dzieła, w których romans łączy się z wątkiem jakiejś tajemnicy. Mimo to Aisanai Otoko czytało się dobrze, bo chociaż okazało się schematyczne i w ostatecznym rozrachunku nieco „baśniowe”, to jednak mówiło o uczuciach w sposób subtelny i ciepły. Być może to jest przyczyną wrażenia realistyczności, jakie sprawiają jej komiksy – wprawdzie ilość osób homoseksualnych na metr kwadratowy przekracza normy, to jednak ich perypetie wydają się „z życia wzięte”, a zachowanie naturalne, ludzkie chciałoby się powiedzieć. To na pewno nie jest coś, co zainteresuje miłośniczki yaoi nastawione na silne emocje, płomienne wyznania i bohaterów przypominających amantów hollywoodzkiego kina. Owszem, scen tu nie brakuje, nawet całkiem intensywnych, ale Kano Miyamoto bardzo wyraźnie unika pokazywania strategicznych miejsc, tudzież rysuje je w taki sposób, że i tak nic nie widać. Poza tym, to jednak nadal manga, w której seks jest tylko dodatkiem, chociaż istotnym, bo mówiącym Czytelnikowi, jak różne podejście do tej kwestii mogą mieć różni ludzie. Do czego zmierzam… Motyw bohatera, który traktuje pójście do łóżka z kimś, kogo nie kocha, jako pewną namiastkę prawdziwego uczucia i zaspokojenia swoich pragnień fizycznych, pojawia się u tej autorki dosyć często. Nie będę dywagować nad tym, czy w rzeczywistości jest to zachowanie charakterystyczne dla osób homoseksualnych, ponieważ nie posiadam takiej wiedzy, a trudno traktować komiks jako wiarygodne źródło. Natomiast, co ciekawe, pani Miyamoto w żadnym momencie nie potępia takiego podejścia, wskazując jedynie, że może ono być przyczyną konfliktów i w zasadzie poza chwilową ulgą i zapomnieniem nie daje niczego oraz nie rozwiązuje problemu. Sama złapałam się na tym, że nie pogardzam Saharą, kiedy ten wikła się w taki związek, ale za to jest mi go niesamowicie żal. Zwłaszcza, że chęć „ulżenia sobie” była tu czynnikiem mocno drugorzędnym, a bohaterem kierowało przede wszystkim chorobliwe wręcz poczucie samotności. Oczywiście, może się takie podejście nie podobać, ale warto jednak docenić mistrzostwo, z jakim mangaczka oddaje te wszystkie złożone i delikatne emocje.

Ponieważ fabuła jest raczej prosta i ogranicza się do ukazania początków rodzącego się uczucia, a i to bez fajerwerków, cały urok tej mangi to zasługa bohaterów, którzy z powodzeniem mogliby faktycznie istnieć. Cóż, zarówno Sahara, jak i Seto, nie są typem faceta, do jakiego ma się ochotę piszczeć. Określenie „silna osobowość” zdecydowanie nie ma zastosowania w tym przypadku, gdyż obaj panowie przypominają trochę dzieci, które po omacku szukają siebie we mgle. Sahara to typowy pracownik biurowy, średnio przystojny, w okularach, który samotne wieczory spędza w domu z kotem. Przez swoją naiwność i brak asertywności coraz bardziej zamyka się w sobie. Brutalnie mówiąc, jest po prostu żałosny i ma nieprawdopodobnego pecha, ale przez to wzbudza sympatię czytelnika (tak, to bardzo ludzkie, poprawiać sobie nastrój niedolą innych…). Seto jest niewiele lepszy, już od dłuższego czasu pała platonicznym uczuciem do kolegi, ale nie ma odwagi powiedzieć nic wprost. Jego budzące litość awanse przynoszą więcej szkody niż pożytku. Cichy i raczej nieśmiały chłopak stara się jak może, ale jakoś mu nie idzie. Przyznacie, że idealnie się dobrali? Ich związek to pasmo niedomówień, pomyłek i stwierdzeń wypowiedzianych w najmniej odpowiednim momencie, na dodatek zazwyczaj źle zrozumianych przez drugą stronę. Ale na tym polega urok tej mangi, na docieraniu się, szukaniu odpowiedniej drogi komunikacji. Nie przeczę, że bywały momenty, kiedy miałam ochotę kopnąć panów w cztery litery, żeby się wreszcie wzięli do kupy, ale w ostatecznym rozrachunku nie żałuję, że akcja potoczyła się tak, a nie inaczej.

Na osobną uwagę zasługuje też oneshot dołączony do historii głównej, o wdzięcznym tytule Snow Tale. Opowiada on historię Hiromu, który w pewien śnieżny dzień ratuje przed zamarznięciem młodego chłopaka imieniem Kouta. Jak się szybko okazuje, pijany młodzieniec nieprzypadkowo zemdlał obok jego mieszkania. Kouta już od dłuższego czasu obserwował Hiromu i jego brutalnego, byłego już, chłopaka… Cóż, nie było to złe, ale wydaje mi się, że autorkę stać na coś znacznie lepszego. Oneshot nie wychodzi poza ramy gatunku, ot, wprowadzenie do historii, scena łóżkowa i właściwie koniec, przyjemny i satysfakcjonujący, zwłaszcza że wykracza poza scenę przedstawiającą śpiących razem bohaterów. Mimo to ani postacie, ani sama historia nie zauroczyły mnie szczególnie, dlatego uważam, że tę część mangi można sobie spokojnie darować.

Graficznie komiks prezentuje się dobrze, chociaż nie zachwyca tak, jak pochodzące z tego samego roku Nemureru Tsuki. Owszem, postacie charakteryzuje ta sama dokładność i świetna mimika, ale tła nie zwracają uwagi taką szczegółowością i artystycznym dopracowaniem. Prawdopodobnie wynika to z faktu, iż większość akcji ma miejsce w zamkniętych pomieszczeniach, a i pejzaż miejski nie daje takiego pola do popisu. Kano Miyamoto oszczędnie operuje nieco szkicową kreską, jak również światłocieniem, przez co całość sprawia raczej kontrastowe wrażenie, mimo dużego natężenia utrzymanych w szarościach rastrów. Sporo tu zbliżeń na twarze bohaterów, ale rysowniczka nie unika pokazywania przestrzeni, zazwyczaj w miarę dokładnie wypełniając ją przedmiotami i przynajmniej sugerując perspektywę. To nie jest typ twórczości, która rzuca na kolana, ale za każdym razem kiedy czytam komiks tej mangaczki, jestem pod ogromnym wrażeniem precyzji, z jaką wykończona jest każda strona oraz niezwykłej estetyczności uzyskanej prostymi środkami.

Cóż, komu więc polecam Aisanai Otoko? Wszystkim miłośniczkom yaoi, dla których seks jest jedynie dodatkiem do romansu, a wszelkie podziały na seme i uke nie powinny mieć racji bytu. To nie jest opowieść o silnych facetach, ale o bardzo przeciętnych facetach z górą problemów. Nie jest to dzieło wybitne, zwłaszcza jak na tę autorkę, ale i tak w porównaniu z większością mang tego gatunku prezentuje się dobrze.

moshi_moshi, 28 listopada 2011

Technikalia

Rodzaj
Wydawca (oryginalny): Libre Shuppan
Autor: Kano Miyamoto